Wydawnictwo: Czarne
Data wydania: 2013-11-14
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 128
Napisałam tę książkę w ciągu paru miesięcy po śmieci ojca. Ma rytm braku i rozpaczy. Nie pisałam autoterapeutycznie, ale tym bardziej nie po to, by przerobić doświadczenie w literaturę. Pisałam, bo nie mogłam robić nic innego. Oczywiście, wykonywałam codzienne czynności i ich niezbędność stała się jednym ze składników narracji: dorośli rozpaczają po wykonaniu obowiązków. Pocieszałam się obrazem taty, który zatelefonowałby do mnie zaraz po lekturze. To straszne pocieszenie, ponieważ miałby pochwalić mnie za opis swojej własnej śmierci.
Refleksyjna powieść obyczajowa, umiejscowiona we współczesnym Szczecinie. Magda, córka Jana i Marysi (znanych z powieści "Bambino" nominowanej do wielu...
„Smaki i dotyki“ to zbiór wydanych już wcześniej opowiadań Ingi Iwasiów wzbogacony o kilka nowych tekstów. W każdym z nich do głosu dochodzi...
Przeczytane:2017-04-23, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki - 2017,
"Umarł mi. Notatnik żałoby" to intymna książka Ingi Iwasiów - profesor Uniwersytetu Szczecińskiego, literaturoznawczyni i krytyka literackiego. Są to zapiski osoby zmagającej się ze śmiercią ojca, próbą oswojenia się z byciem półsierotą. Jak sama autorka pisze nie jest to autoterapia, jedynie potrzeba przelania wszystkiego na papier. Zadanie jest o tyle trudne, że trzeba nie lada odwagi, by zmierzyć się z tematem.
Iwasiów koncentruje się na "ja", swoim przeżywaniu tragedii i porządkowaniu rzeczywistości na nowo. Pomimo wsparcia rodziny i najbliższych, tak naprawdę skazana jest na doznawanie żałoby w samotności.
Na łamach książki opisuje swego ojca nie jako osobę idealną, ale taką jaką prawdopodobnie był. Zegarmistrz naprawiający czasomierze, dla którego czas dobiegł końca. Czy owe notatki z żałoby nie są właśnie zawieszeniem w czasie? Zastanowieniem się nad własnymi emocjami, chwilowym zapomnieniu o "niebycie" ojca oraz o śmierci?
Iwasiów nierozerwalnie związana jest ze Szczecinem, toteż zabiera czytelnika w podróż po znanych ulicach, oprowadza po prawobrzeżu, opowiada o zakładzie ojca w Podjuchach. Wszystko staje się więc bardziej realne i namacalne, bo szczecinianom te rejony nie są obce, sami funkcjonują w nich na co dzień. Zatem jak to możliwe, że nie zauważyli straty tak wspaniałego człowieka?
Nad każdą śmiercią trzeba przejść do porządku dziennego, nawet nad śmiercią ojca. Autorka konfrontuje wspomnienia z dzieciństwa, gdzie ojciec był dla niej idolem, z "najświeższymi" wspomnieniami. Śmiało można powiedzieć, że dla niej pozostał on wzorem do końca.
Choć lektura nie należy może do lekkich (niemniej miejscami pisarka zaskakuje humorem), to z pewnością jej przeczytanie nie należy do straconego czasu. Bo jakby mogło się wydawać, to czas jest jednym z głównych bohaterów tej książki.