Quinn Maybrook chce tylko dotrwać do końca szkoły, ale może nie dożyć poranka.
Siedemnastoletnia Quinn wraz z ojcem przeprowadza się do małego miasteczka, ukrytego gdzieś pomiędzy polami kukurydzy. Największą atrakcją Kettle Springs jest klaun Frendo, maskotka niedziałającej już fabryki i... międzypokoleniowa wojna, która podzieliła mieszkańców.
Dorośli chcą przywrócić miasteczku poprzednią chwałę, a młodzież skupia się na dobrej zabawie, kręceniu filmików z viralowym potencjałem i jak najszybszym wydostaniu się z tej dziury.
Coroczna impreza w starej stodole wydaje się być dobrym pomysłem, aby Quinn na chwilę oderwała się od swoich problemów. Szybko jednak okazuje się, że kiedy noc spłynie krwią, a poranek nie da nadziei na ratunek, jej największą ambicją stanie się przetrwanie.
To będzie zabójcza impreza!
,,Ta impreza zaczyna się wcześnie i będzie trwać do ostatniego trupa."
Stephen Graham Jones, autor bestsellerów ,,Jedyni dobrzy Indianie" oraz ,,Mapa wnętrza"
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 2025-07-16
Kategoria: Horror
ISBN:
Liczba stron: 352
Tytuł oryginału: Clown in a Cornfield
Choć wydawałoby się, że motyw klauna w horrorze jest już mocno ograny, to Adam Cesare w "Klaunie w polu kukurydzy", który rozpoczyna cykl powieści z klaunem Frendo, udowadnia, że wcale nie i że na bazie tego, co znane, co wręcz stereotypowe, można zrobić coś ciekawego, coś co dostarczy nie tylko rozrywki, ale będzie dobrym odbiciem świata i problemów społecznych, z jakimi teraz się borykamy. To naprawdę wyważona i dobrze zbudowana powieść. Akcja toczy się w małym amerykańskim miasteczku, które lata świetności ma już za sobą, a oddana jest z perspektywy nowej - nastolatki na progu dorosłości, która właśnie z ojcem się tam sprawdziła. Mimo swojego wieku dziewczyna ze względu na doznane straty i wcześniejsze trudne doświadczenia jest nad wiek dojrzała, więc dorosły czytelnik jak najbardziej odnajdzie się w historii opisanej z jej perspektywy. Podobnie jest z językiem - choć poruszamy się sporo w środowisku młodych, to język nie jest typowo młodzieżowy, przez co odnajdzie się w nim czytelnik w każdym wieku. Z początku historia toczy się w rytmie spokojnej obyczajówki, dopiero gdzieś tam po setnej stronie zaczyna się akcja i to taka, przy której nie radzę nic spożywać - autor nie bawi się w subtelności, a choć nie epatuje makabrą, to jednak widoczna ona jest. Dzieje się dużo i szybko, a choć to wszystko bazuje na znanych zagraniach, to prowadzone jest z takim wyczuciem, że czytelnik czuje napięcie i ciekawość przez całą lekturę. Ważne też jest te tło, ten podział społeczeństwa na młodych i dorosłych, który przez rozwój technologii aktualnie jest tak mocno widoczny. Autor swoją powieścią otwiera dialog, dalej nam lustro, dzięki któremu możemy zajrzeć na drugą stronę i zwyczajnie zrozumieć. A czy nie zrozumienie w świecie jest najważniejsze? Mimo makabry, historia przypadła mi do gustu i mam nadzieję, że ten tytuł zapoczątkuje dłuższą obecność autora na rynku polskim!
Macie ochotę na krwawy slasher, który zapewni Wam czystą rozrywkę na kilka godzin? Zapraszam Was na pole kukurydzy, gdzie znajdziecie klauna i to niejednego! To krwawa jazda na maksa!
Kettle Springs położone gdzieś między polami kukurydzy zdaje się być niepozornym, sennym, podupadłym miasteczkiem jakich wiele. To właśnie tu po śmierci matki przeprowadza się Quinn wraz z ojcem. Pragną jedynie normalności.
Quinn musi się zmierzyć z samotnością, tremą związaną z nową szkołą...
Zamknięta społeczność, mieszkańcy zdający się mieć za sobą tragiczne zdarzenia i ta wisząca w powietrzu atmosfera nadchodzącego czegoś złowieszczego...
