
Świetny klimat, niezwykle mroczna historia, dobrze zbudowana postać głównego bohatera. Smakosz Alexa Foresta to nie tylko wciągający kryminał, ale pełnokrwista opowieść o strachu, presji i obsesji, której tło stanowi duszny, nerwowy Nowy Jork. Miasto, które tętni życiem, ale w tej historii staje się sceną polowania – nie tylko na ofiary, lecz także na prawdę.
W samym sercu Nowego Jorku znikają cztery kobiety. Żadnych świadków, żadnych tropów, żadnego logicznego wyjaśnienia. Komisarz Olivier Davis, znany z chłodnej precyzji i doświadczenia, coraz wyraźniej dostrzega, że nie ma tu mowy o przypadkowej serii zdarzeń. Kiedy w końcu odnalezione zostaje pierwsze ciało, śledztwo nabiera dramatycznego wymiaru. Miasto wpada w panikę, media nie odpuszczają, a przełożeni wywierają coraz silniejszą presję. Dla Davisa to nie tylko walka z czasem – to wyścig o prawdę w świecie pełnym politycznych interesów i medialnych osądów. Wie jedno: jeśli nie złapie mordercy, kolejne kobiety mogą zniknąć. A on sam – zamiast bohaterem – może stać się wygodnym celem do obwinienia. Wystarczająca motywacja, prawda?
Central Park, jedno z najbardziej rozpoznawalnych miejsc na świecie, zostaje odmienione. To już nie zielona oaza w środku metropolii, lecz labirynt, w którym znika kolejna kobieta. Forest celowo prowadzi nas przez tę przestrzeń jak przez klaustrofobiczny korytarz – nie ma stąd wyjścia, nie ma bezpiecznych punktów, nie ma żadnych pewników. Pojawia się tylko pytanie, które zaczyna brzmieć coraz bardziej rozpaczliwie: kim jest Smakosz? Kim jest seryjny morderca, który zostawia po sobie charakterystyczny ślad?
Bardzo spodobał mi się portret psychologiczny komisarza Davisa. Nie jest to typowy twardziel znany z wielu kryminałów, lecz człowiek balansujący na granicy wypalenia i determinacji. Forest pokazuje cenę, jaką płaci się za obsesję i za bycie zawsze o krok od rozwiązania, a jednocześnie o włos od porażki. Relacja Davisa z jedną z bohaterek rzuca dodatkowe światło na jego człowieczeństwo, nie pozwalając czytelnikowi zamknąć go wyłącznie w roli śledczego. To bardzo dobrze rozpisana dynamika, która nadaje powieści głębi i osobistego tonu. A właśnie to najlepiej działa w kryminałach. Nie zabójca, ale właśnie postać śledczego, do którego chcemy się przywiązać.
W tę powieść można się naprawdę wkręcić! Początkowo autor pozwala nam wejść w świat śledztwa powoli, z uważnością. Poznajemy szczegóły, uczymy się tropów, uczymy się też samego bohatera. A potem napięcie narasta, jakby ktoś stale dokręcał śrubę. Forest świetnie zarządza rytmem: nie przeciąża, nie nadużywa brutalności, ale wie, kiedy uderzyć. Zwroty akcji nie są wrzucone na siłę, wynikają z logiki śledztwa, choć jednocześnie wciąż potrafią zaskoczyć. Miałam swoje typy co do tożsamości zabójcy, ale nie spodziewałam się takiego finału tej historii.
Okładka świetnie koresponduje z treścią, bo w tej powieści rządzi klimat. Forest nie potrzebuje rozbudowanych opisów, by zbudować atmosferę. Wystarczy kilka sugestii, detali, gestów – i już czujemy napięcie w powietrzu. Nowy Jork w jego wersji to miejsce mroczne, zawieszone między snem a koszmarem. Miasto, które nie daje się oswoić.
Smakosz działa jak dobrze skonstruowany mechanizm: każda część ma swoje miejsce, każda emocja – swoje uzasadnienie. Nie ma tu pustych przebiegów ani przypadkowych rozwiązań. To historia, którą czyta się z dreszczem niepokoju i z rosnącą potrzebą, by poznać prawdę. Tyle że prawda okazuje się znacznie bardziej gorzka, niż moglibyśmy przypuszczać.
Polecam tę książkę szczególnie tym, którzy szukają w kryminale nie tylko zagadki, ale też człowieka. Bo Smakosz nie jest tylko opowieścią o zbrodni. To przede wszystkim historia o tym, jak cienka jest granica między łowcą a ofiarą.