Wydawnictwo: [ze słownikiem]
Data wydania: 2016-10-26
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 460
Tytuł oryginału: Frankenstein
Język oryginału: Angielski
Ilustracje:Nie
Nigdy nie byłam fanką sci-fi — jestem raczej dzieckiem fantasy, które swoje początki czerpało we Władcy Pierścieni oraz Harrym Potterze. Jednak ten rok stoi dla mnie pod znakiem odkrywania nowości i przełamywania własnych uprzedzeń. Swoją przygodę z tym gatunkiem postanowiłam rozpocząć od książki, która powszechnie uznawana jest za pierwszą powieść science fiction.
Aby w pełni doświadczyć mocy tej książki, warto mentalnie przenieść się do XIX wieku — czasu, w którym opowieść ta powstała. Jej konstrukcja wydaje mi się niezwykle nowatorska, zwłaszcza jak na realia tamtej epoki. Historia Wiktora Frankensteina przedstawiona jest z perspektywy kapitana Roberta Waltona — w formie listów, które pisze do swojej siostry. Walton to podróżnik i odkrywca w pełnym tego słowa znaczeniu. Podczas wyprawy przez skute lodem obszary Arktyki spotyka półżywego Wiktora. Ten, powierza mu tragiczną historię swojego życia. Wiktor, już od najmłodszych lat zafascynowany naukami przyrodniczymi i alchemią, w trakcie studiów zatraca się w poszukiwaniu „iskry życia”. W końcu udaje mu się stworzyć istotę z martwych części ludzkiego ciała — i ożywić ją. Przerażony skutkami własnego eksperymentu, porzuca swoje dzieło, nie nadając mu ani imienia, ani celu. Istota, tzw. „Potwór Frankensteina” — osamotniona, wygnana i niechciana przez swojego Stwórcę — zaczyna samodzielnie uczyć się życia. Próbuje nawiązać kontakt z innymi, ale za każdym razem spotyka się z lękiem i odrzuceniem. Fabuła, mniej lub bardziej, jest zapewne znana większości. Co mnie jednak urzekło najmocniej? To, co kryje się pomiędzy wierszami. Po przeczytaniu książki nie mogłam odpędzić jednej myśli: podobne emocje towarzyszyły mi podczas lektury “Zbrodni i kary” Dostojewskiego. Z jednym, istotnym wyjątkiem — u rosyjskiego pisarza obserwujemy ból związany z odebraniem komuś życia, podczas gdy u Mary Shelley jesteśmy świadkami psychicznego rozdarcia związanego z obdarzeniem kogoś życiem. Wbrew pozorom, rozterki i przemyślenia obu bohaterów — tak różnych światów — chwilami wydają się bliźniacze. To nie jest opowieść łatwa. Nie każdemu przypadnie do gustu. Ale tym, którzy pozwolą jej wniknąć głębiej pod skórę — zostanie z nimi na długo.
Fabuła skupia się tak naprawdę wokół zaledwie kilku kluczowych postaci — bohaterowie drugoplanowi pełnią głównie rolę tła, a czytelnik niewiele się o nich dowiaduje. Wiktor Frankenstein to postać naznaczona potężnymi ambicjami, które prowadzą go do tragicznych konsekwencji. Z jednej strony jest ofiarą — człowiekiem udręczonym, pchanym przez własne ideały. Z drugiej jednak staje się katem — twórcą, który porzuca ożywioną istotę obdarzoną uczuciami, inteligencją i pragnieniem bycia kochanym. Jest bohaterem nieidealnym — chwilami egoistycznym, naiwnym, pogrążonym w obsesji — ale właśnie w tych niedoskonałościach odbija się ludzkie doświadczenie. Kolejną z głównych postaci jest tzw. „Potwór Frankensteina” — moim zdaniem najbardziej intrygujący element tej opowieści. To nie bezduszna „masa mięsa”, lecz istota wrażliwa, czująca i świadoma. Jego losy doskonale odzwierciedlają doświadczenie kogoś „innego” — odrzuconego i wykluczonego przez społeczeństwo. To postać tragiczna, która nie pragnie czynić zła, ale zostaje do tego z czasem popchnięta. Robert Walton przypomina mi samego Wiktora Frankensteina. Równie ambitny, równie spragniony odkrycia tego, co nieznane. Jednak w przeciwieństwie do Wiktora potrafi wyciągnąć wnioski — jego decyzje stają się przestrogą i dowodem na to, że można uczyć się na cudzych błędach, zanim popełni się własne.