Coroczne święto zdaje się być dla Quinn świetną okazją do poznania swoich rówieśników... ale nim minie noc, Kettle Springs zamieni się w krwawą cyrkową arenę... Co takiego się wydarzy?
Sporo tu motywów typowych dla slasherów, małomiasteczkowa mentalność, odcięcie od świata, tajemnicze wybuchy pożarów, czyhające klauniaste potwory i rosnąca sterta trupów. Co za makabryczne szaleństwo!
Historia jest momentami absurdalna, ale taka właśnie ma być! Jednostrzałówka idealna na jeden wieczór dla rozerwania się. Psychodeliczna i taka pulpowa w stylu lat 80. i czegóż chcieć więcej?
Bawiłam się przy tym świetnie!
Przeczytane:2025-10-30, Ocena: 4, Przeczytałam, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2025 roku, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2025,
,,Klaun w polu kukurydzy" Adama Cesare to książka, po której długo nie wiedziałam, co myśleć. Z jednej strony to klasyczny slasher, pełen krwi, napięcia i młodzieżowego buntu, z drugiej -- historia o dojrzewaniu, stracie, o przemocy i frustracji, która w małym miasteczku rośnie jak chwast, aż w końcu wybucha w groteskowym, krwawym spektaklu. Czytając, miałam wrażenie, że autor bawi się konwencją, ale jednocześnie traktuje ją poważnie; jakby chciał powiedzieć, że za maską klauna czai się coś więcej niż tylko zabójca -- że jest tam coś społecznie prawdziwego, coś o nas.
Quinn Maybrook, główna bohaterka, to siedemnastolatka, która po śmierci matki przeprowadza się z ojcem do Kettle Springs -- miasteczka, które wygląda jak zatrzymane w czasie. Tu wszyscy się znają, a przynajmniej tak im się wydaje. Dorośli narzekają, że młodzież jest leniwa i nie posiada żadnego celu w życiu, młodzież uważa dorosłych za hipokrytów i nudziarzy, a pomiędzy nimi czai się coś jeszcze -- klaun Frendo, dawniej uśmiechnięta maskotka lokalnej fabryki syropu kukurydzianego, dziś legenda, która wskrzeszona powraca, by siać terror. Brzmi jak absurd? Tak, ale w tym absurdzie kryje się coś przejmującego -- strach przed zapomnieniem, przed utratą sensu, przed tym, że świat już dawno przestał być prosty.
Cesare bardzo sprawnie buduje napięcie. Od początku czujesz, że coś w tym miasteczku nie gra. Pola kukurydzy są zbyt ciche, ludzie zbyt życzliwi, ulice zbyt puste. Wszystko pulsuje niepokojem, a autor doskonale rozumie, jak wykorzystywać rytm horroru -- najpierw senność i pozorny spokój, potem drobne sygnały zagrożenia, wreszcie wybuch przemocy, który przerywa tę duszną równowagę. Kiedy pojawia się klaun, jego obecność nie jest już groteskowa -- jest przerażająca, bo w jego masce odbija się zło, które od dawna w tym miejscu dojrzewało.
Czytając, czułam, że książka ma w sobie ducha starych horrorów z lat osiemdziesiątych. To hołd dla klasyków gatunku -- dla ,,Halloween", ,,Piątku 13" czy ,,Koszmaru z ulicy Wiązów". Jest impreza młodzieży, jest odizolowane miejsce, jest potwór w ludzkiej skórze. Ale Cesare nie kopiuje ślepo -- raczej cytuje z ironią, jakby mówił: ,,Tak, znam te zasady, ale spróbuję zagrać nimi po swojemu". To działa, choć nie zawsze tak mocno, jak bym chciała. Bo o ile klimat i tempo są świetne, o tyle fabularnie książka momentami bywa zbyt przewidywalna. Już po stu stronach mniej więcej przeczuwałsm, kto stoi za maską, i niestety okazało się, że miałam rację. Autor zostawia wskazówki zbyt wyraźne -- pewne dialogi, zachowania i drobne detale zdradzają, że ,,to właśnie ta osoba". W efekcie, gdy przychodzi moment kulminacyjny, nie ma efektu szoku. Nie czuć tego dreszczu, tej nagłej pustki, która powinna towarzyszyć odkryciu prawdy. Czuć raczej satysfakcję z potwierdzenia domysłu, a to nie to samo.
