Historia obyczajowa (pozornie) o Łukaszu, pisarzu, któremu nie bardzo układa się w życiu: ścigają go windykatorzy, których zbywa chandlerowskim dowcipem i podstępem; miewa potworne kłopoty z kobietami; nawiedzają go dziwne wspomnienia traumy z tym wszystkim związane niekorzystnie odbijają się na stanie jego zdrowia. Jako człowiek poszukujący pewnej regularności w świecie go otaczającym, zaczyna podejrzewać rzeczywistość o wrogie wobec niego nastawienie. Zaczyna kombinować, co jest nie tak z tym światem?
Pytanie to daje Piotrowi Witoldowi Lechowi asumpt do bardzo interesujących rozważań filozoficzno-egzystencjalnych. Skoro bowiem jego bohater czuje się botem (popychanym przez przeróżne otaczające go źródła energii do działania przede wszystkim kobiety) funkcjonującym w grze fabularnej, to jaki jest jego stopień świadomości? Ile ma swobody w swych poczynaniach? Czy jego życie nie jest całkowicie zdeterminowane? Oczywiście przekłada się to natychmiast na sferę innych niepokojących pytań analogicznych, a dotyczących rzeczywistości nas otaczającej.
Jacek Sobota, pisarz, publicysta, filozof
Wydawnictwo: b.d
Data wydania: 2025-05-01
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 252
**PATRONAT MEDIALNY**
Dziś przychodzę do Was z powieścią mocno nietypową, wymykającą się wszystkim konwenansom, która w niekonwencjonalny sposób łączy ze sobą powieść obyczajową z filozoficznymi zagadnieniami, które wchodzą w myśli i zmuszają do poszukiwania odpowiedzi na pytanie: Czy świat jest taki, jak nam się wydaje, że go widzimy? Czy żyjemy w symulacji, a może wcale nie istniejemy? Czy to prawda, czy to fałsz? A jeśli fałsz, to gdzie leży prawda?
Przed takimi (i wieloma innymi) pytaniami staje Łukasz- nasz główny bohater, który zaczyna dostrzegać, że świat wokół niego robi się "dziwny" i niekorzystnie do niego nastawiony. Mężczyzna jest pisarzem, któremu życie niespecjalnie się układa, a do tego kłopoty ze zdrowiem i... kobietami, sprawiają, że rzeczywistość miesza się z fikcją tworzonej przez niego historii, problemy egzystencjonalne prowadzą do zaskakujących zwrotów, granica się zaciera i odsłania krok po kroku trudną prawdę... a może tylko tak Łukaszowi się wydaje, a on sam popada w obłęd? Może sam choruje i ta choroba nabiera tempa, a leczenie nie przynosi skutku?
Jestem przekonana, że każdy, kto weźmie tę książkę w dłonie i przeczyta, odbierze ją zupełnie inaczej, wysnuje zupełnie inne wnioski i zwróci uwagę na zupełnie inne zagadnienia, ale każdy potwierdzi, że "Świat jest żaden" to książka mocno nietypowa, bardzo tajemnicza, refleksyjna i zmuszająca do poszukiwania odpowiedzi. Do tego wiele nawiązań do duchowych przewodników i wybitnych naukowców takich jak: De Mello, Hawkins, Osho czy Tolle, pobudzą ciekawość, zachęcą do szukania i odkrywania nie tylko istoty swojego jestestwa, ale i tego co nas otacza, ale na co dzień tego nie dostrzegamy, lub nie chcemy widzieć.
Podkreślić jednak trzeba, że nie jest to historia czysto filozoficzna, jest to historia, w której strach przeplata się z nadzieją, tęsknota i niepewność dnia jutrzejszego z radością jednej chwili, a śmierć nieustannie walczy z wolą życia.
Jest to także zwrócenie uwagi na problem depresji i tego jak ludzie chorujący na nią, muszą walczyć z nią każdego dnia, że jest to walka pełna zniechęcenia, potknięć i dołków, a posiadanie oddanych ludzi wokół jest olbrzymią wartością, która nie jednokrotnie może uratować nam życie. Jest to bardzo ważny głos w tym temacie, bo nadal w naszym kraju zdecydowanie za mało się mówi o tej chorobie i jej następstwach.
Jest to jedna z tych książek, które niesamowicie trudno jest zamknąć w sztywnych ramach i jednoznacznie ocenić. Nawet w kilka dni po skończeniu lektury czuje się totalny mętlik w głowie i nadal nie wie się jak ubrać w słowa te emocje i refleksje, które się czuje. Jest to trudna historia, którą trzeba czytać w skupieniu, by uchwycić jej przesłanie, trzeba dać jej czas, by wybrzmiała całą mocą.
Akcja nie dzieje się szybko, ale jej zakończenie zostaje w głowie na długo.
Genialnie Autor ułożył tę fabułę.
Jestem autentycznie szczęśliwa, że mogłam objąć tę książkę patronatem medialnym. Jest ona naprawdę wyjątkowa, i choć minęło już trochę czasu od momentu, w którym skończyłam ją czytać, nie potrafię wyzwolić się spod jej uroku.
Ciągle mam ją w myślach i nie potrafię jej wyrzucić z głowy, a to już naprawdę wiele znaczy. Autorowi gratuluję tak niezwykłej i intrygującej historii, a Was zachęcam do sięgnięcia po tę powieść, bo kryje się tu niezwykła i zaskakująca moc!
Czy polecam?
Zdecydowanie tak. Jest to dokładnie przemyślana historia człowieka, który próbuje zrozumieć to, co wydaje się niezrozumiałe.