Postacie w tej powieści są bardzo dobrze wykreowane — wiemy o nich dokładnie tyle, ile trzeba. Ani za dużo, ani za mało. Każda z nich reprezentuje inne odcienie człowieczeństwa: kontrasty, skrajności, emocje i niedoskonałości, z których utkany jest cały ludzki świat.
O motywach w Frankensteinie mogłabym napisać osobną książkę, więc skupię się na tych, które najbardziej mnie poruszyły. Pierwszym z nich jest granica pomiędzy nauką a moralnością. Shelley zostawia nas z pytaniami: czy każdy postęp naukowy jest słuszny? Gdzie kończy się nauka, a zaczyna pycha i egoizm? To motyw zaskakująco aktualny nawet dziś — w czasach AI, biotechnologii i coraz śmielszych eksperymentów. Drugim motywem, który uderzył mnie najmocniej, jest odrzucenie i jego konsekwencje. Stwór nie urodził się zły — to ludzie, poprzez lęk i brak akceptacji, uczynili z niego istotę przepełnioną bólem i gniewem. Shelley celnie pokazuje, jak społeczeństwo reaguje na inność — niekoniecznie tylko fizyczną, ale też emocjonalną, kulturową czy tożsamościową. Kolejnym kluczowym tematem jest odpowiedzialność za własne czyny. Wiktor jako twórca nie ponosi odpowiedzialności za to, co stworzył — porzuca istotę, nie oferując jej ani celu, ani opieki. To właśnie ta bezradność i opuszczenie stają się punktem zapalnym całej tragedii. Wreszcie, nie sposób nie wspomnieć o motywie tożsamości i samopoznania. „Potwór” — a może po prostu „człowiek niechciany” — szuka swojego miejsca na świecie, próbując zdefiniować siebie poprzez kontakt z innymi. Uczy się języka, moralności, miłości i bólu — staje się lustrzanym odbiciem ludzkości, choć nikt nie chce na niego spojrzeć jak na swojego.
„Frankenstein” to połączenie gotyckiej, gęstej atmosfery i romantycznego uniesienia. Książka obfituje w opisy przyrody, które często stanowią odbicie stanów emocjonalnych bohaterów. Nie znajdziemy tu zbędnych dialogów czy pustych słów — każde zdanie ma znaczenie, często o wymiarze symbolicznym. Powieść zawiera liczne odniesienia literackie — m.in. . do „Raju utraconego” Miltona czy mitologii greckiej, w szczególności postaci Prometeusza, który odważył się rzucić wyzwanie boskim porządkom. Styl Shelley jest wymagający — zdania bywają bardzo długie, składnia miejscami archaiczna, a całość przesiąknięta poetyckością. Ale właśnie ta złożoność nadaje powieści niepokojącą, intensywną atmosferę, zmuszając czytelnika do uważności i... refleksji.
„Frankenstein” to, moim zdaniem, lektura ponadczasowa. Zawiera niezwykle aktualne refleksje na temat nauki, odpowiedzialności oraz samotności. Na duży plus zasługuje również forma tej powieści — wielowarstwowa narracja: listy, retrospekcje, „historie w historiach”. To stanowiło dla mnie literackie doświadczenie samo w sobie. Zaletą jest także gęsty, sugestywny klimat dzieła: pełen grozy, ale zarazem zadumy i filozoficznej głębi. Zanim sięgnie się po tę książkę, warto uświadomić sobie, czym ona tak naprawdę jest. Tempo narracji jest powolne, miejscami nierówne. Opisy bywają rozbudowane i wymagają skupienia. Czego mi zabrakło? Przede wszystkim pogłębienia postaci drugoplanowych — czułam niedosyt, bo zostały potraktowane raczej symbolicznie. Zostałam też z pytaniami dotyczącymi samego procesu stworzenia Potwora — Shelley celowo pomija naukowe szczegóły, ale nie ukrywam, że moja wyobraźnia wciąż próbuje ułożyć sobie własny… przepis na Potwora :D
„Frankenstein” nie bez powodu należy do klasyki. Ja dałam się porwać tej historii bez reszty, ale nie każdemu przypadnie ona do gustu — głównie ze względu na bardzo powolne tempo i staroświecki język. To nie jest prosta opowiastka o potworze i jego stwórcy. To historia z głębokim przesłaniem, która — mimo że napisana ponad dwieście lat temu — skłania do zadumy nad wyjątkowo współczesnymi dylematami moralnymi. To książka, która ukazuje ludzkie lęki, pragnienia i ambicje niczym w lustrzanym odbiciu.
