Mieli wyginąć, a dziś żyją obok nas – niezwykła historia Jaćwingów
Północno-wschodnie krańce dzisiejszej Polski nadal tętnią nieopowiedzianymi historiami. Zapisane są one w wydeptanej wieki temu ziemi. W kolejnej części „Nostalgii Wschodu” poznasz zapomnianą historię zachodniobałtyckiego ludu Jaćwingów, który w późnym średniowieczu zamieszkiwał tereny między Wielkimi Jeziorami Mazurskimi, Niemnem i Narwią. Poznaj ich świat i spotkaj się z duchami przeszłości, które dadzą Ci świadectwo z czasów, gdy ten region znajdował się pod panowaniem Litwy, Krzyżaków, Rzeczpospolitej, Tatarów, Mongołów, carskiej Rosji, Związku Radzieckiego, Krzyżaków i Niemiec.
„Nostalgia wschodu. Jaćwieska rubież” to podróż w głąb czasu i przestrzeni, jednak zawsze z perspektywy współczesnego globtrotera, który wnikliwie osądza przeszłość i czas, w którym sam się znajduje. To wyprawa, która sprawi, że zapragniesz odkryć te niezwykłe ziemie i ludzi na nowo.
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2025-01-23
Kategoria: Podróżnicze
ISBN:
Liczba stron: 324
Język oryginału: polski
Tylko na polskich kresach poczujesz ten wyjątkowy rodzaj nostalgii, który na chwilę przeniesie cię w przeszłość Polskie pogranicze, choć ma bogatą i niezwykle...
Autor omawia najciekawsze pod względem architektonicznym i zabytkowym zespoły staromiejskie w Polsce, m. in. Warszawę, Gdańsk, Poznań, Przemyśl, Opole...
Przeczytane:2025-08-17,
/mag4/
Przeczytałam. Ocena: 9 na 10 możliwych, gorąco polecam.
Czekając na hekatombę...
Prawdę mówiąc, nie miałam zamiaru pisać recenzji książki Adama W. Kulika „Nostalgia Wschodu. Jaćwieska rubież”, ale… Trzy miesiące temu trafiłam w Internecie na omówienie tej pozycji przez melkarta1, i zirytowałam się. Dla mnie było oczywiste, że jest to słowotok jakiegoś lewaka, trudno bowiem mówić o omówieniu a tym bardziej o recenzji, które to pojęcie wiąże się z pewnym warsztatem, wiedzą, no i uczciwością sądu. Pomyślałam: lewak jak i prawak mają prawo do swego sądu. Wtedy, w marcu, po lekturze, odpuściłam. Twórczość autora „Nostalgii…” śledzę od dobrych paru lat, więc kiedy przypadkiem trafiłam teraz, pod koniec czerwca 2025, na melkarta1 i jego te same „elokwentne” brednie, nie wytrzymałam. Postaram się najkrócej, jak umiem, powiedzieć o czym jest książka, a o czym traktuje „słowo” melkarta1na jej temat. Autor tego „słowa” przedzielił swoją produkcję podtytułami, pójdę tym tropem. Cytaty z „dzieła” melkarta1, jak i książki Kulika, opatrzyłam cudzysłowem, żeby nie było niedomówień.
Melkart1, rozdział pierwszy „Zawód…”
„Nie znalazłem nic…”, to o Jaćwięgach (pisownia melkarta1), o których niczego w książce nie znalazł, choć bardzo się starał. Zatem o czym książka jego zdaniem jest – to „paszkwil na ostatnie 80 lat dziejów Polski, ze szczególnym naciskiem na lata rządów Donalda Tuska i europejskiej integracji”. Dlaczego paszkwil? Bo już na wstępie „Nostalgii…” autor kompetentnie i obiektywnie, choć z sarkazmem, rozlicza Polskę z komunistycznej i postkomunistycznej przeszłości, w której sekretarze PZPR, dawniej namiestnicy Związku Sowieckiego, trzymający przy pomocy tajnej policji pod butem miliony Polaków, pojechali do Brukseli „zgarniać prawdziwe pieniądze w europejskim parlamencie” jako „pełnoprawni demokraci”. „Tymczasem ci, co obalali moskiewską dyktaturę, narażali się na szykany, więzienia, nadal biedują, jak biedowali.” (Nostalgia… s.8). Paszkwil to czy rzeczywisty obraz naszego czasu? Komuna, potem naturalny jej następca Tusk w dwóch pierwszych kadencjach, podwyższali rocznie emerytury o 1 złoty, 50 groszy, robotnikom płacono grosze, byle starczyło na „mortadelę i pół litry”. Prawica przez dwie kadencje rządów wyciągnęła miliony Polaków z biedy, zrealizowała inwestycje do tej pory nieosiągalne (Mierzeja, tunel pod Świną), nakreśliła program rozwoju kraju na miarę ambicji 40 milionów ludzi. Gdyby nie wprowadzone przez PiS 500 plus, zaraz potem 800 plus, nie godziwe podwyżki płac z 5 na 20 zł. za godzinę, godziwe podwyżki emerytur, gdzie byśmy dzisiaj byli? Naprawdę paszkwil czy w miarę obiektywny, oparty na faktach obraz Polski z czasu rządów Tuska?
