
Bo męska rzecz być daleko, a kobieca wiernie czekać. Bez przerwy czytając tę książkę wracał do mnie ten fragment piosenki Alicji Majewskiej, którą kocham.
,,Elvis i ja' to opowieść tyle wstrząsająca co wciągająca. Już od samego początku wiemy, że będziemy mieć do czynienia z mocną historią, ale nikt nas nie ostrzega, że będzie to istne emocjonalne trzęsienie ziemi.
Priscilla Presley bez ogródek opowiada o przywarach swojego byłego męża, o tym jak ją traktował, poniżał i faszerował środkami nasennymi. Co ciekawe jednak udało jej się zachować balans w odsłanianiu najbardziej mrocznych szczegółów ich wspólnego życia i naprawdę czuć w jej narracji miłość do tego pogubionego, samotnego i pragnącego wartościowego życia człowieka.
Fajnie było dowiedzieć się jak naprawdę wyglądało ich życie rozłożone na trasy koncertowe i krótkie pobyty pod wspólnym dachem, zabawy z polaroidem i nieliczne beztroskie chwile za bramą posiadłości Graceland. Jednak więcej było dla mnie w tej historii bólu i tęsknoty za normalnością, której Cilla nie zaznała aż do momentu, kiedy od Elvisa odeszła.
Dawno nie czytałam tak ciekawej autobiografii.