Piękna i tragiczna historia, w której łatwo się zatracić. Zachwyciła mnie i wzruszyła, jest wszystkim tym, co mogę sobie wyobrazić, gdy pomyślę o romantycznej grozie. Ciekawiła mnie zarówno opowieść tytułowego naukowca, jak i stworzonego przez niego potwora. Tak się wciągnęłam, że czytanie szło mi bardzo sprawnie i przyjemnie. "Frankenstein" to książka o osamotnieniu, wyobcowaniu, nieszczęściu, ale także wyrzutach sumienia, odpowiedzialności za swoje czyny, przekraczaniu granic, które nie bez powodu zostały ustalone. Znajdzie się w niej tyle tematów do dyskusji, że aż się dziwię, że nie trafiła do obowiązkowej listy lektur. Polecam gorąco, dla wrażliwych dusz to pozycja idealna.
Jestem pewna, że większość z was zna ten tytuł. "Frankenstein", bo o nim dzisiaj będzie mowa, powstał ponad dwieście lat temu w 1818 roku, kiedy Mary Shelley miała 21 lat (gdy zaczęła pisać 19). "Spędziłam lato 1816 roku w okolicach Genewy. Było wyjątkowo zimno i deszczowo i wieczorami zbieraliśmy się przy kominku, delektując niemieckimi opowiadaniami o duchach. Te baśnie budziły w nas chęć, by je naśladować. Dwoje przyjaciół [...] oraz ja postanowiliśmy, każde z osobna wymyślić historię opartą na fenomenach nadprzyrodzonych." Mary Shelley w przedmowie do pierwszego wydania.
Powieść została zainspirowana ówczesnymi odkryciami naukowymi; treścią jest więc zarówno triumf nauki, jak i tragedia duchowa uczonego, który nie sprostał swojemu odkryciu. Pisarz Brian Aldiss uważał "Frankensteina" za pierwszą powieść sci-fi ewentualnie za zapowiedź tego gatunku.
"Życie lub śmierć jednego człowieka – jakże niska to cena za zdobycie wiedzy, której szukałem, za zdobycie nieograniczonej władzy, która pozwoliłaby mi zapanować nad pierwotnymi siłami, zagrażającymi rasie ludzkiej"
Bohaterem powieści jest młody naukowiec, Wiktor Frankenstein, marzący o przeniknięciu najskrytszych tajemnic natury, i który po latach nauki zdobywa sekret ożywiania materii martwej. Bardzo szybko przyjdzie mu się przekonać, że nie tak łatwo jest naśladować Boga, Przed Wiktorem bowiem żmudna praca, która początkowo nie daje żadnych efektów. Jednak po wielu, wielu próbach udaje mu się stworzyć odrażającą, ale silną fizycznie istotę. Wydawać by się mogło, że ów twór jest pozbawiony ludzkich uczuć. Nic bardziej mylnego, o czym przekona się jego stwórca.
Różni czytelnicy odbierają "Frankensteina" odmiennie. Jedni sądzą, że jest to literatura grozy – bo jest, ale nie tylko. Inni, że gotycki horror – i owszem, są pewne zalążki tegoż. Ja jednak odbieram za każdym razem czy to czytając, czy oglądając, zupełnie inaczej. To jest tak naprawdę niesamowicie smutna historia istoty, która powstała jako niezbyt udany eksperyment naukowy. Stworzenie, na którego nikt nie patrzy bez poczucia strachu i przerażenia, nawet jego stwórca. Każdy go odrzuca, nie dając mu żadnej szansy. Świat dla „potwora” jest wrogi i przerażający, a on chciałby tak naprawdę tylko jednego – przyjaźni i miłości. Niestety znajduje zamiast tego wszędzie tylko nienawiść i napędzany niesprawiedliwością i rosnącą w nim wściekłością postanawia się zemścić.
