Nowa faworyta. Fragment książki „Zdrajczyni Jane Boleyn"

Data: 2025-11-27 10:47:57 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 12 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Jane Boleyn, bratowa królowej, jest w samym środku dworu Tudorów. Tu nic nie jest potężniejsze od tajemnicy, a władza spoczywa na ostrzu królewskiego miecza.

By przetrwać, Jane nosi wiele masek - kochającej żony, oddanej siostry i posłusznego szpiega. Inaczej zginie. Jedyną bronią, jaką posiada, jest informacja.

Mówią, że to podszepty Jane Boleyn przypieczętowały losy dwóch królowych. Nazywali ją kłamczynią i zdrajczynią.

Ale prawda jest o wiele bardziej skomplikowana...

Zdrajczyni Jane Boleyn - grafika promująca książkę

Philippa Gregory po dziesięciu latach wraca do swojego najpopularniejszego cyklu o Tudorach. Bestsellerowa autorka powieści historycznych wydobywa z cienia Jane Boleyn i zadaje pytania, kim naprawdę była i jaki miała wpływ na losy królestwa. Do przeczytania książki Zdrajczyni Jane Boleyn zaprasza HarperCollins Polska. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach zaprezentowaliśmy premierowy fragment książki Zdrajczyni Jane Boleyn. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:

Pukanie do drzwi łączących sypialnię królowej z prywatną galerią króla wybawia mnie od odgrywania roli żony w potrze­bie, która poluje na swojego męża. George wsuwa się do kom­naty. W nowych pończochach i kaftanie z brązowego aksamitu jest oszałamiająco przystojny. W ręku trzyma maskę i kapelusz ozdobiony długim piórem czapli. Jest podobny do siostry, ciem­nooki i ciemnowłosy jak ona, zupełnie jakby byli bliźniętami o takich samych mocnych, inteligentnych rysach twarzy i ciem­nych oczach błyszczących obietnicą, jak gdyby wyrzeźbionych z wypolerowanego do gładkości drewna.

– Oto wiejski sokolnik! – woła, podchodzi do łoża i ujmuje dłoń Anny, by ją ucałować. Spogląda na nią uważnie. – Jesteś blada. – Odwraca się do mnie. – Chyba nie pozwoliłaś jej się przemęczyć?

– Przymierzyła tylko kostium i przećwiczyła taniec. Od tam­tej pory odpoczywa.

Podchodzę do niego po powitalny pocałunek, ale odwraca się ode mnie, siada obok niej i wyjmuje szpilki z jej włosów. Podaję mu srebrną szczotkę, a on odgarnia długie ciemne pasma z jej czoła i zaczyna splatać w warkocz.

– Martwię się – skarży się Anna.

– Nie martw się – odpowiada George natychmiast. – Powin­naś myśleć o rzeczach świętych i radosnych, aby dziecko dobrze rosło. Musisz być „Anną »Najszczęśliwszą«”.

– Agnes Trent – wyjaśniam, a George krótko kiwa głową w podziękowaniu.

– Musi okazywać szacunek – mówi Anna.

George spina warkocze na jej karku dwiema szpilkami z kości słoniowej, ale spina je luźno, by król mógł rozpuścić jej pachnące włosy i ukryć w nich twarz, gdy zostaną sami.

Anna nakazuje mi gestem nałożyć sobie świeże pończochy. Krzywi się, czując ucisk czerwonych jedwabnych butów.

– Powiedziałam Jane, żeby z nią porozmawiała.

– To nowa faworyta – ostrzega mnie George. – Bądź taktowna.

– Ale – upiera się Anna – wymagam całkowitej lojalności i nie zgodzę się na nic innego. Nie po to wysłałam królową…

– Księżną wdowę – odzywamy się jednocześnie z George’em.

– Księżną wdowę do zamku Kimbolton, kardynała Wolseya do piekła, a biskupa Fishera i Thomasa More’a do Tower, żeby nadal spotykać wrogów pod swoim dachem. Starcy wciąż jątrzą przeciwko mnie w radzie, a ich stare żony plotkują za moimi ple­cami. Wszyscy starzy ludzie chcą, żeby znów było tak jak kiedyś. Chcą, żeby wróciła stara królowa.

– No cóż, nie możesz wysłać ich wszystkich do Tower! – żartu­ję, ale nikt się nie śmieje, więc natychmiast poważnieję. – Oczy­wiście porozmawiam z nią.

Anna podnosi się i wstaje w ciasnych butach.

– Przyprowadź ją teraz, może mnie ubrać.

George całuje ją w ramię i przesyła mi ukłon.

– Dziękuję! – mówi samym ruchem ust, kiedy już zasłaniają go drzwi. Wie, że wiernie kocham ich obydwoje.

Sprawdzam, czy drzwi, przez które wyszedł, są bezpiecznie za­mknięte, i dopiero wtedy podchodzę do drugich, znajdujących się naprzeciwko, które prowadzą do prywatnej komnaty królowej.