Teraz o „Jaćwięgach”, o których melkart1 w książce Kulika „nie znalazł na ten temat nic”. Poświęciłam dwie godziny czasu, przekartkowałam książkę jeszcze raz, by wyłuskać z niej to „nic”. Wjeżdżając na tereny jaćwieskie Adam Kulik sytuuje ich krainę na styku kultur ościennych – Mazowsza, zakonu krzyżackiego, Rusi i Litwy (str,73). Mijając Szczebrę, która zachowała jaćwieską nazwę, szacuje liczebność Sudawów przed i po ich pogromie w XIII wieku (s.78-79), pisze o ich sanktuarium w Świętym Miejscu (s. 80-82), świętych rzekach(s.91), zgłębia etymologię nazwy Jaćwingów powołując się na badania prof. Knuta Olofa Falka (s.92), opowiada o wędrówkach plemienia Wigran (s.96), przywołuje dwutomowe, unikatowe studia prof. Falka Wody wigierskie i ruciańskie. Studium toponomastyczne (s.108). Dalej kreśli geograficzny podział Jaćwieży na IV regiony z wyszczególnieniem ziem zajmowanych przez konkretne plemiona (s. 215-216). Na bazie starych, ocalałych domów i budynków gospodarczych w Sudawskiem próbuje doszukać się odrębnego typu budownictwa właściwego tylko dla tego regionu. Sudawskie, nazwa wsi, zachowało nawet drugie, alternatywne miano całej społeczności – Sudawowie znaczy to samo, co Jaćwingowie (s.226-230). Strony 255-257 autor poświęcił Hańczy – świętemu jezioru i świętej rzece Jaćwingów, domniemanemu ośrodkowi kultowemu w Bachanowie. Na stronach 268-282 mamy długą opowieść o górze zamkowej w Szurpiłach, „centrum Jaćwieży”, legendach ją spowijających, pozostałościach umocnień grodziska ale i świętego miejsca Jaćwingów, wykopaliskach prof. Okulicza w tym miejscu, wykopanych zabytkach, systemie obronnym centrum ziemi Cresmen, etymologii okolicznych nazw (Hańcza, Sejny, Szeszupa), wreszcie wierzeniach. Kolejne miejsca: głazowisko Rutka, które autorowi kojarzy się z ośrodkiem kultowym Sudawów (s.309-310), cmentarzysko Protosudawów w Szwajcarii (s.311-313) i refleksja o łupieżczych wyprawach jaćwieskich plemion na Mazowsze i Małopolskę (313-315).
O intelekcie melkarta1 w kontekście wymienionych stronic (książce wystawił ocenę:2) można powiedzieć, że litery zna, ale czytać ze zrozumieniem nie potrafi, jednak do recenzowania i oceny książek czuje się uprawniony.
Podrozdział drugi „Konflikty”
„Autor co rusz podkreśla, jakie to zło wypełza z czeluści ,,ogłupionego, bezmyślnego" tłumu. Jakie to chamstwo, obelgi czy zniewagi lecą w stronę, jedynie słusznej (ale czy na pewno) partii Kaczyńskiego... Po czym, sam używa obelg, inwektyw i mowy nienawiści. I to niemal na każdym kroku. Dlatego pytam - to książka o podróżach czy o polityce?”
