Motyw jest zawsze! Fragment książki „Wiwisekcja zbrodni"

Data: 2020-07-20 14:04:43 | Ten artykuł przeczytasz w 10 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

W Parku Południowym we Wrocławiu znalezione zostają zwłoki mężczyzny. Parę dni później na terenie ogródków działkowych policja odnajduje kolejne ciało. Funkcjonariusze zakładają, że mają do czynienia z seryjnym mordercą, być może szaleńcem religijnym. Metodycznie okaleczonych ofiar przybywa... Jednak w trakcie działań operacyjnych staje się jasne, że motyw sprawcy ma niewiele wspólnego z religią. Śledztwo się komplikuje. Sprawą zajmuje się doświadczony podkomisarz Roman Sadowski. Ta pełna napięcia rozgrywka między mordercą, który uderza planowo i w wyrafinowany sposób, a ścigającym go policjantem jest niczym partia szachów. Czy Sadowski przejrzy na czas grę przeciwnika?

Obrazek w treści Motyw jest zawsze! Fragment książki „Wiwisekcja zbrodni" [jpg]

Poznaj mroczne oblicze Wrocławia i wynik tego bezwzględnego starcia! Do lektury powieści Andrzeja Janikowskiego Wiwisekcja zbrodni zaprasza Wydawnictwo Lira. W ubiegłym tygodniu w naszym serwisie mogliście przeczytać premierowy fragment książki. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:

Do pokoju szefa wszedł bez pukania i bez szacunku, jak do publicznego szaletu.

— Wiesz, jaka jest sprawa? — rozpoczął Półchłopek.

Niestety, podkomisarz nie wiedział i dlatego bezradnie rozłożył ramiona. Zrobił przy tym tak zdziwioną minę, jakby zobaczył karibu przebrane za bułkę maślaną.

— Za dwa lata będziemy tu mieli mistrzostwa, a za rok wybory parlamentarne. Chciałbym, aby do tego czasu to miasto było, no wiesz… oazą spokoju — wyjaśnił szef.

Podkomisarz Sadowski podrapał się po głowie, po czym skrzyżował ramiona na piersiach.

— Ja też. — Mimo że uderzony banałem starał się zachować spokój. — Dlatego możesz na mnie liczyć. Naprawdę. Zaraz zadzwonię do mordercy i powiem mu: „Czcigodny zabójco, proszę uprzejmie o zaprzestanie mordowania na czas jakiś. Powiedzmy do meczu ćwierćfinałowego. Albo nie, do przyszłych wyborów parlamentarnych. Do miasta zjadą się bowiem zacni i mądrzy ludzie ubiegający się o senatorskie stolce. Bądź pan łaskaw odpuścić sobie na parę lat. W zamian oferuję wygodną celę z zimnymi przekąskami i telewizją HD, a i od czasu do czasu jakąś miłą panią przyprowadzę”.

— Nie wydurniaj się — przerwał ostro te wywody przełożony. — Chodzi mi o tych wszystkich pismaków, którzy prowadzą różne, pożal się Boże, kroniki kryminalne…

— Unikam państwa dziennikarstwa. — Sadowski nie dał szefowi skończyć. — Nasz rzecznik chyba bierze za coś pieniądze?

— Rzecznik rzecznikiem, a ja swoje wiem. Czasem puszczasz coś bokiem temu skrybie z gazety wiadomej.

— Te najważniejsze informacje zachowuję dla siebie — odparł zgodnie z prawdą Sadowski. — Zresztą dawno go już nie widziałem. Chyba przebranżowił się i pisze o komputerach. To bardziej dochodowe.

— Chodzi o to, abyś nie wpuszczał do prasy żadnych informacji na temat ostatniego zdarzenia. Żadnych, nawet fałszywych. — Półchłopek zaakcentował to słowo, uderzając czubkiem długopisu w blat.

Wrzucanie fałszywek do obiegu było standardową procedurą każdej policji, nie tylko dolnośląskiej, i miało na celu zdezinformowanie przestępców oraz poszukiwaczy sensacji. Tym razem jednak ta stara technika była bezużyteczna, bo to milczenie jest złotem.

— Po prostu daj sobie siana. Wrocław ma przynajmniej w teorii pozostać spokojnym miastem. — Mówiąc to, potrząsał wskazującym palcem prawej dłoni, czego Sadowski nie cierpiał. — Dbajmy choć o pozory. Pozory kreują rzeczywistość.

— Mógłbyś dla mniej inteligentnych?

— Dementujemy wszystko. Niczego nie znaleźliśmy, nic nam o tym nie wiadomo. Wiadomo.

