Diane, tracąc męża i córkę, traci sens i cel życia. Przechodzi przez kolejne etapy żałoby. Nagła, niespodziewana śmierć najbliższych jest faktem, który przez dwa lata neguje, zamykając się, a raczej barykadując w bólu i wspomnieniach. Nie wychodzi z domu, myje włosy truskawkowym szamponem córki i śpi z jej misiem, wdycha zapach męża i nie rozstaje się z jego bluzą.
Pije, pali, odżywia się, albo i nie, zapasami lub pizzą, zrywa kontakt z rodziną, na barki przyjaciela Feliksa zrzuca prowadzenie wspólnej restauracji literackiej, organizację pogrzebu najbliższych i ciężar opieki nad sobą. Matka, żona, kobieta pogrążona w żałobie, stracie i krzywdzie, których nie uznaje. Zagubiona, bo nagle została sama, a wcześniej zawsze był ktoś pełniący rolę opiekuna: rodzice, mąż.
Do tej niewielkiej książki wracałam dwukrotnie. Napisana z perspektywy od wewnątrz stanowi studium opisu poszczególnych faz straty, reakcji na nią, nie tylko żałoby i śmierci, ale właśnie straty. Zaszywanie się w domu z szczelnie zamkniętymi drzwiami i zasuniętymi kotarami, domu - grobowcu, niszczenie siebie, paraliżujący strach, niepozwalający wstać z łóżka, otworzyć oczu, wielogodzinne prysznice w ubraniu, podczas których woda niezauważalnie z gorącej zmienia się w lodowatą, rodzina narzucająca swoją obojętność i bezwzględną pewność, co i jak wypada czuć, myśleć, robić, wszechogarniająca samotność i z początku ciche, a potem coraz głośniejsze modlitwy - gdy bez odpowiedzi pozostaje pytanie: ,,Dlaczego?" - o śmierć.
Niebyt. Nie czuć, nie wiedzieć, nie myśleć, nie żyć.
Diane ma Feliksa, który daje jej czas na przeżywanie po swojemu rozpaczy, smutku, straty. Wyjazd do Irlandii, który dla głównej bohaterki stanowił ucieczkę, pozwolił jej na powolne i, co najważniejsze, swoje przeżywanie i odnajdywanie siebie, wewnętrznej siły, niewspieranej na niczyich barkach, szansy na to, że się chce i można żyć dalej, po pogodzeniu się, przepracowaniu krzywdy i straty. Fizyczna zmiana miejsca, otoczenia, klimatu, ludzi początkowo nie zmienia nic w sposobie przeżywania bohaterki, ale stopniowo ta zmiana dokonuje się w niej samej.
Zaczyna widzieć kolory, odczuwać głód, zmiany pogody, gotować, opiekować się psem sąsiada, który, początkowo niezwykle irytujący, okazuje się jej lustrem, zaczyna dostrzegać ludzi obok siebie, budzi się w niej pożądanie i miłość. Powolne, bolesne godzenie się na inną rzeczywistość daje jej nadzieję i pozwala podjąć decyzję o powrocie do Francji.
Pogodzona, kupuje białe róże i odwiedza grób najbliższych, opowiada im o sobie, o swoich uczuciach, doświadczeniach, tęsknotach i nadziei. Wraca do restauracji, widzi zniszczenia, jakich dokonała jej nieobecność, i z pomocą Feliksa sprząta, zamawia nową porcelanę oraz książki, przygotowuje biznesplan. Świadoma zaczyna życie blisko siebie.
To kolejna książka, której czytanie daje nadzieję i ukazuje, że zmiany dokonują się w nas samych i są wynikiem długotrwałego i trudnego procesu, na końcu którego jest szansa na nowe narodzenie i ogromna odpowiedzialność za każdy kolejny dzień.
A. Martin-Lugand, Szczęśliwi ludzie czytają książki i piją kawę, wyd. Wielka Litera, Warszawa 2014, ss. 208.
Wydawnictwo: Wielka Litera
Data wydania: 2014-03-19
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 288
Dodał/a opinię:
Ninbar