Życie fotografki Oliwii Głowackiej wydaje się idealne: przystojny mąż - wzięty prawnik, wymarzona i satysfakcjonująca praca, piękne mieszkanie w prestiżowej okolicy. Jednak za zamkniętymi drzwiami tego mieszkania kobieta od lat żyje w bańce manipulacji stworzonej przez męża, który stosuje wobec niej wyrafinowaną przemoc i kontroluje każdy aspekt jej życia. Część rodziny i przyjaciół Oliwii podejrzewa prawdę, ale dopiero pojawianie się nowego sąsiada sprawia, że również Oliwia otwiera oczy i decyduje się zwierzyć bliskim. Rozpoczyna się walka o nią i jej dalszy los. I nie tylko jej, ponieważ zachodzi w upragnioną ciążę...

Zaślepienie to pierwsza część trylogii Perspektywa, opisującej dzieje trójki przyjaciół – Oliwii, Ulki i Andrzeja. Każdy tom porusza trudne społecznie tematy - m.in. przemocy, alkoholizmu, nietolerancji - ale jednocześnie nie brak w nich nadziei i ciepła.
Autorką serii jest Natalia Pożarowszczyk, świeżo upieczona specjalistka neurologii. Już jako nastolatka publikowała w internecie fanficki potterowskie, a następnie serię krótkich opowiadań o zróżnicowanej tematyce. Wyobraźnia i otaczający świat nieustannie podsuwają jej pomysły z kręgu przeróżnych gatunków literackich – na powieści obyczajowe, romans, kryminał, thriller czy fantasy.
Perspektywa - Zaślepienie w pierwotnej wersji ukazała się w serwisie Wattpad, gdzie autorka publikuje pod pseudonimem Le Papillon Noir. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Axis Mundi. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach zaprezentowaliśmy premierowy fragment książki Perspektywa. Zaślepienie. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Mimo że zarówno mieszkanie, jak i ja jesteśmy gotowi od dobrych kilku godzin na przybycie Piotrka, to zanim pobiegnę do przedpokoju, w pośpiechu poprawiam obrusik na stoliku kawowym w salonie, a następnie fryzurę w lustrze w holu. Brązowe, podkręcone lokówką włosy spadają falami na ramiona, makijaż podkreśla zielone tęczówki z miodowymi kropeczkami tuż obok źrenic. Z mojego wyglądu najbardziej lubię właśnie oczy, a najmniej nieproporcjonalnie duży, w dodatku nieco krzywy nos. Nieprawidłowe zrośnięcie po złamaniu to pamiątka po jednej z bitew, które odbyłam z bratem w dzieciństwie. Strój też spełnia moje oczekiwania: w nowiutkiej, ciemnozielonej sukience do kolan z tylko jednym, prawym ramiączkiem wyglądam naprawdę dobrze. Osobiście wolałabym, żeby mój ubiór był bardziej kolorowy i mniej formalny, ale Piotrek lubi klasykę.
Gdy kończę inspekcję swojego wyglądu, słyszę pukanie. (…) Na widok Piotrka moje serce automatycznie przyspiesza. Mąż wpatruje się we mnie z najgorszym, nieodgadnionym wyrazem twarzy. Pomimo trzydziestostopniowego upału jest ubrany w szyty na miarę granatowy garnitur, klasyczną koszulę i szary krawat, idealnie pasujący do jego oczu. Aż wzdycham – od zawsze mam słabość do eleganckich mężczyzn, nawet jeśli nie rozumiem, dlaczego mając w perspektywie cztery godziny jazdy, Piotrek nie przebrał się po konferencji w coś wygodniejszego i lżejszego.
Przepuszczam go w drzwiach, witając krótkim: „Cześć, kochanie”. W odpowiedzi rozlega się jedynie stukot kółek dużej walizki, jednak po chwili dobiega do mnie głęboki głos męża, wypowiadający dokładnie te same słowa. Oddycham z ulgą i zagajam:
– Jak minęła podróż?
– Nieźle, jedzie się stosunkowo szybko, ale nie obyło się, oczywiście, bez „januszy” na drodze, którzy nie mogą zdecydować się na jeden pas ruchu, albo cwaniaków w BMW, którzy nie potrafią używać kierunkowskazów – odpowiada i zdejmuje marynarkę.
Chwytam drewniany wieszak, który specjalnie przygotowałam, i przechwytuję ubranie, podczas gdy on ściąga krawat.
– Niezła sukienka, Oliwio, ale dlaczego ma tylko jedno ramiączko? Drugiego zapomnieli doszyć? – Obrzuca mnie taksującym spojrzeniem, a ja rumienię się mimowolnie.
