Co by się stało, gdybyśmy przestali czuć? Gdyby zniknęła złość, smutek czy wstręt – te uczucia, które wydają się niewygodne, ale w rzeczywistości chronią nas i uczą? Do zadania sobie takich właśnie pytań skłania powieść Królestwo Pięciu Krain – książka, która z pozoru jest fantastyczną opowieścią dla młodzieży, ale w istocie – głęboko ludzką historią o odzyskiwaniu emocji i siebie. Coś pięknego i wartego uwagi!

Aleksandra Srokowska-Ziółkowska sięga po język baśni i symbolu, by opowiedzieć o świecie, w którym emocje zaczynają zanikać. Bohaterowie, nieświadomi utraty, dryfują w pozornym spokoju. Tylko Maks, młody chłopak, który chciałby przestać czuć złość wobec ojca, przeczuwa, że w tej ciszy kryje się niebezpieczeństwo. Wyrusza więc w podróż, która staje się próbą zrozumienia, czym jest pełne, prawdziwe życie. Cóż, przyznam, że autorka trafia w punkt, bo uciekanie od emocji to bardzo częsty schemat.
Królestwo Pięciu Krain to historia o dorastaniu, ale nie w sensie wieku, a raczej – świadomości. Każda z wysp, które Maks odwiedza, symbolizuje inny wymiar ludzkiej psychiki. Spotykane postaci i zdarzenia prowadzą go do odkrycia, że emocje, których próbujemy się pozbyć, są nam niezbędne. Bez złości nie ma granic, bez smutku nie ma bliskości, a bez lęku – odwagi. Autorka pozwala czytelnikowi dostrzec, jak łatwo w codziennym życiu odcinamy się od uczuć, które powinny nas prowadzić. Przypominamy sobie, że emocje są kompasem, nie przeszkodą. To dzięki nim wiemy, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. I – tak – skojarzenie z Małym Księciem jest tu jak najbardziej słuszne.
Powieść angażuje nie tylko fabularnie, ale też symbolicznie. Królestwo, archipelag wysp, rejs przez nieznane wody – wszystko to można czytać jako metaforę procesu terapeutycznego, w którym bohater schodzi coraz głębiej w siebie. I każdy poczuje ją inaczej, co jest najpiękniejsze.
Królestwo Pięciu Krain to także opowieść o relacjach: przyjaźni, lojalności i trudnej więzi między synem a ojcem. Emocjonalny ciężar tych relacji nie przytłacza, ale daje przestrzeń do refleksji nad własnymi historiami. Autorka pokazuje, że dorastanie do siebie oznacza pogodzenie się z przeszłością i odwagę, by czuć w pełni.
Choć książka kierowana jest do młodzieży, wielu dorosłych znajdzie w niej coś bardzo swojego. To lektura, która uczy, że nie ma złych emocji, są tylko te niezrozumiane. Że smutek jest częścią miłości, a gniew może być początkiem zmiany. W świecie, w którym wciąż powtarzamy dzieciom: nie smuć się, nie złość się, ta książka przypomina, że emocje są życiem.
Świetna propozycja do wspólnego czytania. Z jednej strony książka pochłania i daje frajdę, a z drugiej – prowokuje do zadawania pytań. Może się z tego zrodzić wieczór pełen… no, właśnie: emocji. Do tego powieść jest przepięknie wydana! Myślę, że będzie przechodziła z rąk do rąk, z pokolenia na pokolenie.
Wyobraźcie sobie, że przenosicie się w czasie, do wieku, powiedzmy, pięciu lat. Staje przed Wami ktoś dorosły. Ktoś, kogo lubicie. Kuca przy Was w ten...