Obaj zaczynali w wydziale zabójstw i — choć ulepieni z zupełnie różnej gliny — szybko zostali kolegami, a może nawet czymś więcej. Jednak przez lata ich przyjaźń zdążyła już mocno skruszeć. Sadowski miał talent do policyjnej roboty, a Półchłopek — do nawiązywania i utrzymywania znajomości z brzuchatymi ważniakami z Warszawy. Co bardziej złośliwi znawcy tematu szli o zakład, że zapuścił wielki kałdun po to, aby się do nich upodobnić. Trudno powiedzieć, czy była to tylko uszczypliwość, w każdym razie szybko awansował na szefa sekcji, choć to Sadowski miał lepsze wyniki. Z roku na rok mężczyźni coraz bardziej oddalali się od siebie. Półchłopek był jednak uzależniony od Sadowskiego jak od kokainy. W pewnym stopniu dzięki Romanowi i jego ciężko pracującym kolegom Wrocław miał taki status, jaki miał. Przynajmniej na pierwszy rzut oka, i to bez względu na to, jaką definicję spokoju przyjąć za punkt odniesienia.

— To nie przekracza mojego progu bólu — odparł po chwili milczenia podkomisarz.

— To dla naszego wspólnego dobra — westchnął Półchłopek.

Kolejny banał wcale nie poprawił Sadowskiemu humoru. Wsadził ręce do kieszeni i świdrował przełożonego drapieżnym spojrzeniem. Trudno zaakceptować inercję szefa, który gdzieś tam w zamierzchłej przeszłości utracił to, co dla policjanta najważniejsze — przesadną podejrzliwość i zmysł kombinacyjny.

— Nie pytasz, co już ustaliliśmy? — Sadowski postanowił przejąć inicjatywę, unikając kolejnego sloganu z ust szefa.

— Pytam — odpowiedział szybko, choć widać było, że jego głowę zaprzątały inne myśli.

— Tyber mieszkał we Wrocławiu z żoną. Wysłałem do niej Madrygała, bo zdaje się, że on potrafi rozmawiać z ludźmi. W każdym razie zaczyna się sprawdzać. Ostatnie dni dają podstawę do stwierdzenia, że możemy mieć z niego sporo pożytku. Śmiało formułuje ciekawe hipotezy i niewątpliwie samodzielnie myśli w pracy. Ale do rzeczy. Nie wiem, czy żona zdoła coś z siebie wydusić. Co do miejsca zbrodni to nie natrafiliśmy na żadne ślady, a tubylcy… jak zwykle, choć trudno mieć do nich pretensje. Zwłoki znaleziono w parku, i to na wyspie. To ich jakoś tłumaczy.

— Co mówi twoja niezawodna intuicja? — Półchłopek pochlebstwem starał się utrzymać przyjaciela w ryzach.

— Na razie sprawa jest niemal niemożliwa do rozwiązania, morderca lub mordercy nie zostawili ani odcisków palców, ani materiału genetycznego. Brak też wyraźnego motywu.

— Sam mówisz, że motyw jest zawsze, nawet wtedy, kiedy go nie ma.

— Pamiętam własne słowa — odparł bez namysłu. Powiedziałem, że motyw jest zawsze, zwłaszcza wtedy, kiedy go nie ma. Oczywiście, zrozumienie wszystkich przyczyn tej zbrodni nie zakończy sprawy.

— Powiedziałeś morderca lub mordercy. Na co stawiasz?

— Trudno powiedzieć. — Sadowski miał trochę zafrasowaną minę. — Gdyby miałoby ich być więcej, to stawiałbym na jakąś nową sektę. Takie pseudoreligijne bandy bywają groźne. James Jones, Koresh, paru innych przyjemniaków.

— To przykłady zza oceanu, w Polsce sekty nie działają tak spektakularnie.

— Słuszna uwaga. — Sadowski ucieszył się z tej odpowiedzi. — Dlatego nie sądzę, abyśmy mieli do czynienia z robotą ani wspólnoty wyznaniowej, ani gangu. Bez względu na to, jak określimy pojęcie gangsteryzmu. Gangi i mafie to przedsięwzięcia w gruncie rzeczy komercyjne, więc działają bardziej racjonalnie i mniej widowiskowo.

— A jeśli nie sekta i nie gang?

— To wtedy skłaniałbym się ku temu, że to samotny myśliwy. Ale raczej ze sztucerem niż śrutówką.

— A prościej?

— Nie zadowalają go ani przypadkowe, ani niewielkie zdobycze. Prawdopodobnie wybiera ofiary.

— Seryjny? Dobrze wyczuwam intencję?

— Dobrze. — Romkowi trochę ulżyło, że Półchłopek nie wpadł całkowicie w trzęsawisko truizmu. — To oczywiście utrudnia sprawę. Wszelkie zbiorowości o charakterze patologicznym są podatne na kontrolę i inwigilacje. Indywidualni są gorsi od bólu zęba i rozwolnienia razem wziętych. Znasz mnie, zawsze zakładam, że wydarzy się najgorsze, a potem cieszę się, jeśli do tego nie dojdzie. Ale raczej rzadko się uśmiecham.