Paweł to samotny pisarz mierzący się z głęboką depresją. W utrzymaniu się na powierzchni pomagają mu spotkania z Alicją, kobietą innego mężczyzny, w której...
Przeczytane:2025-09-06, Ocena: 5, Przeczytałam, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2025 roku, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2025,
Kiedy sięgałam po książkę Piotra Witolda Lecha „Świat jest żaden”, nie miałam wobec niej jednoznacznych oczekiwań. Zaintrygował mnie już sam tytuł – zaskakująco chłodny, jakby od razu chciał mnie uprzedzić, że wejdę w przestrzeń nieprzyjazną, nieoczywistą, a może wręcz odpychającą. I rzeczywiście, od pierwszych stron spotykam się z bohaterem, Łukaszem, którego życie nie jest pasmem sukcesów czy realizacją marzeń, ale raczej nieustanną próbą gaszenia pożarów. To pisarz zmagający się nie tylko z własną niemocą twórczą, lecz także z realnymi problemami – od windykatorów, przez burzliwe relacje, po powracające, bolesne wspomnienia. Już sam ten opis sprawia, że powieść wydaje się mocno osadzona w codzienności, jakby autor chciał mi przypomnieć, że rzeczywistość ma w sobie nie tylko szarość, lecz i groteskowe, absurdalne pęknięcia.
Jednak w tym, co początkowo wygląda jak zapis chaotycznego życia, kryje się coś znacznie poważniejszego. Lech stopniowo wprowadza atmosferę podejrzliwości, w której sam Łukasz zaczyna podważać fundamenty świata. Czy to, co przeżywa, jest prawdziwe? Czy ma jakikolwiek wpływ na swoje decyzje, czy raczej działa jak marionetka w rękach nieznanego reżysera? To pytania, które wciągają mnie jako czytelnika w labirynt egzystencjalnych rozważań. Momentami czuję się, jakbym uczestniczyła nie tyle w fabule, co w eksperymencie myślowym, w którym każdy kolejny krok każe zastanowić się nad samym sobą.
„Świat jest żaden” to dla mnie książka o fundamentalnym zwątpieniu – takim, które nie daje spokoju, które podcina korzenie zaufania do rzeczywistości. A przecież znam to uczucie z własnego życia. Kto nigdy nie zastanawiał się, czy wybory, których dokonuje, faktycznie należą do niego? Kto nie miał momentów, w których codzienność wydawała się przesunięta, obca, jakby patrzyło się na nią zza szyby? Lech nie daje łatwego wyjścia. Zamiast oferować pocieszenie, zanurza czytelnika w tej atmosferze niepewności, aż do granic wytrzymałości.
Czytając tę powieść, miałam wrażenie, że twórca bawi się ze mną w grę, której reguł nie mogę do końca pojąć. Raz świat bohatera wydaje się zwyczajny – pełen długów, kłótni i natrętnych myśli – a chwilę później pęka jak cienka skorupa, odsłaniając coś wrogiego i niepokojącego. To właśnie ta zmienność sprawiała, że nie mogłam odłożyć książki, choć nie dawała mi ona typowej satysfakcji. To była raczej mieszanka fascynacji i dyskomfortu, takiego, który zmusza do dalszej lektury, nawet jeśli czuję się nieswojo.
Najbardziej uderzające w tej prozie jest to, że mimo swojej filozoficznej głębi pozostaje ona bardzo oszczędna w słowach. Pan Piotr nie tonie w patetycznych opisach ani w górnolotnych zdaniach. Posługuje się językiem prostym, czasem wręcz szorstkim, a jednak w tym minimalizmie kryje się siła. Każde zdanie ma swój ciężar, każde pytanie trafia jak cios, który nie pozwala przejść obojętnie. Dzięki temu książkę czyta się niemal jak spowiedź – surową, nieupiększoną, a przez to bardziej prawdziwą.
To, co we mnie zostało po lekturze, to dziwne poczucie rozdwojenia. Z jednej strony historia Łukasza wydaje się tak bliska i realistyczna, że łatwo znaleźć w niej odbicie własnych niepewności. Z drugiej – całość jest jak sen, który przemyca coś więcej niż tylko narrację o jednostkowych problemach. To sen o świecie, który być może nie istnieje naprawdę, a jeśli istnieje, to nie po to, by człowiek mógł się w nim odnaleźć. Świat w tej powieści nie jest przyjazny, nie jest nawet neutralny. Jest właśnie „żaden” – obcy, nieprzychylny, a może wręcz pusty w swojej obojętności.
Czy ta książka daje odpowiedzi? Nie. I to właśnie sprawia, że uważam ją za wartościową. Zamiast zamykać rozważania w łatwych formułkach, prowokuje do własnych pytań. W moim przypadku – do powrotu do dawnych wątpliwości o wolną wolę, o sens wyborów, o granice między fikcją a realnością. Lektura nie przyniosła mi ukojenia, ale dała coś cenniejszego: intensywne doświadczenie myślenia i emocjonalnego zanurzenia w cudzej, a jednak bardzo mojej historii.
„Świat jest żaden” zostaje ze mną jako książka wymagająca, ale też niezwykle osobista w odbiorze. Trudno nazwać ją powieścią do „polecenia” każdemu, bo nie wszyscy odnajdą w niej to samo. Dla mnie jednak okazała się czymś więcej niż literaturą rozrywkową. Stała się lustrem, które pokazało moje własne wątpliwości i przypomniało, że czasem najważniejsze pytania nie mają i nie muszą mieć odpowiedzi. To lektura, która w swojej surowości i nieprzystępności kryje wielką siłę – taką, która nie daje się zapomnieć.