Norbert Sobczak, oficer śledczy rozgoryczony korupcją i nepotyzmem panującymi w strukturach policji, odchodzi ze służby. Nieoczekiwanie docierają do niego informacje o utajnionym przez organy państwa procederze.
Co roku przez Polskę przejeżdża pociąg pełen radioaktywnych odpadów. Niemcy i Francja – za niemą zgodą władz – przerzucają nielegalny ładunek na Ukrainę. W jednym z wagonów ukryta jest zapłata za ten brudny interes: setki kilogramowych sztabek złota.
Sobczak wpada na iście szatański plan. Zamierza uderzyć tam, gdzie polityków zaboli najbardziej – w ich portfele. Do zorganizowania napadu potrzebuje jednak wspólników o stalowych nerwach. Rozpoczyna poszukiwania kompanów, nie wiedząc, że ten skok stanie się iskrą, która wkrótce wznieci pożar wśród skorumpowanych elit. A jemu samemu przyjdzie odpowiedzieć na pytanie, czy w każdym przypadku cel uświęca środki…

Do przeczytania powieści Hectora Kunga La Polonaise zaprasza Wydawnictwo Novae Res. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach zaprezentowaliśmy premierowy fragment książki La Polonaise. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
DOMKNIĘCIE
Trzecie spotkanie, już kompletnej ekipy, przebiegało w luźnej atmosferze. Wybrałem na miejsce Zakopane, wynajmując w dzielnicy Pardałówka niewielki, ale wygodny i znakomicie wyposażony domek.
Zaskoczonemu góralowi zapłaciłem za pół roku z góry, tłumacząc się potrzebą wyciszenia po rozwodzie i kontynuowania z przyjaciółmi pracy twórczej. Właściciel, zadowolony z takiego klienta, skrupulatnie przeliczył dutki, obdarzył mnie uśmiechem na całą gębę, po czym przekazał klucze i o nic więcej nie pytał.
Kilka dni wcześniej otrzymałem list z zawiadomieniem, że Brona nie żyje. W trakcie naszej ostatniej rozmowy obiecałem mu, że nie przyjadę na pogrzeb i nie będę szukał jego grobu. Chociaż życzenie wydało mi się wyjątkowo dziwne, postanowiłem uszanować ostatnią wolę kolegi. Przed naszym pożegnaniem powiedział:
– Moje życie w dzieciństwie było pozbawione sentymentów, więc miałem nadzieję, że później ułożę je sobie rozsądnie, i nawet nieźle mi to wychodziło, ale los ze mnie zadrwił.
– Domyślam się, że sprawy pochówku, spadku i-te-pe oddałeś w godne ręce… czy może mam się czymś zająć?
– Za dwa tygodnie wyjeżdżam w ostatnią podróż za granicę i tam chcę pozostać na zawsze. Resztę spraw uregulowałem i nie ma potrzeby o tym mówić. Proszę, byś pamiętał o mojej córce i dotrzymał danego słowa, to wszystko!
Wtedy zdjął z przegubu lewej ręki zegarek i mi go podał.
– Chcę, żebyś go nosił. Prezent mnie zaskoczył.
– To drogi zegarek, nie mogę go przyjąć.
– Chronometr Citizen w tytanowej kopercie. Wodoszczelny z solarowym napędem i funkcją radiowego ustawienia czasu, nie musisz go nakręcać ani przestawiać.
– Brona, nie mogę! W twoim otoczeniu na pewno są ludzie godniejsi ode mnie.
Zaczął się głośno śmiać aż do chwili, kiedy złapał go duszący kaszel.
– Godniejsi? Nie żartuj! Komu mam go pozostawić? Córce? To męski zegarek! Mnie już nie jest do niczego potrzebny, bo mój czas upłynął. Noś go codziennie i wspomnij od czasu do czasu starego druha, a kiedy sam znajdziesz się w tym punkcie co ja teraz, podaruj go komuś, kto na to zasługuje, zgoda?!
Wzruszony niespodziewanym prezentem i otrzymanym zaufaniem, pożegnałem serdecznie starego kumpla, raz jeszcze zapewniając o mojej lojalności.
Wstał pierwszy od stolika, włożył na nos przeciwsłoneczne okulary i ruszył przed siebie, a ja długo patrzyłem na znikającą w wąskiej uliczce sylwetkę mężczyzny, którego nigdy więcej nie zobaczę…
Poznałem kontrowersyjnego Honzę, który dołączył do naszego zespołu i wbrew obawom Eryka oraz Emila okazał się świetnym nabytkiem. Płynnie mówił po polsku i co najważniejsze, w lot pojmował nasze potrzeby, podsuwając znakomite rozwiązania. Widziałem, albo raczej czułem w nim jedną wadę… palenie! Facet rzeczywiście kopcił wręcz niewiarygodne ilości papierosów, praktycznie nigdy nie widziałem go bez peta w ustach. Zapytałem:
– Honza, ile paczek palisz dziennie?
Przewrócił do góry oczami i po chwili namysłu usłyszałem:
– Cztery, pięć, niekiedy sześć, ale pięć najczęściej. Zależy, nad czym się głowię.
Policzyłem w głowie koszty takiego nałogu i wyszło mi, że facet przepalał miesięcznie dwa tysiące z hakiem! Nic dziwnego, że ciągle brakowało mu kasy!