Nie wiem jakie zło wypełza z jakich czeluści, nie znam osobiście autora, nie rozmawiałam z nim. W książce nie pada nic o „partii Kaczyńskiego”, na mój gust autor nie opowiada się za żadną partią, natomiast żarliwie broni spraw polskich. Broni po prostu Polski, wytykając błędy rządzącym, piętnując samowolę i anarchię rządzącego lewactwa rozumiane przez nich jako wolność. Przede wszystkim obnaża intelektualną miałkość i małość lewackich, postkomunistycznych elit, ich zakłamanie, kreowanie zakłamanego, wymyślonego, rzekomo zagrożonego przez prawicę obrazu Polski, by ukryć własną nieudolność, infantylizm, nieumiejętność rządzenia, spychania kraju do roli trzeciorzędnego wasala Niemiec i Rosji. Kulika nie interesuje Tusk i jego bezideowa kamaryla (on pisze „ferajna”). Dla niego liczy się Rzeczpospolita, której historia po 230 latach zatacza koło: tak jak w XVIII wieku karmazynowe elity, biorąc łapówki z Wiednia, Berlina i Moskwy doprowadziły do upadku wielkiego kraju porządkującego środek Europy, tak dzisiaj lewackie lumpenelity biorąc zakamuflowane łapówki z Berlina czy Moskwy pod szyldem finansowania stowarzyszeń, fundacji, grantów, dotacji, dofinansowania projektów, doprowadzają Polskę do upadku np. poprzez zaniechania gospodarcze, fałszują jej historię, zaprzepaszczają jej szanse rozwoju, nawet zagrażają niepodległości. Autor wie, że Tusk ze swoją połową wiadra medali od Niemców nie znaczy nic w perspektywie 1000 lat historii Polski. Zżyma się tylko, że 6 i pół miliona Polaków tak łatwo dało się ponownie nabrać i zagłosowało na notorycznego kłamcę (s.99 i dalsze), i jego partię w ostatnich wyborach wiedząc, że negatywny bohater się nie zmienił, że będzie robił to samo, co w dwóch poprzednich kadencjach. Melkart1 powinien jeszcze raz przeczytać strony 301-308, gdzie prostym językiem Kulik napisał to, co przed chwilą streściłam. Jeszcze jedno: poraża nieznajomość własnej historii u milionów Polaków, za co winę ponosi także prawa strona. Polityka Niemiec i Rosji w stosunku do Polski nie zmieniła się od 300 lat, od czasów przedrozbiorowych: otumanić, ubezwłasnowolnić i podzielić społeczeństwo, elity przekupić, i tak osłabiony kraj najechać i zająć. To z tego powodu mamy wciąż tak niski poziom zamożności – z nielicznymi wyjątkami (dwudziestolecia międzywojennego) od 300 lat pokolenia Polaków pracowały na Niemców i Rosję. Teraz na placu boju zostali Niemcy, ulubieńcy polskich lewackich elit, ale nie łudźmy się, dawni zaborcy dogadają się szybciej niż myślimy.
Mimo wszystko, jest to jednak książka i o podróży po ziemiach zamieszkałych do dziś przez polskich Tatarów, Litwinów, Prusów, no i potomków Jaćwingów, którzy są wśród nas, choćby osoby o nazwiskach Santor, Możdżer czy Selment. Autor podróżuje z przyjaciółmi po wschodnich rubieżach kraju w trudnym czasie politycznych zawirowań, trafia co krok na relikty wielkiej ale i koszmarnej historii Rzeczpospolitej i raczej byłoby dziwne, gdyby nie pojawiały się refleksje na temat tego co było, jątrzyło, jest i jątrzy i już snuje się na horyzoncie w przyszłości (kolejne uzależnienie od Niemiec). O tym jest ta książka, i jakoś mnie nie dziwi, że melkart1 nie może tego pojąć. Bo przypuszczam, że te wypociny napisał jakiś urzędniczyna z dawnego, partyjnego awansu lub może nawet dawny esbek, który na emeryturze, zawdzięczając pezetpeerii wszystko i nie mogąc strawić innego niż czerwone spojrzenia na Polskę, odkrył w sobie powołanie do długopisu.
Podrozdział trzeci „Ogniu krocz przede mną”
Ten sam problem z rozumieniem tekstu: melkart1 zna litery ale nie rozumie ciągów liter układających się w zdania, zdań w treść. Nie wie („to ja już nie wiem”), czy autor „tęskni za czasami PRL-u”, „czy jednak narzeka na komunistyczny bajzel”? Jest i konkluzja: Kulik „nie do końca przemyślał, co chciał napisać”.
