Ten dom, jak małżeństwo Margaret i Hala, ma swoje mroczne tajemnice.
Dla Margaret to dom marzeń. Piękny, wiktoriański, wyczekany. Przeprowadziła się do niego z mężem, Halem, kiedy Katherine, ich córka poszła do collegu. Nie wiedziała wtedy, że ten dom jest już zamieszkany. Większość ludzi by uciekła. Margaret nie należy do większości. Margaret zostaje. To jej miejsce. Po czterech latach Hal nie może już znieść towarzystwa. Odchodzi. Nie odpowiada na telefony. Ich córka - która nie ma pojęcia o tym, że dom jest nawiedzony - przyjeżdża, by odnaleźć ojca. Tylko że właśnie przyszedł wrzesień i znowu zaczęło się piekło. Ściany spływają krwią. Duchy byłych mieszkańców są coraz bardziej przerażające, a w piwnicy czai się prawdziwe niebezpieczeństwo.
Napijesz się herbatki? - proponuje Fredricka, duch służącej z głową rozpłataną uderzeniem siekiery.
Nie zapomnij oddychać w trakcie lektury!
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 2025-09-24
Kategoria: Horror
ISBN:
Liczba stron: 352
Tytuł oryginału: The September House
Recenzja
„We wrześniu ściany krwawią”
Autor: Carissa Orlando
Wydawnictwo: Akurat
Współpraca reklamowa, barter
"Ściany domu znów krwawiły. Można było się tego spodziewać; wszak nadszedł już wrzesień. Krew nie byłaby taka zła, gdyby co noc nie towarzyszyły jej jęki, które pod koniec miesiąca, jak w zegarku, przechodziły w krzyk."
Czy można pokochać dom, który żyje własnym mrocznym życiem?
Carissa Orlando w swojej powieści „We wrześniu ściany krwawią” pokazuje, że tak i że to uczucie potrafi być bardziej toksyczne niż jakikolwiek duch.
Margaret przez całe życie marzyła o miejscu, które będzie naprawdę jej, o domu z duszą, z historią, z werandą, na której pachnie kawa, a drewno skrzypi jak wspomnienie dzieciństwa. Gdy wraz z mężem wprowadza się do wiktoriańskiej posiadłości, wszystko wydaje się idealne. Ale ten dom nie jest pusty. Ma swoich mieszkańców. I swoje rytuały. Co roku we wrześniu ściany zaczynają krwawić, duchy dawnych mieszkańców domagają się uwagi. Mąż nie wytrzymuje, córka nie ma pojęcia o prawdziwym obliczu rodzinnego gniazda, a Margaret… trwa. Zdeterminowana, żeby utrzymać pozory normalności, nawet jeśli musi rozmawiać z duchem służącej i udawać, że to po prostu kolejny dzień w raju. Bo ten dom, z całym swoim mrokiem, jest jej. Zamiast uciekać, próbuje zrozumieć i zaakceptować to, co się dzieje, a jej upór oraz zdolność adaptacji czynią z niej jedną z ciekawszych postaci współczesnej literatury grozy. Orlando subtelnie rysuje jej psychologiczny portret, odsłaniając skrywaną pod warstwą ironii samotność i tęsknotę za normalnością.
Autorka nie tworzy tu prostego horroru o nawiedzonym domu. Ona pisze o człowieku, który staje się więźniem własnych emocji. Dom to nie tylko scena wydarzeń, to metafora psychiki Margaret: pełna pęknięć, skrywanych sekretów i duchów, których nie da się przepędzić świecą ani modlitwą. Z chirurgiczną precyzją łączy grozę z dramatem psychologicznym, pokazując, że prawdziwy strach nie zawsze czai się za drzwiami piwnicy, czasem mieszka w nas samych.
To symbol małżeństwa, które rozpadło się pod ciężarem przemilczeń, winy i obsesyjnego przywiązania. Mistrzowsko gra z czytelnikiem: chwilami wydaje się, że to czysty horror, by po chwili uderzyć emocjonalną prawdą o samotności i strachu przed utratą kontroli.
To powieść, która nie epatuje krwią, choć ta dosłownie spływa po ścianach. Strach rodzi się tu z ciszy, z codziennych rozmów z duchami, z desperackiej próby utrzymania normalności, gdy rzeczywistość powoli się rozpada. A kiedy przychodzi wrzesień, wszystko, co tłumione, zaczyna wypływać na powierzchnię.
W miarę rozwoju fabuły napięcie rośnie, a każda kolejna strona odsłania kolejne tajemnice domu i jego nadprzyrodzonych mieszkańców. Orlando nie unika brutalności, ale nie epatuje nią bezcelowo, krew, krzyk i śmierć są tu tylko tłem dla czegoś znacznie bardziej niepokojącego: refleksji nad tym, jak daleko można się posunąć, by utrzymać iluzję szczęścia.
Autorka w mistrzowski sposób odświeża klasyczny motyw nawiedzonego domu, zamieniając strach w poruszającą refleksję o akceptacji i współistnieniu z tym, co nieznane. Buduje napięcie subtelnie, niemal podskórnie. Nie znajdziemy tu tanich strachów ani przewidywalnych zwrotów akcji, za to z emocjonalnym ciężarem, który przygniata z każdą stroną coraz mocniej. Zamiast tego, sieć drobnych detali, które z początku wydają się nic nieznaczące, by w finale ułożyć się w obraz tak logiczny, że aż przerażający. To książka, którą czyta się z rosnącym poczuciem, że coś tu nie gra, a jednak nie potrafi się od niej oderwać.
Siłą powieści jest sposób, w jaki autorka manipuluje punktem widzenia. Narracja pierwszoosobowa sprawia, że jesteśmy zamknięci w głowie bohaterki, skazani na jej wersję wydarzeń. Czytając, ma się wrażenie, że dom Margaret to nie tylko miejsce, ale stan umysłu. Że każdy z nas nosi w sobie taki wrzesień – moment, w którym przeszłość wraca, a ściany naszego świata zaczynają pękać.
Na zakończenie dostajemy zwrot akcji, który dosłownie zapiera dech. To zakończenie nie tylko zaskakuje, ale też doskonale domyka wszystkie wątki, pozostawiając czytelnika z uczuciem satysfakcji i lekkiego oszołomienia.
Ten dom zabija.
W tym domu wrzesień nabiera barw.
Do tego domu sprowadzili się Margaret i Hal, nie wiedząc, że we wrześniu jego ściany spływają krwią. Czy uda im się odnaleźć swoje miejsce pośród wielu innych „mieszkańców” dawnej rezydencji państwa Vale? Sprawdźcie sami w trakcie lektury powieści autorstwa Carrisy Orlando pt. „We wrześniu ściany krwawią” z oferty Wydawnictwa Akurat, w przekładzie Ewy Ziembińskiej.
Orlando połączyła w swej książce doświadczenia zawodowe z pracy psychologa z zamiłowaniem do horrorów i stworzyła opowieść, która stopniowo pobudza emocje czytelników obcujących z przerażającymi „lokatorami” wiktoriańskiego domu, w którym obowiązują pewne nietypowe zasady i bezwzględnie należy ich przestrzegać.
Margaret - główna bohaterka i niejako jedyna osoba „przystosowana” do życia w tym domu, to najbardziej kontrowersyjna postać tej opowieści. Jej nieustraszona postawa, próby oswojenia absurdalnej rzeczywistości, balansowanie na granicy normalności i szaleństwa momentami irytują czytelnika, który pojąć nie może pobudek, jakimi kieruje się ta mocno doświadczona przez życie kobieta. A może właśnie jej zachowanie to jedyny przejaw rozsądku w tym irracjonalnym otoczeniu?
Najmocniejszym elementem książki jest dla mnie panująca w tym domu atmosfera. Kolejne rozdziały sprawiają, że tajemniczość ustępuje w tej przestrzeni miejsca strachowi, który powoli wślizguje się w codzienność bohaterów. Typowa dla tego miejsca rutyna zostaje nagle przerwana przez zaginięcie i związane z nim śledztwo, które napędza narrację i sprawia, że do ostatniego momentu nie wiemy, jakie zakończenie przewidziano dla tych żywych i niekoniecznie żyjących bohaterów Naszej opowieści.
„We wrześniu ściany krwawią” to narracja, która robi piorunujące wrażenie. Sprawia, że na świat wychodzą Nasze „wewnętrzne potwory”. To też genialna opowieść o ludzkiej psychice, o pamięci i o tym, że najgorsze demony wcale nie muszą mieszkać za ścianą – często są dużo bliżej niż się tego spodziewamy.
Polecam, bo dawno nie czytałam niczego równie przerażającego! 🔥🔥
Witam Was bardzo serdecznie moi drodzy książkomaniacy. Dziś przychodzę do Was z książką, która wywołała u mnie bezdech i ciary na plecach, ależ to było dobre.
To miał być ich wymarzony dom, dom Margaret i Hala, ostoja dla ich małżeństwa i azyl do którego wraca się z przyjemnością.
Tymczasem dom okazał się być pułapką, która trzyma mieszkańców w swoich objęciach powoli rujnując ich zdrowie psychiczne.
Krew spływająca kaskadami ze schodów, psotnicy pojawiający się w najmniej spodziewanym momencie, Fredrica przekładająca rzeczy, których potem nie sposób znaleźć i to co mieszka za drzwiami piwnicy, to tylko część tego co czeka na Was w tej niesamowitej książce. Chcę jeszcze.
Myślicie, że wiecie wszystko o nawiedzonych domach? Tu możecie się zdziwić! Chodźcie, przekonajcie się, czy da się przyzwyczaić do życia w miejscu, gdzie można natrafić na enigmatycznych mieszkańców?
Dawno nie czytałam takiej odjechanej historii o nawiedzonym domu! Tym, co tę książkę wyróżnia jest niesamowicie gęsta, wręcz creepy atmosfera, groteskowość a zarazem nie brakuje w niej czarnego humoru, więc wywołuje uśmiech na twarzy. Jest lekka, nawet zabawna, to takie nietypowe w tej konwencji gatunkowej, że tchnie świeżością.
Margaret wraz z mężem Halem znaleźli wymarzony, wiktoriański dom. Pozorny spokój znika we wrześniu. Wrzesień jest miesiącem przemiany domu, zdaje się rozsypywać, to wtedy właśnie uaktywniają się jego widmowi mieszkańcy. Jest przerażający!
Bohaterka jest wręcz niesamowitą postacią, ostoją "spokoju", mało co ją rusza. Ściany mogą krwawić, groteskowo makabryczne zjawy sunąć, a piwnicę zamieszkiwać zło - ona tego ukochanego domu nie opuści. To takie nietypowe dla horroru! Bo w końcu to tylko we wrześniu, jeden miesiąc, a przez resztę roku wszystko wraca do normy. Tym razem jednak sprawy się komplikują, Hal nie wytrzymuje... Po prostu znika...
Nie brakuje tu głębi psychologicznej, stopniowo wychodzą na jaw traumatyczne zdarzenia, poruszona jest trudna tematyka alkoholizmu. Skomplikowana, burzliwa, pełna żalu relacja matki z córką. Bywają rzeczy, które spychamy ze świadomości, jesteśmy w stanie zrobić dziwne rzeczy, aby chronić rodzinę.
To naprawdę nietuzinkowe spojrzenie na nawiedzone domy. Trzyma w napięciu, ciężko się od niej oderwać, a tempo jest rewelacyjne! Tę książkę się po prostu pochłania, a nie czyta.
Polecam! Na październikowe wieczory czy zbliżające się Halloween w sam raz.
W swoim debiucie ,,We wrześniu ściany krwawią" Carissa Orlando przekłada motywy znane z historii o duchach i nawiedzonych domach na to, czym naprawdę zawsze były: na opowieść o człowieku, o tym, co wzbudza nasz lęk i ból tak nieznośny, że nie da się go ująć w sposób dosłowny. To historia Margaret, kobiety w średnim wieku, która wraz z mężem wprowadziła się do wymarzonego domu. Dom jednak jest nawiedzony, a mąż nie potrafi dostosować się do zasad, które sprawiają, że Margaret potrafi w domu normalnie funkcjonować. Zatem znika. Historię poznajemy w narracji pierwszoosobowej z perspektywy Margaret, której akceptacja tego, co dzieje się w domu, kontrast pomiędzy jej spokojem, a makabrą, z jaką się styla, mogą powodować wybuchy śmiechu. Autorka zręcznie gra pomiędzy obrzydzeniem a śmiechem, sprawiając, że patrzymy na to, co głębiej, na to, co kryje się pod warstwą fabularną. Bo ta, choć dobrze rozpisana i pochłaniająca, nie jest tak ważna, jak to, co pod spodem - warstwa psychologiczna, w której przyglądamy się temu, jak łatwo do wszystkiego się przyzwyczaić - nawet do zła czającego się w piwnicy. To opowieść o trudach relacji - partnerskich i rodzicielskich, o przyjaźni i samotności. To historia bogata w emocje wszelakie - sama przy niej się śmiałam, zaciskałam pięści i płakałam. Świetne, innowacyjne podejście do gatunku horroru, zaskakujący, świeży debiut!
Recenzja
Współpraca reklamowa z @wydawnictwoakurat
Kiedy Margaret i Hal znajdują dom swoich marzeń, nie mogą się doczekać, aby się do niego wprowadzić i zacząć od nowa. Nie przeszkadza im nawet fakt, iż poprzedni właściciele zmarli w tym domu. Wiktoriańska posiadłość wydaje się być ich miejscem na ziemi, idyllą, nowym początkiem. Jest sielankowo, aż do pierwszego września...
"Ściany domu znów krwawiły. Można było się tego spodziewać; wszak nadszedł już wrzesień. Krew nie byłaby taka zła, gdyby co noc nie towarzyszyły jej jęki, które pod koniec miesiąca, jak w zegarku, przechodziły w krzyk."
Czy potrafisz sobie wyobrazić dom z krwawiącymi ścianami, pokojówkę, której głowa została odłamana siekierą, serwującą najlepszą herbatę, dziewięcioletniego chłopca z kłami, który lubi gryźć, albo małą dziewczynkę, która ciągle wskazuje na piwnicę, gdzie mieszka coś złowrogiego?
"We wrześniu ściany krwawią" to swoisty miks gatunków. Połączenie horroru, thrillera spod gatunku domestic noir i psychologicznego, kryminału, paranormal i czarnej komedii. Autorka w doskonały sposób połączyła te wszystkie gatunki i stworzyła historię niepowtarzalną. Niewątpliwie czuć tu klimat np horroru z Amityville, Egzorcysty, Lśnienia a nawet Szóstego zmysłu.
Historia Margaret i Hala jest jak podróż kolejką górską, początek jest powolny, ale z każdą chwilą nabiera tempa, po to aby znów zwolnić i na nowo rozkręcić, przez co nie brak tu adrenaliny, a finał wykracza poza wszelkie wyobrażenie.
Piękno tej historii polega na tym, że jest w niej milion drobiazgów, detali tworzących składowe całej książki, i nawet jeśli trafią się momenty mniej lub bardziej zaskakujące, to inne zwalają z nóg. Nie zaprzeczę, iż były chwile gdy mój żołądek fikał salta z powodu tego co działo się w domu (lepiej nie jeść podczas czytania, zwłaszcza w końcowej fazie książki) a już na pewno czułam ten dreszczyk niepokoju, sączącą się z niej grozę, a tego właśnie oczekiwałam.
Autorka zapewniła świetną narrację, tą tajemniczość, trzymającą w napięciu fabułę i mistrzowsko wykreowała przerażające, paranormalne otoczenie. Wodziła mnie za nos, potęgowała moje napięcie, skupienie, ciekawość, nie pozwalając na odłożenie książki i niewątpliwie zaskoczyła. Sprawiła, że w powieści zatarła się granica między rzeczywistością i szaleństwem, co było ogromnym atutem.
Byłam tak zaangażowana w tę historię, że czułam się jak zahipnotyzowana, sparaliżowana, jakby ta duszna aura z wnętrza książki otaczała również mnie. To nie ja pochłonęłam tą książkę, to ona pochłonęła mnie, i to było niesamowite doświadczenie, coś co wryło mi się głęboko w pamięć i o czym z całą pewnością długo nie zapomnę. Bo to ten rodzaj książki, która będzie mnie prześladować jeszcze długo po jej przeczytaniu.
Ta książka jest fascynująca i aż nie wierzę, że to debiut autorki. Opisy w niej są intensywne i szczegółowe, fabuła jest nietuzinkowa a horror doskonały, mrożący krew w żyłach, trzymający w napięciu, nieodkładalny.
Prawdziwa historia o nawiedzonym domu, w każdym tego słowa znaczeniu.
I gorąco polecam ją każdemu, kto szuka czegoś świeżego, nietypowego i niepowtarzalnego.
Ps. Po przeczytaniu tej książki tylko utwierdziłam się w przekonaniu, iż cieszę się że nie mam piwnicy ?
Witajcie moi kochani
Lubicie historie o nawiedzonych domach?
Dziś chciałabym zaprezentować Wam książkę, dzięki której bawiłam się niesamowicie.
Tytuł: We wrześniu ściany krwawią
Autor: Carissa Orlando
Wydawnictwo: Akurat
Za egzemplarz książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Akurat - współpraca reklamowa
#współpracareklamowa #współpracabarterowa #współpracarecenzencka
Pewnego dnia do starego wiktoriańskiego domu wprowadza się małżeństwo. Margaret oraz Hal chcą zaznać w nim ciszy i spokoju oraz zbudować w nim swój azyl. Pragną, aby ten dom stał się ich miejscem na ziemi. Jednakże nie długo później okazuje się, iż dom jest nawiedzony. Mimo tego małżeństwo postanawia zostać. Lecz po czterech latach Hal nie potrafi dłużej akceptować zaistniałej sytuacji więc postanawia odejść. Po pewnym czasie ich córka Katherine przyjeżdża do matki, aby odszukać ojca, z którym nie może nawiązać żadnego kontaktu. I nie byłoby w tym nic niepokojącego, gdyby nie fakt, że ona nic nie wie o wyjątkowych współlokatorach matki, a na domiar złego zaczął się wrzesień. Czyli miesiąc najbardziej uciążliwej aktywności duchów. Także wizyta córki zapowiada się naprawdę interesująco.
To była świetna i bardzo oryginalna historia.
Fabuła to powiew świeżości w historiach o nawiedzonych domach. Bowiem zazwyczaj jest tak, iż mieszkańcy nawiedzonego domu w momencie, gdy orientują się, iż nie zamieszkują go sami, pragną jak najszybciej tenże dom opuścić. Jednakże w tej powieści jest zupełnie inaczej. Bowiem Margaret postanawia w nim zostać i nauczyć się żyć wraz z innymi domownikami w spokoju i harmonii. Naturalnie nic nie jest tak, jak to sobie zaplanowała, a apogeum niewyjaśnionych zjawisk i natarczywych zachowań znajduje swoje ujście co roku, dokładnie we wrześniu. W tym miesiącu wszystko może się zdarzyć.
