Pomijając pewne liczne niedorzeczności (już na pierwszych stronach regulacja brwi porównana jest do tortur, jakby główną bohaterkę obdzierali ze skóry, wth?!), najbardziej nie podobała mi się atmosfera, która panowała w tej książce. Zetian jest wściekła na wszystkich i wszystko, emanuje negatywną energią niczym złośliwy duch, chce zabijać, mścić się i w ogóle zrównać wszystko z ziemią. Taką bohaterkę jesteśmy zmuszeni śledzić i jej kibicować.
Połączenie chińskiej mitologii z futurystycznymi mechami brzmi intrygująco, ale tak naprawdę to tylko wymówka do przedstawiania poglądów osoby autorskiej. Xiran jest tak nachalne w wykładaniu swojego zdania, że aż odbiera radość z czytania, z przeżywania wymyślonej historii. Powieść zamiast być błyskotliwą i rewolucyjną, wypada niedojrzale i nierówno.
„Żelazną wdowę” zaczęłam, przekartkowałam, po czym doczytałam zakończenie, żeby upewnić się, że wiele nie straciłam. Dużo rzeczy mi tutaj zgrzytało, mogło zostać wykonane umiejętniej, więc produktu w takiej formie zdecydowanie nie polecam.