— Ale dlaczego seryjny? — dociekał przełożony. Na tym etapie śledztwa rzeczywiście była to dość śmiała teza, choć jej radykalizm brzmiał dla szefa sekcji intrygująco. — Kusi mnie, aby się z tobą nie zgodzić. Mamy przecież tylko jedno ciało.

— Pewne przesłanki skłaniają do stwierdzenia, że na tym się nie skończy. Mógłbym ci długo prawić mądrości, ale ograniczę się do najważniejszego: niepokoi mnie swoisty rozmach tej zbrodni. Mógł zrobić, co tylko chciał, a zdecydował się wyklepać krzyż z desek i wkopać go na wyspie w parku, który znajduje się dość blisko centrum miasta.

— Ma fantazję, ale nie działa pod wpływem impulsu — zauważył słusznie szef. — Faktycznie, nie jest to zachowanie przeciętnego zabójcy.

— Powiem więcej. To robal, który uwielbia zgniliznę. Zaryzykuję stwierdzenie, że żywi się padliną. Im bardziej zepsutą, tym smaczniejszą. On po prostu lubi zabijanie.

— To tylko twoje domniemanie, a nie dowód, że będzie ciąg dalszy.

— To prawda. Tylko że mordercy zazwyczaj nie silą się na oryginalność. Ich świat jest zawężony do trzech „m”: micha, mamona i miejsce do tajnos agentos bzykantos. Do rozwiązywania problemów używają młotków, noży, brzytew i kastetów. Zostawiają ślady i zazwyczaj dają się porwać emocjom. Tego wszystkiego nie znalazłem na wyspie. Nie znalazłem, bo mamy do czynienia z innym, rzadszym przypadkiem przestępcy zorganizowanego, inteligentnego i przebiegłego. To robota mówcy, który coś obwieszcza. Najbardziej denerwuje mnie to, że nie wiem co. Nie wiem, bo stosuje jakiś kod, rodzaj szyfru, który trzeba złamać.

— Jak go rozszyfrować?

— Znajdując kolejne zwłoki oczywiście.

— Czyli jednak przygrywka — zmartwił się szef. Lepiej, żebyś nie miał racji.

— Powiedzmy, że uwertura, a dalsza część będzie jeszcze bardziej interesująca. Jego okrucieństwo idzie w parze z pomysłowością i naturalnie z zuchwałością. To wskazywałoby na kogoś inteligentnego, o dużej wiedzy. Być może na służby specjalne, choć co do tego nie mam pewności.

— Zalatuje to służbami? — Półchłopek trochę się zdziwił.

— Czymś w istocie capi. Pamiętasz przypadek Władysława Mazurkiewicza z Krakowa?

— I to bardzo dobrze. Znałem milicjanta, który robił przy tej sprawie.

— Tam też było bardzo nietuzinkowo i też zza pleców wyglądała ubecja. Zresztą to nie jedyna sprawa kryminalna, w której maczały palce tajne jednostki. Za każdym razem było ciekawie i za każdym razem sprawca był trudny do wykrycia.

— Nie demonizuj ich.

— Nie demonizuję. Po prostu nie lubię.

— Wiem, wiem, to jedna i ta sama sitwa. Już to mówiłeś wiele razy. Nawet się dziwię, że przez tyle lat nie zmieniłeś zdania.

Książkę Wiwisekcja zbrodni kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Wiwisekcja zbrodni
Andrzej Janikowski0
Okładka książki - Wiwisekcja zbrodni

W Parku Południowym we Wrocławiu znalezione zostają zwłoki mężczyzny. Parę dni później na terenie ogródków działkowych policja odnajduje...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Paderborn
Remigiusz Mróz
Paderborn
Fałszywa królowa
Mateusz Fogt
Fałszywa królowa
Jesteś jak kwiat
Beata Bartczak
Jesteś jak kwiat
Kolekcjoner
Daniel Silva
Kolekcjoner
Między nami jest Śmierć
Patryk Żelazny
Między nami jest Śmierć
Miłość szyta na miarę
Paulina Wiśniewska
Miłość szyta na miarę
Zagraj ze mną miłość
Robert D. Fijałkowski ;
Zagraj ze mną miłość
Ktoś tak blisko
Wojciech Wolnicki (W. & W. Gregory)
Ktoś tak blisko
Róża Napoleona
Jacobine van den Hoek
Róża Napoleona
Serce nie siwieje
Hanna Bilińska-Stecyszyn ;
Serce nie siwieje
Pokaż wszystkie recenzje