Bramy Domu Umarłych są drugim rozdziałem monumentalnej Malazańskiej Księgi Poległych. Doskonałą powieścią o wojnie i zdradzie, stawiającą Stevena Eriksona pośród największych mistrzów gatunku. Osłabione konfliktem w Darudżystanie Imperium Malazańskie stoi o krok od wojny domowej. Na Świętej Pustyni Raraku jasnowidząca sha'ik zbiera olbrzymią armię, która weźmie udział w Tornadzie Apokalipsy - od dawna przepowiadanym powstaniu przeciwko cesarzowej... Jednak to nie żołnierze Apokalipsy stanowią największe zagrożenie dla śmiertelnych. Ze wszystkich stron Świata do Imperium przybywają jednopochwyceni i d'iversi, poszukujący Legendarnej Ścieżki Dłoni, prowadzącej do ascendencji. Już wkrótce może dojść do konfliktu zmiennokształtnych z bogami...
Wydawnictwo: Mag
Data wydania: 2012-04-14
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 816
Tytuł oryginału: Deadhouse Gates
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Michał Jakuszewski
Nie lubię pustynnych klimatów, bo tam jest wszystko, co nie znoszę -- piach i upał i brak wody i karłowatą roślinność i... wojna domowa. Ale taka wyrywającą ci serce i każącą patrzeć przez dziurę w piersi.
Także minął rok od wydarzeń z jedynki. Kalam i Skrzypek eskortują Apsalar i Crocusa do Itko Kan, ale że są rzeczy ważne i ważniejsze, Kalam podkłada iskrę pod pożogę, a Skrzypek zapewnia odźwiernego porzuconemu Domowi. Poznajemy także nowe postacie, masę mas, z których najbardziej wybija się szuja i pizda Pormqual, jego totalne przeciwieństwo Coltaine, Duiker, o którym raz jeszcze chcę przeczytać i taka trójka czcicieli Dzika, która jest najlepszym humorystycznym przerywnikiem, który tutaj mam (poza kochaną Wroną degradującym kapitana). O, i jest jeszcze Heboric, za karę rąk pozbawiony oraz ktoś-ktoś i Felisin, którą uważam za rozkapryszoną szlachciankę z początku i rozkapryszone dziecko na końcu.
No jak mówiłam, pustynne klimaty nigdy dotąd mnie nie zachwycały, bo nie było w nich różnorodności, po prostu karawana sunie przez morze pyłu. Ale nie tu. Bunt Apokalipsy doprowadza do rzezi po obu stronach i jest to chwilami tak sprawiedliwe, a chwilami tak obrzydliwie nie, że aż słowa 'to są oni, nie my', nabierają bolesnego znaczenia. I ciągle leziesz pustynią, natykasz się na ruiny i wyschnięte rzeczki i na trupy i na zmiennokształtnych bijących się o wuja wie co... Na statek, porzucony przed laty, na kopalnię, na Tornado. I na ten sznur psów, finał, którego po cichu się spodziewałam, ale wciąż liczyłam, że będzie inaczej.
Dostałam potężną dawką uczuć, które wgniotły mnie w ziemię i jeszcze dodreptały, by później chwycić i otrzepać z pyłu. Jest okrutnie i przygnębiająco, jednocześnie czujesz wagę poświęcenia, ale i gorycz, bo wiesz, kto to zaczął. I tylko marzysz, by przyszła jakaś sprawiedliwość, ale tutaj? Od początku nic nie było fair, więc nie ma co liczyć na wyrównanie szali.
Tak bardzo mi się podobało i tak wolno szło, szło jak sznur, bo naprawdę nie chciałam, żeby za szybko się skończyło. Niby dopiero tom drugi, ale jest naprawdę bardzo, bardzo dobry.
Zdumiewająca opowieść o pozaziemskiej interwencji Najnowsza powieść jednego z najbardziej poczytnych pisarzy fantastyki Ruchliwa ulica w kanadyjskim...
Nadszedł czas, by opowiedzieć tragiczną historię, stanowiącą punkt wyjścia dla wszystkich, które nadejdą… a także tych, które już opowiedziano. Trwa...