Wigilia to czas, w którym każdy z nas pragnie być otoczony bliskimi, śpiewać kolędy i wspólnie zasiąść do stołu.
Niestety, na kilka godzin przed wieczerzą Alicja dowiaduje się, że w tym roku spędzi Święta samotnie.
Chwilę później znika nawet jej kot, Maniek.
Załamana całą sytuacją, Alicja przemierza ulice swojego osiedla w nadziei, że uda jej się odnaleźć czworonożnego przyjaciela. Gdy jest już o krok od poddania się, nagle pojawia się Maniek — a wraz z nim Henryk, zbłąkany wędrowiec.
Zdesperowana, by nie spędzić tego wyjątkowego dnia w samotności, Alicja zaprasza nieznajomego do swojego domu.
Święta to czas, w którym wszystko może się zdarzyć.
Ale czy ich magia okaże się na tyle silna, by spełnić ludzkie marzenia?
Wydawnictwo: selfpublishing
Data wydania: 2025-11-03
Kategoria: Romans
ISBN:
Liczba stron: 85
Język oryginału: polski
„Świąteczny nieznajomy” to najnowsza propozycja J.K. Sindal. Krótka forma sprawia, że historię można pochłonąć w jeden wieczór.
To lekka pozycja poruszająca niełatwy temat samotności, po którą – ze względu na zawartość scen erotycznych – powinni sięgnąć wyłącznie czytelnicy pełnoletni. Alicja, główna bohaterka, podczas szykowania wigilijnej wieczerzy dowiaduje się, że jej najlepsza przyjaciółka wyjechała, więc wieczór przyjdzie jej spędzić w towarzystwie kota.
Już na starcie uwagę przykuwa piękna dedykacja, ale dziś nie o niej, tylko o historii.
Autorka fenomenalnie oddała emocje, które zalały Alicję co bez wątpienia ułatwił wybór pierwszoosobowej narracji. Łezka kręci się w oku, a serce ściska smutek i empatyczne współczucie. Przecież nikt w tym czasie nie chce być sam.
Strzałem w dziesiątkę (a nawet w setkę) okazało się udzielenie głosu Mańkowi, kotu Alicji. Postać Mańka i jego perspektywa zostały wykreowane nietuzinkowo, pomysłowo oraz trafnie. Maniek postrzega świat dookoła na poziomie dziecka, które nie rozumie jeszcze czym bądź kim jest Wigilia ani co dzieje się wokół. Dla niego liczą się smaczki, choć nagłe przygnębienie ukochanej przyjaciółki pcha go do działania. Alicję trzeba przecież jakoś pocieszyć, skoro nie wystarczy jej, że zostawił irytującą go choinkę w spokoju.
Splotem wydarzeń – i decyzji Mańka – Alicja spotyka swojego świątecznego nieznajomego. Od słowa do słowa zaprasza mężczyznę, którego imię poznała raptem chwilę wcześniej, do siebie na kolację. Fakt, nie do końca rozsądne, kiedy jest się młodą kobietą mieszkającą samotnie, ale Ala ma tego świadomość. Tu wygrywa rozpaczliwa potrzeba bliskości, kontaktu, towarzystwa drugiej osoby.
Ogromny plus za umiejętne oddania realiów tego nietuzinkowego spotkania. Autorka świetnie poradziła sobie z niezręcznością przy składaniu sobie życzeń przez tą dwójkę czy w trakcie zwyczajnej rozmowy. Oboje starają się pilnować neutralnych tematów, a chociaż pierwszy uścisk – przy dzieleniu się opłatkiem – wyszedł niemrawo, atmosfera szybko ulega rozluźnieniu.
Henryk, nowy znajomy Alicji, okazuje się człowiekiem wykształconym, dobrze sytuowanym i pochodzącym w pełnej, szczęśliwej rodziny. Totalna odwrotność bohaterki, która dzieciństwo spędziła w bidulu i po szkole zaczęła pracę na kasie w markecie. To, co mnie dość mocno zirytowało, to moment, kiedy Alicja sama siebie deprymuje. Że niby powiedzenie: „żadna praca nie hańbi” to raptem teoria, ale przecież ona pracuje uczciwie i wykonuje zwykły, popularny zawód, mimo to płonie wstydem, gdy się do tego faktu przyznaje.
Rozwój relacji między bohaterami następuje szybko. Nie ma co się dziwić, skoro książka ma raptem 85 stron zapełnionych wspaniałą historią, a czas w niej opisany to przede wszystkim okres świąteczno–noworoczny. Szybko więc dochodzi do swobodniejszych gestów między tą dwójką – pocałunki, przytulanki i wreszcie seks. Mimo tempa autorka prowadzi nas przez tę podróż sprawnie, buduje napięcie, pokazuje drobne potknięcia oraz skradzione sekundy.
Sceny erotyczne zostały skonstruowane poprawnie. Akcja między bohaterami nabiera tempa, aż oboje świadomie decydują się na krok, którego nie da się cofnąć. Kocham za pamięć o bezpieczeństwie, nie przepadam za użyte sformułowanie psujące tę wiekopomną chwilę – nie będę przytaczać.
Jeśli mam być szczera, nie sądziłam, że na przełomie tych kilkudziesięciu stron, autorce uda się zbudować historię tak, by wykonać zwrot akcji z prawdziwego zdarzenia, zatem… chylę czoła. Budowa historii jest klasyczna. Mamy początek, rozwinięcie i punkt kulminacyjny nie do przegapienia. On wywraca wszystko o 180̊ .