"Mam w sobie wielką miłość, której nie potrafisz sobie wyobrazić. Oraz wielki gniew, który zadziwiłby Cię ogromnie. Jeśli nie zaspokoję jednego... pogrążę się w drugim."
Sensacyjna fabuła powieści Mary Shelley zachęciła twórców filmowych do licznych ekranizacji i seriali (1910, 1931, 1957, 1974, 1994, 2011, 2015) gdzie na pierwszy plan wysunęła się postać budzącego fascynację i grozę potwora, który od tego momentu został nazywany Frankensteinem. Jednak mimo tylu adaptacji, trzeba stwierdzić, że większość bardzo zniekształca pierwowzór, więc potencjalny widz tak naprawdę nie wie o czym traktuje książka. Jeżeli miałabym oddać filmom sprawiedliwość to najbliżej oryginału Shelley znalazł się ten z 1994 roku w reżyserii Kennetha Branagh. Do tej pory mimo wszystko najpopularniejszym „potworem” jest rola Borisa Karloffa z filmu z roku 1931 i chyba ciągle każdemu kojarzy się postać stworzonego monstrum z twarzą Karloffa właśnie.
"I dopiero teraz zacząłem też rozumieć, jakie były obowiązki stwórcy względem swego stworzenia, i że najpierw powinienem stworzyć mu warunki do szczęścia, a potem dopiero uskarżać się na jego niegodziwość."
Bardzo rzadko szafuję wyrazem arcydzieło, ale tym razem nie zawaham się go użyć. "Frankenstein albo: Współczesny Prometeusz", bo tak brzmi pełny tytuł powieści, jest klasycznym arcydziełem i powinna to być lektura obowiązkowa dla każdego. Zwłaszcza teraz, gdy jesteśmy tak blisko… ożywienia człowieka? Może nie. Ale zwróćmy uwagę na niesamowity postęp w nauce: ożywianie komórek, transplantacje, sztuczna inteligencja. Myślę, że chociażby patrząc na to, co się dzieje w technice, nauce i w ogóle na świecie; jak ta ponaddwustuletnia powieść nie traci na aktualności, powinniśmy ją czytać. Polecam.
"Frankenstein" to klasyk literatury grozy. W powieści tej mamy przedstawioną historię Victora Frankensteina - widzimy zarówno życie chłopca, który zaczyna interesować anatomią człowieka, jak i mężczyzny, który próbuje naprawić swoje błędy. Przechodzimy przez jego rozterki, zainteresowania, jak i najgorsze decyzje. A jednym z wspanialszych aspektów jest to, że swoją historię opowiada sam główny bohater. Jest to naprawdę niesamowite, gdyż cała ta książka i każde zdanie wypowiedziane w niej, są wypełnione ogromem emocji.
Ta powieść jest po prostu pełna smutku, ogromnego żalu i bezsilności.
Sprawiała, że odczuwałam bardzo sprzeczne emocje i skłoniła mnie do refleksji na temat samych bohaterów.
W trakcie lektury mamy kilka rozdziałów z perspektywy tytułowego monstrum, które rzucają na niego kompletnie inne światło. Zaczynamy postrzegać go kompletnie inaczej, niż przez pryzmat opisów i podejścia Victora.
Zaczynamy mieć wątpliwości.
No bo, kto tak naprawdę jest tutaj potworem?
Bo czy którykolwiek z nich, jest w stanie cofnąć się przed najgorszymi działaniami, które mają pomóc im w osiągnięciu celów?
To historia o stracie.
O ogromnym wewnętrznym bólu i chęci naprawienia swoich błędów.
To historia, którą bardzo Wam polecam.
Ocena: 10/10
Frankensteina przedstawiać raczej nikomu nie muszę. Opowieść o człowieku, który stworzył potwora przewijała się już wielokrotnie w świecie, szczególnie w popkulturze. Nawet w bajkach dla dzieci ten stwór znalazł swoje miejsce. Jednakże z doświadczenia wiem, że choć ta postać jest znana niemal każdemu, to niewielu przeczytało powieść Mary Shelley. Nie rozumiem dlaczego.