No tak, mogłam się domyślić, że asymetria stroju mu się nie spodoba. Piotrek nienawidzi ekstrawagancji, a ja pomimo czterech lat związku wciąż zapominam, jak mały jest zakres tego, czego za takową nie uważa. Na szczęście nie muszę zastanawiać się, jak wybrnąć z tej sytuacji, ponieważ sam zmienia temat: pyta o pogodę na następne dni, a potem przechodzi do salonu. Odpowiadam i podążam za nim, zostawiwszy walizkę w przedpokoju. Ostatnio zabrałam ją stamtąd od razu, co nie spotkało się z aprobatą. Doskonale pamiętam jego słowa: „Później się tym zajmiesz, Oliwio. Czyżbyś już uciekała od męża, który dopiero co przyjechał?”.
(…)
– Zamów sushi, kochanie. – Głęboki głos Piotrka i telefon komórkowy, który mi podaje, wyrywają mnie z zamyślenia. – Padam z głodu.
– A nie mieliśmy wyjść na miasto? – pytam, zanim zdążę pomyśleć. Rzucam mu zalęknione spojrzenie; na szczęście jego twarz nie wyraża dezaprobaty, więc się rozluźniam.
– Mieliśmy zjeść sushi, Oliwio, więc proszę, zamów je i ładnie przygotuj stół. W moim bagażu znajdziesz sauvignion blanc z górnej półki, prezent od jednego z klientów, będzie pasować idealnie. Ja tymczasem pójdę się umyć. – Nie patrząc na mnie, kieruje się do toalety.
Milczę i wpatruję się w jego plecy. Cóż, mogło być gorzej. Prędko sprawdzam SMS-y – nie zwariowałam, Piotrek pisał trzy dni temu, że zabierze mnie dziś do restauracji. Wzdycham głęboko. Nie ma co żałować, wieczór spędzony w domu, we dwójkę i przy świecach, jest znacznie bardziej romantyczny.
„I znacznie bardziej nieprzewidywalny”, podpowiada niechciany głos w mojej głowie.
Odkładam na stolik mojego iPhone’a i biorę telefon Piotrka. Skoro chce, żebym zadzwoniła z jego komórki, chętnie spełnię polecenie – nieczęsto mi na to pozwala. Szybko weryfikuję, czy na pewno jest w łazience, i z bijącym sercem wchodzę w SMS-y. Jak zwykle nie znajduję nic podejrzanego, tylko wiadomości do mnie albo współpracowników. Po raz kolejny zastanawiam się, czy Piotrek nie kasuje części z nich.
Wiem, że robię źle. Zanim wyrzuty sumienia mnie zjedzą, prostuję plecy i wybieram numer jednej z najdroższych i najlepszych restauracji japońskich w Warszawie. Zamawiam ten sam zestaw, co zwykle. Następne minuty spędzam na jak najszybszym przygotowaniu stołu stojącego pomiędzy salonem a otwartą na niego kuchnią.
(…)
Gdy Piotrek po półgodzinie wraca do salonu, ubrany w dżinsy i ciemnozieloną koszulę, wszystko jest gotowe, nawet bezzapachowe białe świeczki, jak najbardziej klasyczne. Mojego męża drażni każdy intensywny zapach prócz jego własnych perfum. Nie mogę powstrzymać się od uśmiechu, kiedy obrzuca uważnym spojrzeniem jadalnię i nic nie komentuje. Rzadko się to zdarza.
– Kiedy będzie sushi? – pyta.
– Za jakieś piętnaście minut. Zawsze się długo czeka, a teraz są jeszcze godziny szczytu.
– Mogłaś zamówić wcześniej – stwierdza zimno, a ja czuję, jak moje ciało zamiera.
Na szczęście siada na krześle obitym beżowym materiałem, dokładnie w tym samym odcieniu, co sofa i fotele, gestem nakazując mi to samo. Zajmuję miejsce po przeciwnej stronie, a on nalewa do kieliszków schłodzone przeze mnie wino.
– Jak minęła konferencja? – pytam, wiedząc doskonale, że tego oczekuje.
– Nie najgorzej. Pierwszy dzień był wyjątkowo nudny, wykłady dotyczyły głównie historii prawa rzymskiego. Doprawdy nie wiem, dlaczego profesor Kraszewski uważa, że młodzi prawnicy docenią starania ukazania jego spojrzenia na niektóre aspekty od innej niż akademicka strony. Na studiach przynajmniej przedstawiano nam fakty, a nie czyjeś opinie. Wyobraź sobie, Oliwio, że…
Piotrek kontynuuje wypowiedź dobrze mi znanym, denerwującym mentorskim tonem, a ja od czasu do czasu potakuję, popijając wino. Do perfekcji nauczyłam się udawać, że słucham jego prawniczych wywodów. Nie przepytuje mnie z nich, twierdząc, że i tak tego nie zrozumiem, a ja przynajmniej wtedy nie muszę się pilnować.