Brzmi to trochę tak, jakby Zenek Martyniuk opowiadał o Ewie Demarczyk albo Marku Grechucie, że nie bardzo wiedzieli, co śpiewali. To jest właśnie kwintesencja sposobu myślenia, skupiona jak w soczewce, dotycząca sześciu i połowy miliona ludzi, którzy zagłosowali na koalicję serduszek w ostatnich wyborach. Wiedzieli na kogo głosują, poznali Tuska i jego ludzi przez dwie kadencje, przez osiem lat! Zagłosowali kupując tuskową wizję eldorado, a tu wszystko się sypie, wszystko nie tak: firmy padają jedna po drugiej, za granicą wojna, nie ma pieniędzy na dozbrajanie, na służbę zdrowia, życie drożeje z dnia na dzień, Niemcy wpychają „chirurgów i inżynierów” z Bangladeszu, Konga i Somalii tysiącami, przejmują nasze stocznie, blokują budowę lotniska na miarę aspiracji dużego kraju i elektrowni atomowych! Blokują nawet udrożnienie Odry, bo odbierze to zysk niemieckim rzekom spławiającym towary. Wykwit intelektualnej przewagi „wykształconych z dużych miast” nad moherami, prawakami i co tam jeszcze wykombinowali w dziedzinie nazw. Towarzyszu melkart1, cytowany przez autora książki bluzg: „…ty chuju…” krzyczał na prezydenta Polski w Gdańsku cham wynajęty przez bliskich w lewactwie panu ludzi, w obecności Kidawy-Błońskiej, pełniącej wówczas ważne funkcje państwowe. I nie dość, że krzyczał, to jeszcze po wyemitowaniu chamskich okrzyków przyszedł do pani Kidawy (ksywka Zośka Loren), i pytał, czy było dobrze? I pani Kidawa odpowiedziała z uśmiechem, że dobrze! Autor, niejaki Adam Kulik, tylko cytuje wynajętego chama, innych chamów zresztą też. Wszyscy to oglądali w telewizorze, bo wszystkie telewizje, nawet niemieckie dla Polaków, nawet te dla stróżów i kucharek, pokazywały relację z Gdańska jak Polska długa i szeroka. Nie łapie pan tak prostych relacji a bierze się do recenzowania książek? Skąd ta pycha?
Rozdział przedostatni „Pycha przed upadkiem”
„Jakie autorytety? Ani pan Tusk, ani Kaczyński nie zrobili nic konkretnego, co mogłoby przynieść im sławę…” „Komuniści - tak, przynieśli wiele złego, wiele zła wyrządzili, ale stworzyli naród, którego wcześniej nie było.”
Tu pojechał na całego! Polski naród stworzyli komuniści! Tak może myśleć człowiek zindoktrynowany w stu procentach, z wypranym mózgiem! Drodzy czytelnicy książek, my wśród takich ludzi naprawdę żyjemy, to nam się nie śni, choć wygląda na sen upiorny. Tak wygląda zostawiona przez komunę, po 45 latach komunistycznej indoktrynacji, wciskania ideologii, Polska w trzeciej dekadzie XXI wieku. Informacja dla melkarta1: komuniści stworzyli łagry na Syberii, w Rosji tajną policję NKWD, w Polsce to się nazywało Urząd Bezpieczeństwa, Służba Bezpieczeństwa, które mordowały ludzi w ubeckich piwnicach, zakopywały w tych piwnicach, pod jakimś płotem lub na warszawskiej Łączce. W łagrach na Syberii, za Stalina, rokrocznie siedziały dwa miliony ludzi, zbrodnie komunistów w samej tylko Rosji szacuje się na 20 milionów ludzi – te dane znajdziecie też w Nostalgii Wschodu. Jaćwieskiej rubieży Adama Kulika (str.305). To wszystko zna każdy, nawet skończenie przeciętny Polak, z telewizji, radia, czasem nawet ze szkoły podstawowej. Podobnie jak to, że polska świadomość narodowa zaczęła się wykluwać pod koniec osiemnastego wieku, podczas Insurekcji Kościuszkowskiej, a potem w dziewiętnastowiecznych polskich powstaniach narodowych. Są takie książki jak Archipelag GUŁag Aleksandra Sołżenicyna, Inny świat Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, książki Józefa Czapskiego i setki innych, z których można czerpać wiedzę. Melkart1 tej wiedzy nie potrzebuje – paraduje w czerwonych, postsowieckich okularach, i wie lepiej.