Z początku zrzucałam wszystko na niezbyt interesujące wydania książki, jednakże Frankenstein Wydawnictwa Vesper całkowicie przeczy tej myśli. Książka, którą teraz recenzuję, ukazała się na rynku już dużo wcześniej (2013), najnowsze wydanie różni się w zasadzie jedynie twardą, kolekcjonerską oprawą. Twórczość artystyczna Lyad Ward, której próbkę możemy ujrzeć na okładce książki, idealnie wpasowuje się w klimat Frankensteina i wywołuje niepokój odbiorcy. Są to ilustracje (drzeworyty w zasadzie) niezwykle mroczne i tajemnicze, zdecydowanie idealne dla powieści grozy. Szalenie spodobały mi się również opowieści towarzyszące dziełu Mary Shelley - fragment Pogrzebu George'a Gordona Byrona, Wampir Johna Williama Podlidori'ego i Dziennik z Genewy. Opowieści o duchach Percy'ego Bysshe Shelley'a. Dopełniły one całości tego wydania i - w porównaniu do innych, znanych mi wydań Frankensteina - to zdecydowanie jest najlepsza. Również tłumacz, Maciej Płaza, niezwykle wykazał się tutaj - wspaniale przetłumaczył pierwotną wersję powieści i w posłowiu dodał wiele od siebie, czym urozmaicił całość o ciekawe smaczki, nie tylko odnośnie samej genezy Frankensteina i autorki, ale i czasów powstania tego dzieła.
Fabule Frankensteina również zarzucić niewiele można. Rozpoczynają ją cztery listy, dalej śledzimy powieść oczami szalonego doktora i monstrum, które stworzył. Historia jest spójna, przerażająca, ale i wywołująca w czytelniku kalejdoskop emocji - od współczucia, po wściekłość i gniew. Napisana jest pięknym, kwiecistym językiem, który nie drażni a wspaniale oddziałuje na wyobraźnię. Mary Shelley - mimo tego, że napisała tę powieść w wieku zaledwie piętnastu lat - stworzyła niezwykle inteligentną i porażającą historię, utkaną z jej koszmarów, lęków, doświadczeń i czasów, w których przyszło jej żyć. Nie brakuje tu odniesień do zachowań społecznych XIX wieku - mężczyźni zdają się być ważniejsi od kobiet, które w zasadzie pełnią głównie funkcję żon, matek i służek, wiele fragmentów odnosi się także do niepokojącego postępu nauki.
Frankenstein to powieść, z którą zdecydowanie powinien zapoznać się każdy. Jest to klasyka, intrygująca i ciekawa, często grająca na uczuciach czytelnika. Jak wspominałam wcześniej, podczas czytania doświadcza się wielu różnych emocji, nie tylko strachu. Ponadto powieść zdaje się być przepełniona samotnością, niezrozumieniem i smutkiem, ale nie w typowo kobiecym aspekcie - króluje tu groza. Jest to również wspaniałe odniesienie do mitu o Prometeuszu - nic dziwnego, że nazywana jest jego współczesnym odpowiednikiem. Polecam tę powieść serdecznie, szczególnie w najnowszym wydaniu Wydawnictwa Vesper - jest doprawdy okazałe.
"Jesteśmy istotami nieukształtowanymi i tylko połowicznie wyrobionymi, jeżeli ktoś mądrzejszy, lepszy i bardziej nam miły niż my sami - bo taki właśnie powinien być przyjaciel - nie użyczy nam swej pomocy, by udoskonalić naszą słabą i błędną naturę."
Nauka potrafi być okrutna.
Eksperymenty nie zawsze udają się.
A wybujałe ambicje mogą doprowadzić do destrukcji.
Zawsze intrygowała mnie historia słynnego Frankensteina, jednak jakoś nie mogłam zabrać się do zgłębienia wiedzy o nim.
W końcu przyszedł ten moment, gdy pokusiłam się o wyjątkową powieść, wzbogaconą w dodatki w postaci nowel i opowiadań.