Dostawca sushi przerywa wywód, zapewne wciąż dotyczący prawa rzymskiego. Gdy wykładam jedzenie na stół, Piotrek idzie do toalety. Nie widzi mnie, więc pozwalam sobie głęboko odetchnąć. Wieczór przebiega lepiej niż dobrze. Gdy kilka godzin wcześniej mój ukochany zadzwonił z drogi, w jego głosie słyszałam irytację – najwyraźniej to wtedy kierowcy BMW i „janusze” wystawiali jego cierpliwość na próbę – więc spodziewałam się gorszego powitania. Chyba niepotrzebnie się martwiłam. Ganię się w duchu, nie po raz pierwszy, za zbytni pesymizm.
– Jesteś gotowa, Oliwio? – pyta szorstko, wróciwszy do jadalni. – Myślę, że wyłożenie trzech opakowań sushi nie zajmuje zbyt dużo czasu.
„Jakbyś kiedykolwiek sam je wyjął”, zauważam w myślach, ale oczywiście nic nie mówię, tylko uśmiecham się promiennie, wyrzucając pojemniki do odpowiedniego kosza. Nie moglibyśmy zacząć jeść, gdyby wokół nas walały się puste opakowania.
Kilkanaście następnych minut spędzamy w ciszy, delektując się japońskim przysmakiem. Jak zwykle do soi dodaję nieco wasabi, czego mąż nigdy nie rozumiał, ale tym razem powstrzymuje się od komentarza. Uśmiecha się lekko. Ma dobry humor. W takich chwilach – gdy spokojnie, przy blasku świec po prostu razem jesteśmy – czuję się szczęśliwa. Niemal spełniona.
„Właściwie to dobry moment, żeby poruszyć ten temat”, myślę nagle, lecz rezygnuję z tego pomysłu niemal tak szybko, jak na niego wpadłam. Nie chcę niszczyć wieczoru, zresztą już jutro idę do doktora Fabiańskiego po wyniki. Będę wówczas więcej wiedzieć, by jak najrzetelniej i najspokojniej poruszyć z Piotrkiem tę kwestię. Dziś nie należy się tym przejmować. „Pomyślę o tym jutro”, jak mawiała Scarlett O’Hara.
Wraz z kolejną butelką wina przenosimy się na sofę. Piotrek opowiada, jak wyglądały wieczorne bankiety poważnych prawników, nie przebierając w słowach i wybierając co pikantniejsze ploteczki, a ja często wybucham śmiechem i dorzucam swoje pięć groszy. Rozmowa przypomina wzajemne zasypywanie się anegdotkami z początku naszego związku i sama nie wiem, czy to tematyka konwersacji, czy przepyszne wino sprawiają, że naprawdę się rozluźniam. Częściowo opatulona ramieniem Piotrka wciskam się w niego jak najmocniej i marzę, by tak było zawsze.
– …wyobraź sobie, że wówczas temu jakże prominentnemu profesorowi, jednemu z najlepszych adwokatów w Polsce, o połowę młodszy wymoczek powiedział wprost, że jego syn jest gejem. Wymachiwał przy tym wypełnioną po brzegi szklanką whisky. Jak się Jagodziński wkurzył, jak machnął ręką i wytrącił mu tę szklankę! Musiałabyś to zobaczyć na własne oczy, pół sali zamarło z wrażenia na ten widok. Co prawda Strzelecki dostał za swoje, bo whisky znalazła się na jego śnieżnobiałej koszuli, ale uwierz mi, wszyscy omawiali nowo odkrytą orientację seksualną synka Jagodzińskiego dogłębniej niż brudną koszulę pana S. Jagodziński junior, notabene, aspiruje do bycia równie dobrym adwokatem, jak jego ojciec. A jak ci mówiłem, ta rodzinka zajmuje się między innymi ratowaniem tradycyjnych małżeństw, więc z pewnością nie są im na rękę takie plotki.
– A jeśli to nie plotki? – wtrącam, kręcąc kieliszkiem i czując radosny szum w głowie.
– Oliwio, daj spokój, przecież to niemożliwe! Młody Jagodziński jest w stu procentach heteroseksualny. Żona, ta sama od lat, dwóch nastoletnich synów.
– Nie takie rzeczy się zdarzają.
– Owszem, różne rzeczy się zdarzają, ale nie w tym przypadku. Nie dopisuj tych swoich idiotycznych teorii spiskowych. – Jego ton z lekkiego i żartobliwego staje się zimny, znacznie lepiej mi znany. Odsuwa mnie od siebie stanowczo, a ja przełykam ślinę, w duchu przeklinając własną głupotę.
Trzeźwieję w dwie sekundy. Powinnam pamiętać, jak zmienny i nieprzewidywalny potrafi być nastrój Piotrka. Wystarczy jedno źle dobrane słowo, nieodpowiednie w jego oczach zachowanie, żeby wybuchnął.
Książkę Perspektywa - Zaślepienie kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,