Czasem wystarczy jedno pęknięcie w ziemi, by rozsypał się cały wszechświat
Znany awanturnik, Tarn, wierzy, że po latach poszukiwań w końcu odnalazł legendarny skarb króla Sacregoldusa. Trzęsienie ziemi odsłoniło przejście prowadzące do ukrytych kosztowności – jednak jemu udało się wydobyć zaledwie kilka monet. Teraz planuje wrócić po resztę, a w tym celu potrzebuje pomocy miejskiego strażnika Weryksa oraz zwinnej złodziejki Kishy.
Wspólna wędrówka w góry szybko przybiera nieoczekiwany obrót. Na ich drodze staje Dave Rodensky – ekscentryk, który twierdzi, że pochodzi z innego świata. Pomoc temu niecodziennemu wędrowcowi w powrocie do domu wkrótce okaże się misją znacznie groźniejszą niż poszukiwanie skarbu…
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2025-08-05
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 296
Język oryginału: polski
Przeczytane:2025-09-11, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam, 2025, 12 książek 2025,
Jak już kilkukrotnie wspominałam, lubię czasem sięgnąć po książkę „w ciemno” – tylko dlatego, że zaciekawiła mnie okładka, jedno słowo z opisu albo losowe zdanie wyłowione ze środka w trakcie kartkowania. Do „Królestwa złota” Macieja Rogozińskiego przyciągnęło mnie intrygujące połączenie dwóch światów, o którym wspomniano w blurbie. Wszak czy w jednej powieści kraina, w której rządzi miecz, może współistnieć z tą kontrolowaną przez sztuczne inteligencje? Sprawdźcie sami – zapraszam do lektury!
Historia rozpoczyna się – jak to często bywa – w barze. Spotyka się tu dwoje dawnych kompanów – awanturnik Tarn i strażnik Weryks. Ten pierwszy jest przekonany, że udało mu się odnaleźć i wydobyć część legendarnego skarbu i prosi starego przyjaciela o pomoc w wydostaniu reszty. Wkrótce więc druhowie – w towarzystwie Kishy, doskonałej w złodziejskim fachu – wyruszają w podróż.
Ta okazuje się niemałym wyzwaniem; niedawno bowiem krainę – Ziemię Rud – nawiedziły potężne trzęsienia ziemi, a po nich przyszły ulewne deszcze. Towarzystwo przedziera się więc przez zniszczone wioski i rozmokłe gościńce, aż pewnego wieczoru, w jednej z nielicznych ocalałych karczm, poznają Dave’a. Mężczyzna jest wyraźnie podenerwowany; trudno mu się jednak dziwić, bo – jak sam twierdzi – pochodzi z innego świata. Bohaterowie szybko przyjmują go do drużyny i obiecują pomoc w powrocie do domu. Nikt z nich nie podejrzewa, jak bardzo sprawy się od tej chwili pokomplikują. A już na pewno nie sam Dave.
Prawie od samego początku powieść ta kojarzyła mi się z absolutnym klasykiem gatunku – Światem Dysku Terry’ego Pratchetta (a przynajmniej z należącym do niego cyklem o Rincewindzie, z którym zdążyłam się zapoznać). Dostajemy tutaj zaskakująco wiele satyrycznych wstawek, za pomocą których autor celnie komentuje „nasz” świat, ukazując go jakby w krzywym zwierciadle. Uważny czytelnik odnajdzie tu również sporo nawiązań do innych dzieł fantasy i science fiction.
Samo „Królestwo złota” jest w moim odczuciu pewną mieszanką gatunków. Mamy tu oczywiście sporo sci-fi, lecz da się znaleźć również fragmenty jakby żywcem wyjęte z powieści awanturniczej. Słychać nawet echa post-apo czy thrillera! Czasem trafiamy też na fragmenty rozważań o języku, polityce, filozofii… które zapraszają, by przyjrzeć się tym tematom bliżej. Nie chcę zdradzać Wam więcej; zachęcam jedynie do choćby krótkiego researchu, najlepiej już po lekturze – dla mnie było to jej wspaniałe uzupełnienie.
Autor kładzie nacisk głównie na fabułę i przedstawienie świata, niejako pozwalając swoim bohaterom „żyć własnym życiem”. Ci natomiast radzą sobie doskonale i dość szybko zdobywają serce czytelnika. Mimo że nie są przedstawieni bardzo szczegółowo, zdecydowanie dają się lubić. Ja mocno zaangażowałam się w ich losy i gorąco kibicowałam im podczas kolejnych przygód.
Autor zaskakująco lekko posługuje się językiem i mimo że jego styl nie jest pozbawiony błędów, książkę czyta się naprawdę dobrze. Historia intryguje od samego początku, a połączenie poczciwych bohaterów z dość dynamiczną akcją sprawia, że trudno się od niej oderwać (a kiedy już trzeba, chętnie do niej wracamy).
„Królestwo złota”, mimo niewielkiej objętości, zawiera w sobie sporo wątków… i, niestety, część z nich zostaje na końcu jakby porzucona. Te najważniejsze zostają jednak domknięte, więc poczucie rozczarowania nie jest jakieś ogromne. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że autor daje nam przestrzeń na własne rozmyślania i poszukiwanie odpowiedzi na własną rękę. A to może dawać frajdę nie mniejszą od samej lektury.
Podsumowując, Maciej Rogoziński napisał ciekawą, błyskotliwą powieść science fiction / awanturniczą / post-apo z elementami thrillera. Wykreował przyszłość, która wcale nie wydaje się mocno abstrakcyjna. Pytanie tylko, w której jej części wylądujemy?
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl