W latach czterdziestych XIX wieku w odpowiedzi na represje po powstaniu listopadowym narasta bunt i ruchy niepodległościowe. W tych niespokojnych czasach dorastająca Zosia Stalicka przeżywa pierwsze porywy serca. Na zaproszenie kuzynki odwiedza Warszawę, niestety nieszczęśliwy splot wypadków zmusza ją do powrotu.
W domu czeka ją wstrząsająca niespodzianka… Życie Zosi potoczy się teraz zaskakującym torem.
Proch i kamień Ewy Cielesz to jeden z tomów wchodzących w skład serii Zakryte lustra. Cykl ten to pełna emocji literacka podróż przez historię. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Axis Mundi. Dziś na naszych łamach przeczytacie premierowy fragment książki Proch i kamień:
Zosia ubrała twarz w kurtuazyjny uśmiech i znów się rozejrzała. W kącie, nonszalancko oparty o ścianę siedział młody człowiek. W rękach trzymał rozłożoną gazetę, ale nie czytał. Jego twarz tonęła w półmroku, lecz Zosia dostrzegła wbity w nią wzrok. Spojrzenie było trochę bezczelne i trochę wyzywające, lecz zachwycone i uparte. Poruszyła się niespokojnie i przeniosła wzrok na Eulalię, lecz ta skupiła uwagę na skrzypku, który właśnie rozpoczął swój koncert.
Instrument jęknął. Zapłakał. Dźwięk zatrzepotał w przestrzeni, przylgnął do ścian i trwał przyczajony w oczekiwaniu na wybuch ekspresji aż niewiarygodnej dla delikatnych strun i palców wątłego muzykanta. Nuty zdawały się pierzchać w popłochu, a on ciął smyczkiem jak biczem, jakby chciał chwycić i zgładzić uwolnione brzmienia. Aż je poskromił, ujarzmił, zamknął w rozmyślnym porządku i snuł delikatną melodię aż do agonii ostatniego dźwięku. Kiedy zamilkł, opuścił skrzypce i powiódł spojrzeniem po zastygłych twarzach, jakby zdziwiony, że tyle oczu wpatrzonych jest w niego, tyle w tych twarzach zasłuchania.
Pierwsze nieśmiałe oklaski zbudziły Zosię z letargu, więc i ona dołączyła do zerwanej po chwili burzy braw.
Tymczasem młody człowiek oderwał się od ściany, wyszedł z mroku i szarmancko skłonił się przed Eulalią.
– Pani pozwoli dołączyć do tak wykwintnego grona? Nazywam się Teofil Zolski, poeta… – Tu zerknął na Zosię i uśmiechnął się w taki sposób, że z wrażenia oblała się rumieńcem. – Czekam na przyjaciela, nie nadchodzi, więc rad byłbym spędzić czas oczekiwania w uroczym towarzystwie.
Zanim Eulalia zdążyła odpowiedzieć, zza bufetu wyjrzała Miriam i rzuciła szybkie spojrzenie w stronę kąta, który właśnie opuścił ów poeta. Nie znalazłszy go tam, niespokojnie zlustrowała salę. Teofil Zolski zauważył to, uśmiechnął się szeroko i podniósł dłoń w uspokajającym geście. Miriam nieznacznie skinęła głową i zajęła się rozlewaniem soku do wysokich szklanic.
– Proszę – zezwoliła Eulalia, przechyliła się przez stolik, szybkim ruchem poprawiła wstążki uczepione kapelusza Zosi, a Teofila obdarzyła zachęcającym uśmiechem. – Pisze pan wiersze… – zauważyła uprzejmie.
– W rzeczy samej – potwierdził, przy czym ani na chwilę nie odrywał wesołych, filuternych oczu od skonsternowanej Zosi. – Piszę.
Eulalia ściągnęła usta w dzióbek i wlepiwszy w Teofila napięte spojrzenie, usilnie szukała w głowie odpowiedniego dla poety zagajenia.
– Zapewne patriotyczne – zniżyła głos.
– Uchowaj Boże! – zapewnił nazbyt gorliwie, żeby można było w to uwierzyć.
Kilka osób obejrzało się na niego, lecz niezrażony odsunął krzesło i rozsiadł się na nim swobodnie.
Do występu szykował się pianista. Przycupnął na wyściełanym aksamitem zydlu i w skupieniu przerzucał zeszyt z nutami.
– Panna Marysia? Emilia? Anulka? – zapytał Teofil, zwracając się bezceremonialnie do Zosi.
– Zofia – odparła bez wahania. Otwarte usposobienie poety przywróciło jej wrodzoną śmiałość.
– Zofia… Zosia… Zofija – smakował jej imię, bawił się nim, obracał w ustach jak karmelek, wreszcie wyrecytował:
Panna Zofia w błękitach
Piękna jak Afrodyta
Ja z oczu Zofii czytam
Że…
Zawahał się, więc ze śmiechem dokończyła:
– … nie poznam jej języka.
– O! – zawołał rozbawiony i spojrzał z satysfakcją na zbitą z tropu i nieco zgorszoną Eulalię. Nie spodziewała się, że dziewczynka z taką łatwością podejmie rozmowę z nieznajomym. – A to dopiero, panna Zosia nie tylko śliczna, ale i bystra jak woda w strumieniu!
Chciał dodać coś jeszcze, lecz jego uwagę przykuł podrostek, który wślizgnął się do cukierni, odszukał właścicielkę, podał jej świstek papieru i umknął czym prędzej. Spod palców pianisty spłynęły pierwsze akordy, gdy Miriam rzuciła okiem na kartkę, po czym podniosła na Teofila Zolskiego przerażone oczy.
Nic więcej nie zdążyła uczynić. Drzwi otworzyły się gwałtownie, a do środka wtargnęło czterech żandarmów. Jakaś kobieta z sąsiedniego stolika chwyciła za rękę Zosię, przyciągnęła ją do siebie, syknęła: „siedź cicho!”, siłą posadziła ją na krześle między sobą a towarzyszącym jej mężczyzną i podsunęła własny niedokończony deser. Pianista przestał grać, ale tylko na moment, bo jeden z żandarmów długim susem wskoczył na estradę, przerzucił kilka stron w zeszycie i stukając palcem w nuty, rozkazał:
– Grać, polskaja sobaka!
Przy akompaniamencie hymnu Imperium Rosyjskiego, na oczach struchlałych gości Różowej Karuzeli aresztowano brutalnie Miriam Konberg, Teofila Zolskiego, a przy okazji Eulalię Wojarską, która przez niefortunny zbieg okoliczności znalazła się przy jednym stoliku z rebeliantem.
Książki z serii Zakryte lustra dostępne są zarówno w formie papierowej, elektronicznej oraz w wersji z WIĘKSZĄ CZCIONKĄ na stronie internetowej wydawnictwa. Dostępne są również egzemplarze i pakiety z autografem autorki.
Tagi: fragment,