Robert Walton żeglując po niezliczonych wodach trafił na arktyczne lody, gdzie niestety albo stety utknął. Spędził tam wiele czasu, ale jego wysiłek opłacił się, bowiem pewnego dnia dotarł do niego na saniach rozbitek, wycieńczony Wiktor Frankenstein, który skrywa tajemnicę oraz przerażającą do szpiku kości historię. Wiktor jest mądrym człowiekiem, którego przerosły własne ambicje. Bawiąc się nauką i kierując arogancją stworzył potwora. Skutki "zabawy" były tragiczne. Sprowadziło to wiele bólu oraz cierpienia.
"Bo nic się tak nie przyczynia do uspokojenia umysłu jak zdecydowany cel- najlepszy punkt zaczepienia dla duszy i niczym nie zaślepionego intelektu."
"Frankenstein" to niesamowita historia pokazująca naukę, która potrafi być nieobliczalna. Obrazuje ludzkie ambicje, które nas przerastają. Powoduje, że przystajemy i zaczynamy zastanawiać się nad życiem. Przekazuje mnóstwo przemyśleń oraz motywów.
Historia pokazuje życie, które potrafi być okrutne. Przedstawia cierpienie, stratę, brak akceptacji, ale także miłość, która jest niewyobrażalnie silnym uczuciem.
Mary Shelley stworzyła wspaniałą historię, którą zdecydowanie powinien poznać każdy, kto miłuje literaturę. Ja po klasyki nie sięgam, ale w końcu przełamałam się i zdecydowanie jestem zachwycona. Fabuła jest majstersztykiem. Nie sądziłam, że tak bardzo mnie zaintryguje. Zdecydowanie jest interesująca. Opowieść pełna emocji. Autorka w bardzo dobry sposób, używając barwnego języka przedstawiła niebanalną historię.
Całość czyta się naprawdę szybko. Z każdą stroną płynie się. Możliwość poznania wspomnień Wiktora Frankensteina jest niesamowitym uczuciem oraz cudownym zabiegiem literackim. Wkradłam się do jego umysłu i przepadłam.
Książka jest bardzo pięknie wydana w twardej, kolekcjonerskiej oprawie, która cieszy oko. Dodatkowym atutem są zamieszczone w środku przepiękne ilustracje, drzeworyty, które są idealną ozdobą i wykończeniem całości. Amerykański Artysta Lynda Warda z całą pewnością włożył serce w swoją pracę, co widać od razu.
Ogromną uciechą są dodatki w postaci klasycznych nowel takich jak "Pogrzeb"George’a Gordona Byrona i "Wampir" Johna W. Polidoriego oraz niesamowite opowiastki Percy’ego Shelleya, które nadają książce dodatkowej świeżości. I chociaż to klasyki, to ja bawiłam się podczas ich czytania niesamowicie dobrze.
"Frankenstein" Mary Shelley to pierwsza powieść gotycka epoki romantyzmu. Choć od jej powstania minęło prawie 200 lat, motyw tego potwora jest wciąż popularny. Powieść doczekała się wielu przeróbek i adaptacji filmowych.
Eliksiry życia, wskrzeszanie zmarłych, tajemnica długowieczności - tematy te fascynowały ludzi od zarania dziejów. Nic więc dziwnego, że powstało wiele powieści, w których opisana jest próba rozwikłania zagadki śmierci. Jedną z najbardziej znanych książek z tej tematyki jest "Frankenstein" Mary Shelley.