Tusk, rzeczywiście, jest żadnym autorytetem, to hochsztapler – przez 8 lat rządów udało mu się stworzyć tylko boiska dla dzieci – orliki. Reszta jego działań polegała na burzeniu, judzeniu, napuszczaniu milionów Polaków na siebie, tak jak teraz, w tej kadencji. Dokładnie tak, jak robiła to caryca Katarzyna w XVIII wieku, Austriacy i Prusacy przed rozbiorami i później. Tylko na tym zna się naprawdę. Na stronie 99 Nostalgii … autor wyliczył dokładnie „osiągnięcia” Tuska. Zastanawia tylko dlaczego pominął 250 miliardów złotych, wyprowadzonych podczas jego rządów za granicę. To te pieniądze, które pod rządami prawicy zostały w kraju i umożliwiły finansowanie 500 plus, podwyżki płac, emerytur, wielkie inwestycje w końcu.
Kaczyński może nie być autorytetem, ale jego partia w 8 lat wyciągnęła miliony Polaków, przede wszystkim dzieci, z biedy, sfinalizowała wielkie inwestycje typu Mierzeja Wiślana, przekop pod rzeką Świną w Świnoujściu, drogę Via Carpatia, ocaliła setki polskich przedsiębiorstw podczas kowidu – sporo tego było. Nade wszystko prawacy nakreślili realną wizję rozwoju dużego, europejskiego państwa, które w najbliższym czasie będzie stać na dobrobyt jego mieszkańców. Nie na dziadostwo, jak za komuny i postkomuny Tuska! Unaocznili Polakom, że mogą się rządzić dobrze i – jeśli nie dadzą się ogłupiać i okradać sąsiadom – będą prosperować jak równy z równym. To jest zasadnicza różnica pomiędzy Tuskiem i Kaczyńskim, widoczna dla normalnie patrzących i myślących, bo oparta na faktach. Ale w Polsce jest też ze sześć milionów myślących inaczej, nie dostrzegających oczywistych faktów, lubiących sowiecki bat lub pola szparagów w Niemczech, i jakoś z nimi też trzeba żyć. Nawet jeśli znają litery ale nie potrafią czytać ze zrozumieniem i myśleć.
Rozdział ostatni „I wreszcie koniec”
„Czy polecam książkę? Hmm - nie bardzo. To paszkwil na wszystko, co nowoczesne.”
Jeśli zerojedynkowy opis realiów odbieramy jako paszkwil, coś przekręconego, odwróconego o 180 stopni, należy sobie zadać pytanie w jakim świecie żyjemy? To już schizofrenia czy jeszcze nie? Może cyrk? Może konwencja z dramatów Witkacego albo Jonesco? Czy może tylko Mrożek? Te nazwiska melkartowi1 nic nie powiedzą, nawet gdyby je znał, nic by mu nie powiedziały – żyje za ścianą ze szkła, niby widać stamtąd normalny świat ale on odbiera go na opak. Żyje w środku Europy, w kraju od 300 lat ścieranym przez młyńskie kamienie Rosji i Niemiec i nie widzi przyczyn tego stanu rzeczy. Żyjąc w tak newralgicznym miejscu nie zna własnej historii. Zna historię napisaną dla niego przez sowieckich albo postsowieckich politruków („Komuniści stworzyli naród, którego wcześniej nie było”!). Załamywanie rąk nic nie da, to pokolenie musi po prostu wymrzeć ze swoją pseudowiedzą, pseudokulturą, pseudotolerancją, przekonaniami rozmijającymi się o 180 stopni z rzeczywistością. Jeśli nie widzi się oczywistych faktów tylko wierzy nachalnej (i niestety dziś lepszej niż komunistyczna! propagandzie) tak właśnie jest. Za komuny część z nas też ulegała propagandowym złudzeniom, niektórzy, jak widać, trwają w zaczadzeniu do dziś.
