Wit Szostak
Chochoły
O rodzinie.
O Krakowie.
O Polsce
Historia wielopokoleniowej krakowskiej rodziny Chochołów, zamieszkującej kamienicę po przodkach, z kaplicą na strychu i katakumbami w piwnicach, jest tylko pretekstem do opowieści o polskiej tożsamości. Chochoły to nastrojowa, piękna proza o rodzinie, o Krakowie, ale również o polskiej tradycji i obrzędach. To zaproszenie do dekonstrukcji naszych narodowych mitów.
Wydawnictwo: powergraph
Data wydania: 2018-07-13
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 640
"Wtłoczyliśmy się nawzajem w dobrze skrojone mundurki"; "Każdy na własny rachunek pielęgnuje prywatne złudzenia i jeśli bardzo chce, nikt mu nie jest w stanie w tym przeszkodzić"
Ożeż Borze Zielony, co też ja właściwie przeczytałam ?? Autor o krótkim, ale jakże dźwięcznym imieniu Wit vel nieco dłuższym, ale równie dźwięcznym, Dobrosław, już w "Cudzych słowach" poinformował mnie, że z nim nie będzie ani łatwo, ani prosto, ani "normalnie" w tradycyjnym znaczeniu tego słowa.
No i w "Chochołach" nie było, chociaż na początku wyglądało bardzo swojsko i tradycyjnie. A tak naprawdę wszystko jest totalnie wymieszane, niczym ta wigilijna kapusta z grochem. Mamy więc swojski polski Kraków, po którym pływa się gondolami po starych kanałach. Mamy "Dobrego kota" kluboknajpę gdzie zbiera się krakowska i nie tylko krakowska Bohema. Jest zima, więc pojawiają się też na ulicach "znajome" koksowniki i żołnierze stojący "za linią Wisły" ?
Poznajmy więc Chochołów, wielopokoleniową rodzinę zamieszkującą całą kamienicę przy ulicy "S". Duchowo są właściwie samowystarczalni. Mają w swojej kamienicy i radości i smutki i zażalenia i poświęcenia i miłości i niepewności. Mają nawet coś na kształt kaplicy (na strychu) i ... groby swoich bliskich w piwnicy. Ale, czy są szczęśliwi?
Główny bohater, narrator, ten, który oprowadza nas po snach swoich bliskich, nie ma imienia..., a może jednak ma, chociaż w książce ono nie pada, chyba że... To jedna z tych książek, która zostaje w głowie długo i którą każdy sam musi sobie zinterpretować, nic tu nie jest jednoznaczne, mimo to czyta się wspaniale, czytelnik balansuje na granicy snu i rzeczywistości. Magii i zwykłej szarej codzienności. A wszystko to opowiedziane jest pięknym językiem, praktycznie niemal bez równoważników zdań. Opisy wigilii, to mistrzostwo świata. Niemal czułam te zapachy i smaki wszystkich po kolei potraw, widziałam Chochołów rozpinających paski u spodni, czy guziczki u spódnic, kiedy już nic a nic nie chciało się zmieścić, a jeszcze tyle było do zjedzenia. Potem pasterka, karnawał i stosy... A potem...
P.S Za piękne traktowanie Puszczy, Kniei i Skowyta, zwłaszcza Puszczy dodatkowa gwiazdka i tym to sposobem wyczerpałam gwiazdkowy limit, a zdarza mi się to bardzo rzadko :)
Wit Szostak Szczelinami założenie jest czysto powieściowe: spisać życie - autoportret poetki lecz zrobić to z założenia za pomocą form niepowieściowych krótkich...
Zagroda zębów to zbiór miniatur literackich, będących apokryficznymi wersjami mitu Odysa. Szostak próbuje w nich prześledzić alternatywne, nieistniejące...
Przeczytane:2023-07-31, Ocena: 3, Przeczytałam, Przeczytane,
To była miłość od pierwszego wejrzenia. Kiedy lata temu po raz pierwszy sięgnęłam po "Oberki do końca świata", przepadłam. Józef Wicher, bohater tej książki, niemal od pierwszych stron stał się moim ulubieńcem, zaś styl pisarski samego autora na nowo obudził we mnie miłość do nurtu chłopskiego w literaturze.
Nic dziwnego, że w ramach akcji CzytajKraków postanowiłam sięgnąć po inną książkę Wita Szostaka. Tym razem wybór padł na "Chochoły" i muszę przyznać, że lektura tej pozycji w moim wydaniu rzeczywiście przypominała chocholi taniec.
"Chochoły" to pierwszy tom tzw. "Trylogii krakowskiej". Narrator a zarazem jeden z bohaterów tej książki oprowadza Nas niejako po swoim rodzinnym domu, domu Chochołów. Trzeba przyznać, że to bardzo tajemnicze miejsce. Wielość pokojów, pięter i mieszkańców sprawia, że bardzo szybko czujemy się w nim zagubieni, dokładnie tak samo jak opowiadający tę historię mężczyzna. W ramach odkrywania domu, odkrywamy także losy jego mieszkańców i wpadamy w sieć zależności, o których do tej pory nie mieliśmy pojęcia. Powiedzieć, że ten dom "żyje" własnym życiem, to nic nie powiedzieć. Co i rusz sytuacja wymyka Nam się spod kontroli i w pewnym momencie mamy wrażenie, że to sam dom jest głównym bohaterem tej powieści. Ale to jeszcze nic. Wraz z Naszym bohaterem błąkamy się po ulicach Krakowa. Czasem w celu odnalezienia jego brata, czasem zupełnie bez celu. I ten Kraków właśnie na Naszych oczach również zaczyna "żyć", zmieniać się, przeistaczać, ewoluować. Aż wreszcie wybucha wojna...
O ile losy domu i jego mieszkańców, utrzymane w konwencji onirycznej przywołują mi na myśl prozę Schulza, którego uwielbiam, o tyle baśniowość a wręcz fantastyczność tej opowieści moim zdaniem wcale nie dodała jej kolorytu, a wręcz przeciwnie, mocno skomplikowała odbiór. Nie pomogła nawet wspominana przez wielu czytelników intertekstualność tego tekstu, która dla wprawnego i obytego odbiorcy może być swego rodzaju grą z tradycją literacką. Niestety, im dalej od rzeczywistości, tym trudniej było mi przebrnąć przez kolejne karty książki, ale dzielnie udało mi się dobić do brzegu. Tam też czekały na mnie zachwyt i fajerwerki
Choć senna atmosfera Krakowa i rodzinnego domu głównego bohatera niewątpliwie robią wrażenie na czytelnikach, to jednocześnie sprawiają, że nie sposób zagłębić się w lekturze na dłużej niż kilka godzin. W końcu ile można snuć się ulicami Krakowa, który spowija aura tajemnicy, chłodu, a wreszcie również przemocy? Ta mało atrakcyjna perspektywa, z jakiej przestawiono miasto, choć wyjątkowo nowatorska, na mnie nie zrobiła większego wrażenia, a wręcz przeciwnie, skutecznie przekonała do tego, by po pierwszym tomie tej trylogii, bez cienia żalu, rozstać się z nią raz na zawsze. Kto wie, może to nie wina "Chochołów", tylko moich zbyt wygórowanych oczekiwań wobec tej książki? Może Wam ta opowieść się spodoba? Przekonajcie się sami.
Ps. Jedyne, za co chcę podziękować autorowi, to pasja muzyczna jego bohaterów i te cudne oberki komponowane z uporem maniaka przez Bartka i Kozła. :)