Nie powiem, czy w tej świąteczno–noworocznej opowieści doczekamy happy endu. Powiem, że warto przeczytać do końca. Całość wywoła masę emocji od smutku, przez radość, po złość i… może historia zatoczy koło?
To, na co bezsprzecznie należy zwrócić uwagę, by „Świąteczny nieznajomy” wspiął się na wyżyny, to korekta. Literówki niemal nie występują, ale… mamy wiele innych składowych wpływających na jakość tekstu. Tutaj na szczególne dopieszczenie zasługuje interpunkcja, a warto też zadbać o konsekwencję.
Niniejszym opowieść oceniam pozytywnie. A że dziś jej premiera – zachęcam do sięgnięcia po książkę. Niewykluczone, że „Świąteczny nieznajomy” sprawdzi się idealnie jako prezent na święta.
[współpraca recenzencka/ barterowa]
Sara jest pulchną maturzystką która już jakiś czas temu straciła nadzieję na poznanie "tego jedynego" i całkowicie poświęciła się nauce i swojej wielkiej...
Przeczytane:2025-11-15, Ocena: 6, Przeczytałam, Mam, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2024 roku, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2024, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2025,
Recenzja
„Świąteczny nieznajomy”
Autor: J.K. Sindal
„Świąteczny nieznajomy”, to subtelna opowieść o cichej magii, która przychodzi wtedy, gdy najbardziej jej potrzebujemy.
Są książki, które otwieramy z myślą o lekkiej lekturze, a zamykamy z uczuciem, jakby ktoś właśnie otulił nas miękkim, wełnianym kocem. „Świąteczny nieznajomy” J.K. Sindal należy właśnie do takich historii, prostych w formie, lecz zaskakująco bogatych emocjonalnie. To opowieść, która wślizguje się między codzienne sprawy, rozświetlając je delikatnym blaskiem grudniowej magii.
Alicja, bohaterka opowiadania, to młoda kobieta niosąca na barkach ciężar doświadczeń, których nie powinna dźwigać żadna dwudziestolatka. Wychowana w domu dziecka, oswojona z samotnością, nauczyła się budować swoje małe, bezpieczne światy, złożone z pracy, przyjaźni z Leną i obecności Mańka, kota, który dla niej jest czymś więcej niż zwierzęciem.
Kiedy Wigilia, która miała przynieść choć odrobinę ciepła, rozsypuje się na jej oczach, czytelnik mocno czuje tę nagłą pustkę. Najpierw wiadomość od przyjaciółki, potem zaginięcie Mańka… i nagle wieczór, który powinien pachnieć piernikiem i spokojem, staje się najbardziej samotną nocą w roku. Ten moment jest jak oddech zatrzymany w piersi, a jednocześnie jak otwarte drzwi do czegoś, czego Alicja nawet nie podejrzewa.
Bo właśnie wtedy pojawia się on. Henryk. Niepozorny, trochę tajemniczy, zupełnie obcy. A jednak w jego obecności jest coś, co pozwala uwierzyć, że przypadki nie istnieją. Ich spotkanie nie ma nic z hollywoodzkiego fajerwerku, jest ciche, nieoczywiste, prawdziwe. I właśnie przez tę zwyczajność staje się niezwykłe.
Autorka z ogromnym wyczuciem pokazuje, że w obliczu samotności wszyscy stajemy się równi, bez względu na to, skąd pochodzimy, jakie mamy doświadczenia i ile blizn nosimy w środku. To, co dzieli Alicję i Henryka, okazuje się mniej istotne niż to, co ich łączy: potrzeba bycia zauważonym, wysłuchanym, po prostu… nie-samotnym.
Niezwykle ciekawym akcentem jest rozdział z perspektywy Mańka. To drobny, ale zaskakująco świeży pomysł, który dodaje historii lekkości, a jednocześnie pogłębia jej przekaz, bo czasem świat trzeba zobaczyć oczami kogoś, kto kocha bez oczekiwań.
Mimo krótkiej formy, akcja toczy się dynamicznie, a emocje bohaterów są podane z subtelnością, której trudno nie docenić. Są tu namiętne momenty, są chwile zawahania i milczenia, które mówią więcej niż słowa. A każde z tych wydarzeń prowadzi czytelnika do finału, który otula serce ciepłem jeszcze długo po przeczytaniu ostatniej strony.
J.K. Sindal nie ucieka się do przesadnego dramatyzmu ani świątecznego kiczu. Tworzy opowieść kameralną, intymną i szczerą, taką, która działa nie poprzez wielkie gesty, lecz przez emocje uchwycone w półcieniach. To historia o nadziei, która potrafi zakiełkować nawet w najbardziej mroźną noc. O odwadze, by otworzyć się na drugiego człowieka. O wierze, że szczęśliwe zakończenia zdarzają się nie tylko w bajkach.
„Świąteczny nieznajomy” to literacka otulinka, krótka, ale pełna ciepła.
Idealna na zimowe wieczory, kiedy sami szukamy w świecie odrobiny światła.
Polecam każdemu, kto tęskni za świąteczną historią z sercem, a bez nadmiernego lukru. To opowieść, która koi, wzrusza i przypomina, że magia naprawdę istnieje czasem przychodzi w postaci zbłąkanego kota, czasem wędrowca, a czasem… w chwili odwagi, by powiedzieć „może”.