Głównym bohaterem jest Wiktor Frankenstein, który od lat młodości marzył o poznaniu tajemnicy życia i śmierci. Czytał dzieła sławnych alchemików, Korneliusza Agrypy, Paracelsusa oraz Albertusa Magnusa. Jednak szybko porzucił te mrzonki, gdy poszedł na studiach i poznał nauki przyrodnicze i chemię. Zafascynowany nową wiedzą, postanowił oddać się im, nie zważając na konsekwencje. Kilka lat później, już jako naukowiec, zaczął pracować w swoim szwajcarskim laboratorium, w którym przeprowadzał straszne eksperymenty, przekraczające granice ludzkiego pojmowania. I księżyc widział mnie, jak noc po nowy wytężałem swe siły, by z niesłabnącą i nie znającą wytchnienia energią ścigać naturę aż do jej najskrytszych tajników. Któż zdoła pojąć grozę tej potajemnej pracy, gdy wśród plugawych wyziewów grzebałem w grobach lub zamęczałem żyjącą istotę, by kiedyś ożywić bezduszną glinę!? (...) Zbierałem kości po kostnicach i ręką profana naruszałem te straszliwe tajemnice ciała ludzkiego. (...) Od ciągłego patrzenia na okropny materiał i jego straszne detale oczy wychodziły mi z orbit. Wiele potrzebnych mi materiałów otrzymywałem z rzeźni, niejedne pochodziły z sekcji zwłok. Nieraz z odrazą odwracałem się od swego zajęcia, choć mimo to, stale pobudzany niespokojną, miotającą mnie gorączką, doprowadzałem tymczasem dzieło swe do końca.
W efekcie jego makabrycznej pracy został powołany do życia potwór, niby podobny do człowieka, a jakże różny. Stwór był znacznie silniejszy, wyższy i bardziej wytrzymały niż człowiek, co więcej budził strach. Do tego stopnia, że na jego widok wszyscy uciekali w popłochu. Ale tu dopiero straszliwy dramat...
Najsmutniejsze jest to, że stworzony potwór zostaje odrzucony przez ludzi przez swoją brzydotę, mimo że początkowo miał dobre serce. Takie traktowanie każdego może złamać i doprowadzić do ostateczności. Chciał żyć jak inni, kochać i być kochanym. Czy nie miał prawa do szczęścia?
"Frankenstein" to powieść gotycka, która powstała w 1818 roku. Mary Shelley zainspirowała się odkryciami naukowymi swojej epoki oraz jej duchem filozoficzno-artystycznym. Pomysł na to dzieło narodził się latem 1816 roku. Państwo Shelley w towarzystwie George'a Byrona i Johna Polidori podróżowali wtedy po Szwajcarii, w okolicy Genewy, i urozmaicali sobie wieczory tworzeniem opowieści o duchach.
Gotycyzm powieści przejawia się w klimacie oraz nadprzyrodzonych zjawiskach. Jak słusznie zauważa Brian W. Aldiss: W powieści Mary Shelley tkwią zalążki wszystkich późniejszych mitów diabelskich kreacji, w tym "Wyspy Doktora Moreau" H. G. Wellsa i legionów maszerujących od Čapka począwszy. Nie ma w niej krwawych i przerażających opisów, napięcie budowane jest w bardziej subtelny sposób.
Większość akcji dzieje się nocą, co potęguje nastrój grozy. Doktor Frankenstein poszukuje po zmroku odpowiednich zwłok do stworzenia potwora, zaś nocą pracuje w laboratorium nad swoim dziełem. Bohater zdaje sobie sprawę, że ciąży nad nim przekleństwo. Czytelnik od samego początku przeczuwa zbliżające się nieszczęście. A wszystko za sprawą wyboru pewnej nauki: Filozofia natury – to mój demon, narzędzie mego przeznaczenia. Dlatego w niniejszej opowieści pragnąłbym ustalić te fakty, które doprowadziły mnie do wybrania właśnie tej, a nie innej nauki.
Powieść czyta się szybko, gdyż przestawiona w niej historia jest naprawdę wciągająca. Nie brakuje w niej zaskakujących zwrotów akcji, które diametralnie zmieniają sytuację. W dodatku autorka opisuje imponującą scenerię, zmienność nastrojów, nie brakuje także elementów suspensu. Ciekawym zabiegiem jest wprowadzenie aż 3 narratorów - angielskiego żeglarza Roberta Waltona, który podczas podróży statkiem natknął się na naukowca, Wiktora Frankensteina i samego potwora. Aż trudno uwierzyć, że Mary Shelley napisała tę powieść w wieku 19 lat.
W powieści zostaje pokazany triumf nauki oraz tragedię duchowa uczonego, który nie sprostał swojemu odkryciu. Książka pokazuje co się dzieje, gdy człowiek bawi się w Boga, kreatora istnień ludzkich i jak wielka odpowiedzialność na nim spoczywa.
