– Ano, wie¶ci po Zawoi jak holny lotojo predko. Opwiodoj, sikorecko, co tam w grodzie Kraka? Bo my tu z twojo matulo sie frasujemy o ciebie.
Chciwo¶æ by³± zaraz± ludzko¶ci. Od pocz±tku cywilizacji cz³owiek wykorzystywa³ swój dar my¶lenia, aby krzywdziæ i niszczyæ. Czy rozum by³ przekleñstwem?
"Dlaczego nie potrafimy siê wyzbyæ ci±g³ego pragnienia posiadania?" my¶la³a Zajda.
Nie chcia³a zachowaæ siê niegrzecznie. ¦lepy entuzjazm Halinki bardzo j± denerwowa³. Cieszy³a siê ze wszystkiego jak g³upia. A Marylce coraz mniej by³o do ¶miechu. Z ka¿d± chwil± ogarnia³ j± wiêkszy niepokój.
Ba¶ka wysz³a na zewn±trz. Z daleka zobaczy³a Alicjê, jak podchodzi do ludzi siedz±cych na ³awkach przed okr±g³ym placem muszli koncertowej. Mia³a zgarbione plecy, wygl±da³a, jakby przez te kilka dni postarza³a siê o dziesiêæ lat. Zajda czu³a ucisk w sercu. W jej g³upim sercu.
Dopiero dzi¶ rano, gdy szykowa³y siê na pogrzeb, Ba¶ka zda³a sobie sprawê, ¿e mama strasznie zmarnia³a. Stara garsonka wisia³a na niej jak na wieszaku, sprê¿ysty krok straci³ impet, a czerwone policzki jakby sp³owia³y. Nieub³agany czas przemyka³ siê miêdzy jej palcami.
Uniós³ jasne oczy na Babi±, któr± obserwowa³ ju¿ od godziny. Zachodz±ce s³oñce zdawa³o siê zalewaæ górê ogniem. Ju¿ dawno takiego krwawego zachodu nie widzia³.
Sunê³a przez g³ówn± p³ytê, nios±c gdzie¶ w ¶rodku ma³± ¿a³obê po tym, co mog³o byæ, a nie by³o. Pomy¶la³a, ¿e czas wracaæ w cieñ Babiej Góry.
Znów by³a w tym samym miejscu co kiedy¶. Sta³a samotnie pod pomnikiem Adama Mickiewicza. Rynek ¶wieci³ pustkami. Nie by³o turystów, kwiaciarek, mimów.
To nie by³a ta sama kobieta, która przed chwil± g³adko mija³a siê z prawd±. Co¶ siê z ni± sta³o. Zajda mia³a wra¿enie, jakby siê popsu³a.
¯ycie z chorym dzieckiem by³o jak rollercoaster, pe³ne wzlotów i upadków.
Owszem, kocha³a córkê. Kasia by³a najlepszym, ale i najgorszym, co j± w ¿yciu spotka³o. Dziewczynka ros³a i opieka nad ni± stawa³a siê ponad jej si³y.
Lokum Marty Kuc trudno by³o nazwaæ zwyk³ym mieszkaniem w bloku. By³ to dwupiêtrowy apartament z tarasem.
Nie pamiêta³a ju¿, kiedy mia³a spokojn± noc. Tak±, gdy po wieczornej k±pieli k³adziesz siê do ³ó¿ka. Czujesz przyjemny ciê¿ar ko³dry, wtapiasz siê w poduszkê i spokojnie zamykasz oczy, oczekuj±c na sen.
Kraków, jak perz w ogrodzie, rozplenia³ siê z roku na rok, wydzieraj±c z natury kolejne hektary. Zape³nia³ je marketami, blokami i domami jednorodzinnymi. Poch³ania³ w swych czelu¶ciach drzewa, krzewy i ³±ki.
Niebo nad miastem wygl±da³o jak mokra szmata. Wszêdzie panoszy³a siê bura szaro¶æ.
Jego cia³em wstrz±sn±³ szloch. Wsadzi³ do ust róg poduszki, aby st³umiæ p³acz. Nie chcia³ byæ ju¿ pocieszany. Przez nikogo. Nigdy wiêcej.
– Ano, wie¶ci po Zawoi jak holny lotojo predko. Opwiodoj, sikorecko, co tam w grodzie Kraka? Bo my tu z twojo matulo sie frasujemy o ciebie.
Ksi±¿ka: Wiêcej ni¿ jedno ¿ycie
Tagi: gwara, zmartwienie