Oumuamua
Ludzkość wyruszyła w odmęty Kosmosu śladem tajemniczych Obcych. No tak, pojawili się znikąd, powisieli w przestrzeni, zaciekawili i zniknęli. Ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem i ludzie postanowili sprawdzić, jak to możliwe. Cóż, Fałda w czasoprzestrzeni, z czymkolwiek może się to kojarzyć. Przejście, czyli miejsce, w którym można przenieść się dalej niż można by sądzić. Wyruszono śladem Skunów – bo tak nazwano tajemniczych Obcych – i w ten sposób trafiono do układu gwiezdnego Epsilon Eridani. Ktoś wpadł na pomysł, by zabrać Skunom planety, dziwnym trafem przyjazne zarówno dla ludzi, jak i dla Obcych. I odebrano. Skunowie uciekli, ukryli się, lecz nie przestali walczyć o swoje, nękając kolonizatorów. Nie na tyle jednak poważnie, by ci samoistnie zechcieli opuścić Eridani.
Okazało się, że Skunowie szykują zemstę. Spokojnie i metodycznie dążą do niej z godnym podziwu uporem. Ich plan zupełnie zaskakuje kolonizatorów i stają oni wobec groźby zniszczenia zarówno ich siedzib na planetach, jak i w krążących w przestrzeni kosmicznej habitatach. Czy dadzą radę obronić pozaziemskie kolonie? Czy ulegną przeważającej sile wroga? Czy można zniszczyć potężny okręt Skunów?
Fabuła rozwija się zasadniczo dwutorowo. Z jednej strony śledzimy losy załogi krążownika Rubież, z drugiej wydarzenia na Habitacie Czwartym, umiejscowionym na orbicie AEgiry, głównej siedziby ziemskich kolonizatorów. Nie ma w Kursie na kolizję wielkich kosmicznych bitew. Jest jedna bardzo ważna potyczka, kilka starć, ale większość wydarzeń to poziom zaledwie kilku postaci, działania taktycznego. Śledzimy przede wszystkim losy osób, które mimo porażającej nierównowagi sił, podejmują walkę z pomysłowym i zdeterminowanym wrogiem. Stawką są losy milionów. Postaci są nieźle nakreślone, wyraziste, choć nie ukazane z całym bagażem doświadczeń. Widzimy je raczej w trakcie działania, a nie filozoficznych rozmyślań. Nie ma głębszych portretów psychologicznych czy ukazywania łączących ludzi skomlikowanych relacji. Nie ma na to czasu.
Pewne ujęcia tematu eksploracji Kosmosu i występowania ludzi jako agresorów są odmienne od dominujących trendów, ale nie ma też w książce głębszych analiz problemu, raczej krótkie stwierdzenie faktu i przejście do działania. Skunowie są przedstawieni niezbyt obszernie, bo też i wiedza ludzi przyszłości o tej kosmicznej rasie jest właśnie taka. Wydaje się zresztą, jakby ta rasa niewielu interesowała. Bardzo dużo jest za to w Kursie na kolizję opisów drobiazgów, gadżetów i rozwiązań technicznych ze świata przyszłości. Styl jest miejscami trochę zbyt podniosły, ale łagodzi go stonowany humor. Pojawiają się też chwile (i łzy) wzruszenia, związane z losami pewnej sztucznej inteligencji, ale Sławomir Nieściur stara się głównie o utrzymywanie napięcia, a nie granie na emocjach. Losy jednostek – kilku bohaterów – są dominujące, konflikty wśród ludzi czy uwarunkowania żołnierzy zostają raczej jedynie zaznaczone.
Książkę czyta się nieźle. Jest lekka, rozrywkowa, dynamiczna. Może miejscami trochę zbyt optymistyczna co do rozwoju techniki i postępu. Można podejrzewać, że Kurs na kolizję jako pierwszy tom nowego cyklu nie wyjaśnia wielu spraw z założenia, ma raczej wprowadzać w klimat serii i zaintrygować. I tę rolę spełnia, pozostawiając otwarte zakończenie.
Wiosną 2006 roku Czarnobylska Strefa Wykluczenia przypomina rezerwat dzikiej przyrody. W istocie jednak jest ogromnym poligonem badawczym. W wyniku...
Najnowsza powieść Sławomira Nieściura to literatura faktu z elementami fabularyzowanymi. Uchwycone niczym w obiektywie aparatu fotograficznego migawki...