Co również zwróciło moją uwagę to nie tylko poruszanie aspektów nadprzyrodzonych, ale również i bardzo przyziemnych spraw. Mianowicie przemocy domowej, której kobieta doświadczała przez lata, alkoholizm męża, skomplikowane relacje rodzinne. Jak widać te demony przerażały ja bardziej, aniżeli myśl o tym, iż może zamieszkiwać dom wraz z istotami nienależącymi już do świata żywych.
Cała historii rozwijała się powoli, ale miałam wrażenie, że ciągle coś się działo. Co również istotne podczas lektury w mojej głowie co chwilę pojawiały się nowe pytania. Także byłam ogromnie ciekawa losów bohaterów, ich tajemnic oraz historii domu i jego mieszkańców.
Pod względem bohaterów to z wielką przyjemnością poznałabym Margaret. Bardzo ją polubiłam mimo, iż w pewnym aspekcie jej życia nie rozumiałam jej wyborów. Choć z drugiej strony jej postawa wobec męża oraz ich małżeństwa obrazuje skalę problemu oraz poziom jego skomplikowania. Tym samym uświadamiając, iż zjawisko przemocy domowej może mieć wiele twarzy, a przede wszystkim ogrom rozmaitych konsekwencji. Jeżeli chodzi o Fredricke to z wielką przyjemnością napiłabym się z nią herbatki. Bardzo ciepła i życzliwa osobistość. W przypadku Hala oraz Katherine odebrałam te postacie jako negatywne. Z tym, że w przypadku kobiety dostrzegłam szansę na zmianę na lepsze, zaś w przypadku mężczyzny nie miałam takiego odczucia.
Zakończenie historii bardzo mnie zaskoczyło. W momencie, gdy już powoli akceptowałam bieg wydarzeń, to nastąpił nagły i tak zdumiewający zwrot akcji, że poczułam się bardzo pozytywnie zdezorientowana. Co więcej jestem nim tak zachwycona, że niczego bym w nim nie zmieniła. Stanowiło idealne zwieńczenie historii.
Reasumując ,,We wrześniu ściany krwawią" to powieść grozy, która dostarczyła mi niezapomnianej rozrywki. Mimo, iż nie wywołała u mnie poczucia strachu to jestem ogromnie usatysfakcjonowana z lektury. Jeżeli chodzi o odczuwanie strachu podczas czytania to stwierdziłam, że mnie po prostu ciężko jest przestraszyć. Stąd też moje wrażenia. Jednakże śmiało mogę stwierdzić, iż była to dla mnie bardzo komfortowa groza. Z wielką przyjemnością usiadłabym na werandzie z Margaretą oraz Fredricką i napiłabym się herbatki. Czytało mi się ją bardzo lekko i przyjemnie. Dzięki swej oryginalności pochłonęła mnie już od pierwszych stron.
Serdecznie polecam, strona.394
Przeczytane:2025-11-19, Ocena: 6, Przeczytałam, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2025, 52 książki 2025, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2025, czytam z Legimi 2025,
Nie mogłam przejść obojętnie obok takiego tytułu! Dawno nie czytałam czegoś tak dziwnego i pokręconego. O czym to jest? O ścianach, które krwawią ;) Tak, tak, zawsze we wrześniu ze ścian pewnego starego domu "z duszą" (a może i z duchami ;) ) wypływa krew, dzieją się tam też inne, nie mniej przerażające historie. Do tego domu wprowadzają się Margaret i Hal i próbują na początku jakoś ułożyć sobie życie z tymi "niedogodnościami". Hal jednak w końcu odchodzi, a na poszukiwanie ojca przyjeżdża córka. I wtedy zaczyna się dziać!
Bardzo polecam tę historię! To niezwykły horror, taki prawdziwy z krwi i kości, o nawiedzonym domu, zjawach i duchach. Muszę przyznać, że zaskoczyło mnie zakończenie - zupełnie nie tego się spodziewałam. Całość jest doskonała! Jeśli niestraszne Wam ściany ociekające krwią - czytajcie koniecznie!