Zjeżdżali się pojedynczo, jako ostatni dotarł do nas Eryk, któremu przygotowałem pokój na dole z racji nieustannie dymiącego Honzy. Chociaż mój przyjaciel również palił, to jednak robił to w znikomych ilościach i przeszkadzał mu dym obcych papierosów. Na dzień dobry każdy dostał schłodzony browar i hamburgera z frytkami, odgrzanymi w mikrofalówce, po czym rozpoczęliśmy szczegółowe omawianie poczynionych postępów oraz domknięcia planu. Zabrałem głos:
– Na samym wstępie, panowie, kilka żelaznych zasad obowiązujących nas wszystkich do zakończenia akcji. Po pierwsze, żadnych włączonych telefonów czy innych urządzeń elektronicznych łączących się z siecią. Z internetu możecie korzystać tylko w kafejkach internetowych i pamiętajcie, żeby nie odwiedzać swoich kont mailowych, facebooków i tym podobnych. Mówiłem już o tym ostatnim razem i mam nadzieję, że dzisiaj nikt nie przyjechał z włączonym telefonem?
Spojrzałem po wszystkich twarzach, chcąc się upewnić, czy rzeczywiście tak jest. Panowie jednocześnie zaprzeczyli, kręcąc głowami. Kontynuowałem:
– Pięknie! Zasada numer dwa. W przypadku kompletnego niepowodzenia i ujęcia, żadnych układów czy kompromisów ze śledczymi. Konsekwentnie odmawiacie składania zeznań, co każdemu z was w świetle prawa przysługuje. Zachowujecie kamienny spokój i cierpliwie czekacie na pomoc. Ten lub ci, którym się powiedzie, będzie działał na waszą rzecz z zewnątrz i spróbuje was z paki wyciągnąć, a przynajmniej złagodzić warunki, w jakich się znajdziecie. Mówiąc cokolwiek, tylko pogorszycie swoją sytuację, i to z każdej możliwej strony. Czy to jest jasne?
Wszyscy się zgadzali. Ciągnąłem temat dalej…
– Zakładamy oczywiście pełne powodzenie naszego planu i w takim przypadku również obowiązuje nas dyscyplina. Pamiętajcie, że nic tak bardzo nie przyciąga uwagi otoczenia, jak gwałtowna zmiana stylu życia i popisywanie się środkami materialnymi. Bądźcie rozważni i nie szukajcie sobie przyjaciół-spowiedników, którym zawierzycie swoje sekrety, bo to najprostsza droga do pudła.
Rękę do góry uniósł Honza. Skinąłem głową, że może zabrać głos.
– Tych pieniędzy nie jest tak dużo, żeby szaleć, więc te rady nie wydają się za bardzo trafione!
Uśmiechnąłem się wyrozumiale, po czym zapewniłem naszego fachowca:
– Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, przewidzieliśmy dla każdego ekstra premię poza umową, znacznie przerastającą przyrzeczony uprzednio udział!
Honza wyraźnie się ożywił.
– Naprawdę? Możesz powiedzieć coś więcej? Ile mogłoby być tego ekstra?
Popatrzyłem krótko na Eryka i Emila. Obaj potaknęli głowami.
– Przynajmniej drugie tyle, ile masz obiecane, a może się nawet tak zdarzyć, że zrobi się z tego trzy do czterech razy więcej.
Młody Czech patrzył na mnie z niedowierzaniem, a potem przeniósł wzrok na pozostałych obecnych, szukając u nich potwierdzenia. Ci jednak uśmiechali się tajemniczo, nic nie mówiąc.
– W takim razie nie mam więcej pytań i z góry dziękuję!
Widoczne zadowolenie na jego twarzy mówiło, że zgadza się na wszystko. Przeszedłem do meritum.
– Pięknie! Skoro fundamentalne zasady mamy w małym palcu, przejdźmy do naszego planu. Eryk, ty pierwszy!
Eryk wyjął z torby i położył na stole cztery pistolety-paralizatory…
– Panowie, oto nasza broń! Paralizator Taser Pulse. Prosty w obsłudze, z dwoma funkcjami, wyposażony w celownik laserowy. Po odbezpieczeniu tej małej wajchy z boku i naciśnięciu cyngla urządzenie wyrzuca dwie sondy ostre jak szpilki, które wbijają się w ciało przeciwnika. Naciśnięcie spustu powoduje przepływ przez ciało prądu o napięciu pięćdziesięciu tysięcy woltów przez trzydzieści sekund. Trafiony delikwent jest unieruchomiony, ale należy pamiętać o tych trzydziestu sekundach. Jeśli w tym czasie dotkniecie ofiary, sami zostaniecie rażeni prądem. Kiedy prąd przestanie płynąć, wówczas delikwentowi kładziemy na drogi oddechowe tę oto chusteczkę nasyconą chloroformem i nasza ofiara odpływa w spokojny sen. – Wyjął z kieszeni foliowe opakowanie i zademonstrował.
Wbrew wcześniejszej deklaracji młody Czech miał jednak pytania.
– Jaki zasięg mają te sondy?
– Skuteczne rażenie to pięć metrów. Jeśli spudłujesz, jednym ruchem odłączasz kartridż z przewodami sond, przykładasz lufę pistoletu bezpośrednio do ciała i naciskasz spust. Prąd płynie wtedy do lufy i masz taki sam efekt.
Podobnie jak w przypadku opakowania z chusteczkami, Eryk zademonstrował odbezpieczanie i odłączanie kartridża od pistoletu…
– Wszystko jasne? – zapytał, patrząc na nas i upewniając się, czy wszyscy ogarnęli temat.
Powieść La Polonaise kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,