Ale mimo przewidywalności, ,,Klaun w polu kukurydzy" wciąż potrafi trzymać w napięciu. Bo tak naprawdę nie chodzi tylko o to, kto zabija, lecz o to, dlaczego. Za maską klauna kryje się nie tylko szaleniec, lecz frustracja całego pokolenia. Cesare pokazuje miasteczko rozdarte między przeszłością a teraźniejszością, między nostalgią a gniewem. Dorośli, którzy wspominają ,,lepsze czasy", obwiniają młodych za wszystko, co nie działa. Młodzież, z kolei, gardzi światem rodziców, ale sama nie ma pomysłu, jak zbudować coś nowego. W tym napięciu rodzi się przemoc, a Frendo -- z jego uśmiechem i nożem -- staje się symbolem tej niemożności porozumienia. Nie tylko zabija ludzi, ale też ich iluzje.
Quinn to dobra bohaterka -- silna, ale nie przesadnie idealna. Nie ma w niej przesadnego heroizmu, raczej determinacja i zdrowy rozsądek. Widać, że autor lubi ją prowadzić: wplata w jej myśli refleksje o matce, o samotności, o strachu, ale też o tym, że dorastanie oznacza ciągłe wystawianie się na ból. Dzięki temu, mimo konwencji horroru, w książce czuć ludzkie ciepło. To nie jest tylko opowieść o ucieczce przed mordercą w masce -- to też historia o tym, że nawet w obliczu przemocy można zachować siebie.
Warto też wspomnieć o stylu Cesare'a. Pisze bardzo filmowo -- krótkie zdania, szybkie cięcia, sceny pełne dynamiki. To sprawia, że książkę pochłania się niemal jak scenariusz filmowy. Z łatwością widziałam każdą scenę: pole kukurydzy w mroku, chłód noża, krzyk przerywany muzyką z imprezy, czerwień na tle złotych łodyg. Ten obrazowy styl to duży atut, ale ma też wadę -- momentami brakuje głębi psychologicznej. W drugoplanowych postaciach widać raczej funkcje niż osobowości. Są typy: buntowniczka, sportowiec, świętoszka, cynik. I choć Cesare potrafi nadać im trochę indywidualności, to jednak w chwili śmierci wielu z nich nie czujemy żalu -- bo nie zdążyliśmy ich naprawdę poznać.
Zakończenie, mimo że nie zaskakuje fabularnie, robi wrażenie emocjonalne. Jest brutalne, głośne i bardzo ,,amerykańskie" -- wszystko płonie, krew tryska, a za fasadą przemocy pojawia się chwila ciszy. Quinn zostaje z traumą, ale też z dziwnym poczuciem siły. A czytelnik zostaje z myślą, że potwory nie zawsze noszą maski klaunów -- czasem mają twarze sąsiadów, nauczycieli, ludzi, którzy mówią, że ,,robią to dla dobra miasta".
To nie jest powieść, która zmieni twoje życie. Ale może zmieni twój sposób patrzenia na horror. Bo Cesare pokazuje, że gatunek ten nie musi ograniczać się do taniego strachu. Może być metaforą społecznych niepokojów, krytyką hipokryzji dorosłych, opowieścią o gniewie młodych ludzi, którzy nie mają już gdzie uciekać. ,,Klaun w polu kukurydzy" to książka o świecie, w którym śmiech zamienia się w krzyk -- i nie wiesz, czy się bać, czy współczuć. Dla mnie to historia o rozpadzie niewinności, o pokoleniu zagubionym między przeszłością a przyszłością, o strachu, który każdy z nas nosi, nawet jeśli udaje, że go nie ma.
Mimo wad -- przewidywalności, uproszczonych postaci, pewnej filmowej powierzchowności -- uważam, że ,,Klaun w polu kukurydzy" to udany, klimatyczny horror. Nie zaskoczy, ale wciągnie. Nie przerazi do końca, ale nie pozwoli zasnąć spokojnie. To książka, którą czyta się z dreszczem, z nostalgią i z niepokojem, że może w każdym z nas siedzi taki Frendo -- uśmiechnięty, a jednak gotowy na przemoc. I może właśnie to jest w niej najbardziej niepokojące.