Muszę przeprosić Czytelników za zejście do poziomu melkarta1 i zamiast solidnej recenzji całkiem dobrej książki, rozprawiać się z bełkotem, pseudowiedzą jakiegoś starego pezetpeerowskiego aparatczyka, który przez 35 lat (od 1990 roku), nie zdołał wyrosnąć z komuny i nadal żyje mentalnie w latach pięćdziesiątych XX wieku. Można by sobie darować te wypociny, ale nie można tolerować kłamstwa, głupoty, niewiedzy bo powtarzane wielokrotnie stają się mimo woli jakąś obowiązującą – oni to nazywają narracją. Nie prawdą, a narracją!
Myślących ludzi obowiązuje formułowanie sądów na podstawie faktów, nie złudzeń, narracji czy propagandy. I taka właśnie Nostalgia Wschodu. Jaćwieska rubież Adama Wiesława Kulika jest – napisana przez inteligentnego autora dla myślących i wymagających ludzi. Przy tym patriotę nie na pokaz, nie dla tzw. szmalu ale z głębokiego przekonania, z miłości do ziemi, na której żyje. Naprawdę mamy wielu autorów tego pokroju? Którzy w sposób bezpardonowy rozliczają się z czasem, w którym żyją, bez względu na konsekwencje? Bo są konsekwencje, choćby konsekwentne przemilczanie przez „tolerancyjne, prawdziwie europejskie” (lewackie) media zdominowane przez potomków dawnej komuny. Żyjemy w trudnym, czasami bardzo irytującym czasie i na kartach tej książki znalazł on – moim zdaniem - adekwatne, uczciwe odbicie (nie bez normalnej, ludzkiej złośliwości). Jeżeli Kulik używa mocniejszych słów, „bluzgów”, które tak bulwersowały melkarta1, to najczęściej cytuje lewactwo: „zapisać trzeba, bo jutro lumpenelitki ogarnie amnezja, wyprą się, że sami szczuli” (s.55). Podobne sądy dotyczą prawniczki Lempart, zdawałoby się osoby wykształconej, na pewnym poziomie kultury, czy Scheuring-Wielgus, która („bardzo europejska, tolerancyjna przedstawicielka lewicy”) wdzierała się do kościołów podczas liturgii zaprzeczając dosłownie tolerancji i demonstrując skrajne prostactwo i brak kultury. Fakty trzeba nazywać po imieniu, i Kulik to robi, bo chce żyć w normalnym świecie – komunistyczny, zamordystyczny świat na opak już zaliczył, ma go serdecznie dość. Nie chce powtórki z historii.
Ta książka jest też o podróży rowerowej po bardzo interesującej Ścianie Wschodniej, gdzie pozostały relikty kresów dawnej Rzeczpospolitej – enklawy polskiego prawosławia, polskich Tatarów, Litwinów. To są problemy bardzo mało znane w Polsce, autor z przyjaciółmi dosłownie wjeżdżają we wschodnie ostępy niby swoje, własne, a mentalnie inne, trochę obce i przez to bardziej pociągające, wzbudzające ciekawość w swej odmienności. Dla czytelnika jest to poznawanie także poprzez historię, bo historia tych ziem zdaje się nie mieć tajemnic przed oczytanym autorem. Mimo, że jest to reportaż literacki, znajdziemy tam sporo dobrej poezji – zdania niespodziewanie zaczynają się układać inaczej, pojawia się nostalgia, sposób obrazowania typowy dla wiersza, choć rozpisany prozą. Widać, że autor czuje klimat tej ziemi, przeżywa go zupełnie inaczej, niż rasowy reporter.
Co jeszcze mnie zaskoczyło, wręcz uradowało – błyskotliwy, zręczny (zaoczny) dialog z Cervantesem i jego Don Kichotem. Zdawałoby się, co może mieć wspólnego autor żyjący 500 lat temu z pisarzem współczesnym, z jego peregrynacjami po Ścianie Wschodniej. A jednak! Głupstwa, kretynizmy rządzących, możnowładców, opisane pół tysiąca lat temu przez Cervantesa w Hiszpanii są tak samo „mądre” jak te prokurowane dzisiaj przez rządowych i sejmowych mądrali w Polsce. Strzał w dziesiątkę. Chapeau bas!
Melkartowi1 mogłabym polecić do lektury Szkice piórkiem Andrzeja Bobkowskiego – też o podróży rowerem, też w trudnym czasie, i też, niestety, z jednoznaczną refleksją o komunistycznej Rosji. Nie polecę – znajomość liter nie wystarczy do zrozumienia tego tekstu. Trzeba jeszcze coś mieć w głowie.