
Pewne książki, choć opowiadają o przeszłości, stają się niepokojąco aktualne… Słowiańska krew to przede wszystkim opowieść o odwadze, odpowiedzialności i cienkiej granicy między tym, co codzienne, a tym, co metafizyczne. Autorka konsekwentnie rozwija świat wykreowany w Słowiańskim sercu, prowadząc nas przez trzynastowieczną Żywiecczyznę, gdzie każda decyzja ma swój ciężar, a każda noc może przynieść więcej niż mróz i śnieg.
Żywiecczyzna, XIII wiek. Górska zima nie zna litości, a codzienność zmusza mieszkańców do walki o przetrwanie. Gdy pewnej nocy do chaty Żywki zakrada się nieznajomy, kobieta instynktownie sięga po broń, gotowa chronić bliskich. Nie przeczuwa jednak, że to spotkanie na zawsze odmieni jej los. I tak zaczyna się niezwykła akcja, która wciąga czytelnika bez reszty.
Żywka to postać zaskakująco prawdziwa, namacalna. Przyjmuje postawę kobiety, która nie może sobie pozwolić na chwile słabości. Macierzyństwo, miłość, strach i wola przetrwania splatają się jak warkocz – szorstki, mocny, splątany emocjami i doświadczeniem. Żywka nie szuka cudów, jej cudami są ciepły chleb, zdrowe dzieci i cisza po burzy. I to właśnie codzienność, a nie heroiczne gesty, budują jej wielkość.
Sambor to jej przeciwieństwo, choć nie przeciwnik. Jego spokój to kontrapunkt dla jej impulsywności. Jego racjonalność i głęboka wiara nadają ton ich wspólnemu życiu, choć nie bez spięć. Ta para nie potrzebuje wielkich deklaracji – ich uczucia wyrażają się w drobnych gestach, w obecności, w gotowości do poświęceń. To właśnie ta relacja, pełna drobnych sprzeczności i wielkiej lojalności, czyni ich tak wiarygodnymi i poruszającymi.
W Słowiańskiej krwi zaskakują detale. XIII-wieczna wieś zdaje się być jak na wyciągnięcie ręki. Czuć chłód izb, ciężar roboty, niedosyt chleba i lęk przed nieznanym. Wierzenia, obrzędy, szeptuchy, opowieści przekazywane z ust do ust – wszystko to stanowi integralny element świata przedstawionego, który hipnotyzuje autentycznością. Książka pięknie pokazuje starcie dwóch porządków – chrześcijańskiego i pogańskiego. To czuła refleksja nad przemijaniem starych światów i próbą pogodzenia przeszłości z przyszłością. Bohaterowie mają wiarygodne problemy, a ich zmagania z wiarą, losem, winą i przebaczeniem to nie literacka poza, lecz echo rzeczywistych zmagań, które w różnych formach towarzyszą ludziom do dziś.
Autorka pokazuje ważne, trudne tematy: biedę, przemoc, społeczny ostracyzm. Ale nie pozwala też, by te motywy przytłoczyły opowieść. Znajduje dla nich równowagę w prostych radościach, w relacjach międzyludzkich, w miłości, która nie potrzebuje wielkich słów. Jest w tej książce miejsce na zazdrość, zawiedzione zaufanie i strach, ale też na czułość, poczucie humoru i duchowe ukojenie.
Słowiańska krew to książka, którą można smakować powoli, ale trudno się od niej oderwać. Piękna opowieść, która przywraca znaczenie słowom takim jak dom, honor, wspólnota. Znajduję tu emocje, które rezonują długo po zakończeniu lektury. I jest coś jeszcze – poczucie, że oto obcuje się z literaturą uczciwą, pisaną z sercem i szacunkiem dla czytelnika. To książka dla tych, którzy tęsknią za opowieściami niosącymi treść i sens. Dla tych, którzy wierzą, że nawet w surowej codzienności można odnaleźć magię. I dla tych, którzy lubią literaturę czułą na detale, wierną miejscu, wierzeniom, emocjom i ludziom.
Polska, XIII wiek. W sercu Żywiecczyzny mieszka Sambor, charyzmatyczny zakonnik, który dzięki bogatej wiedzy medycznej i altruizmowi cieszy się poważaniem...