Warto wspomnieć, że "Frankenstein" doczekał się wielu przeróbek i adaptacji filmowych, które nie zawsze wiernie oddają pierwowzór. Dziś mało kto zna oryginał, który znacznie różni się od filmowych wyobrażeń. Zrodził się z tego błędny pogląd, że Frankenstein to nazwa potwora, a przecież to nazwisko naukowca, jego twórcy.
Powieść była też na różne sposoby interpretowana. Niektórzy krytycy doszukali się w bardziej makabrycznych scenach wątków wampiryzmu i kazirodztwa. Świadczy o tym chociażby okrzyk potwora: Zjawię się u ciebie w twoją noc poślubną. Jedno jest pewne, warto poznać powieść Mary Shelley i dowiedzieć się, jak było naprawdę. Polecam ją miłośnikom powieści grozy, science-fiction oraz literatury doby romantyzmu.
Może i w dziewiętnastym wieku ktoś nazwałby to grozą, ale nie teraz. Teraz to ciągnąca się niemiłosiernie obyczajówka z motywem kryminalnym.
Więcej tutaj filozoficznych wywodów Wiktora i jego użalań, że Stwór obrócił się przeciw niemu i go gnębi. A czego się spodziewał, skoro sam go odtrącił? Odpowiedzialność za to, co robisz, Wiktor, odpowiedzialność. No i sam Stwór nie jest pustakiem bez duszy, ma uczucia i czasami zbyt pochopnie działa, no ale. Po takich przeżyciach? Trochę się nie dziwię.
Plusem są krótkie rozdziały, dzięki czemu czytanie idzie w miarę szybko, ale na minus... no po prostu przestarzały język. Trochę kiepsko się zestarzał. A i ten pseudoincest jest też niesmaczny.
Ale to nadal niezła książka, bo spodziewałam się, że będzie tak, jak w filmach, a tu nieee.
Byłam tak przesiąknięta pop kulturą i jej pojęciem na Frankensteina, że każda strona stanowiła dla mnie nie lada zaskoczenie. Po pierwsze trzech różnych narratorów i każdy z nich opowiada historię, jak on ją widział i odczuwał. Po drugie portret psychologiczny potwora - to jak odczuwał wykluczenie, ile agresji w nim wzbudzało. Po trzecie, i tu myślę był ogromny potencjał - portret doktora, który w swej niewinnej naiwności przez lata nie spodziewał się konsekwnecji za to czego dokonał. Chyba jego osoba drażniła mnie najbardziej, a jednocześnie opowieść ciągnięta przez dwóch pozostałych narratorów, nie pozwalała mi się oderwać.
Podróż marzeń
Po raz kolejny sięgnęłam po książkę "Frankenstein" Mary Shelley, bo chciałam lepiej zrozumieć o co w niej chodzi.
Pomysł napisania opowieści o Frankensteinie powstał latem 1816 roku w Genewie, podczas czytania historyjek o duchach przez troje przyjaciół chcących dla zabawy stworzyć podobne opowiadanie.
Robert Walton wyrusza w podróż marzeń i spotyka pewnego osobnika, który opowiada mu o swoim problemie, przedstawionym w całości na dalszych kartach utworu.
Jest to opowieść o zgubnym umiłowaniu nauki, o tym do czego może doprowadzić chora ambicja. Warto przeczytać tę powieść.
Świetna książka. Pięknie ukazany tragizm postaci jak i jej aspekty psychologiczne.
Przyznam szczerze, że jestem mile zaskoczony. Jak na 200-letnią książkę czytało się to całkiem znośnie. Sam pomysł genialny, realizacja, a w zasadzie dialogi trochę trącą myszką, niemniej opowieść udana.
Sięgam ostatnio po klasyki sf i ta zmęczyła mnie zdecydowanie najmniej. Momentami nawet całkiem wciągała.
Dla miłośników sf i horroru obowiązkowo do zaliczenia!
Wydanie - barwione brzegi Kto jest większym potworem – człowiek czy jego monstrum?Ożywić sztuczną istotę – to obsesyjna idea Wiktora Frankensteina...
„Śmiertelny nieśmiertelny” to opowiadanie z 1833 roku napisane przez Mary Shelley. Bohater o imieniu Winzy, uczeń słynnego alchemika Korneliusza...