– Jej Wysokość jest gotowa, by się ubrać – mówię i trzy ocze­kujące damy posłusznie wstają. Gdy Agnes beztrosko przemyka obok mnie, dotykam jej ramienia. – Czy jest jakiś powód, dla którego nie dygasz przed królową jak należy? – pytam uprzej­mie. – Z pewnością zaszła tu jakaś pomyłka…

– Wyłącznie z jej strony – odpowiada niegrzecznie. – Dygam przed nią wystarczająco nisko.

– Dygaj tak, jak należy to robić przed koronowaną królową. I na tym niech się sprawa zakończy.

– Skończy się tam, gdzie się zaczęła: na niej.

Mocniej zaciskam palce na jej ramieniu.

– Panno Agnes, kiedy ja byłam pokojówką na dworze, dbałam o swoje maniery. Dzięki temu wzniosłam się na pozycję pierw­szej damy dworu.

– A ja dbam o swoje! Nie musisz mnie szczypać, lady Rochford. Twoja siostra ma do tego Tower pełną oprawców.

– Nie uszczypnęłam cię – kłamię.

– I dygam tak, jak należy – kłamie w odpowiedzi, wchodząc do sypialni królowej. Patrzę na nią przez otwarte drzwi i widzę, że nie dyga tak nisko, jak powinna.

Następnego dnia, po modlitwach w królewskiej kaplicy, król po­zostaje na wspaniale haftowanej poduszce swojego klęcznika. Dłonie ma złożone, oczy przymknięte, naradza się bezpośred­nio z Bogiem. Nikomu nie wolno się ruszyć, dopóki nie skończy. Przywołuje Annę, która stoi po drugiej stronie kaplicy. Idę za nią, niosąc nasze modlitewniki oraz jej różaniec z pereł i korali. Za królem stoi cicho jego sekretarz, Thomas Cromwell, a za Crom­wellem młody Francis Weston i mój mąż George. Gdy do nich dołączamy, George do mnie mruga, a Francis kłania się lekko.

– Mój panie mężu. – Anna dyga przed królem, uśmiecha się do dworzan i pozdrawia Thomasa Cromwella lekkim skinieniem głowy, jak kupca, który przywiózł belę sukna.

– Cromwell ma pytanie dotyczące wizyty we Francji – mówi król. Wciąż klęczy, ręce ma złożone do modlitwy. Najwyraźniej Bóg również bierze udział w tym spotkaniu.

– Nie byłem pewny, czy Wasza Wysokość zechce odwiedzić Francję tego lata – zwraca się Cromwell do Anny, omijając oczy­wiste pytanie: „czy nosisz dziecko?”. – Czy Jego Wysokość poje­dzie do Francji sam?

Musimy przekonać Francję do zawarcia antypapieskiego soju­szu, przyłączenia się do nas przeciwko papieżowi oraz siostrzeń­cowi Katarzyny Aragońskiej, królowi Hiszpanii i cesarzowi. Anna jednak nie może podróżować, skoro jest w ciąży, a nie spu­ści króla z oka. Pytające brązowe oczy pana Cromwella spotykają się z moimi szarymi.

– Och, będę cię potrzebować przy sobie! – woła Anna do kró­la i zamyka jego dłonie w swoich, jakby przyjmowała od niego przysięgę na wierność, a Henryk zastyga w pozie błędnego ry­cerza klęczącego przed damą swego serca. – Nie możesz mnie zostawić, kiedy zbliża się mój czas!

Oczywiście rozwiązanie ma nadejść dopiero jesienią i podróż byłaby zupełnie bezpieczna, ale Anna wolałaby umrzeć, niż po­jechać do Francji z figurą, która nie pozwalałaby jej tańczyć, a za nic nie puściłaby króla samego pomiędzy znane z urody damy francuskiego dworu. Tego lata zostaniemy w domu, podobnie jak król, który za chwilę podejmie taką właśnie decyzję.

– Co o tym sądzisz, Najjaśniejszy Panie? – pyta George, mar­kując naradę.

– Powinienem pojechać. – Myśl o wyczekujących go kobie­tach napełnia króla taką radością, że zapomina o Bogu i wstaje. – Lady Rochford, czy sądzisz, że twoja pani zniosłaby rozłąkę ze mną? Na bardzo krótki czas?

Nie potrzebuję wymownego spojrzenia Anny. Znam ten sce­nariusz na wylot. To nie jest zwykła miłość, to Tristan i Izolda – wielki romans, w którym nic nie może ich rozdzielić.

– Nie radziłabym tego robić – mówię łagodnie. – Usychałaby z tęsknoty za tobą, sir. Ale czy można by odłożyć twoje spotkanie z królem Francji na czas po narodzinach? I dopiero wtedy poje­chałbyś tam świętować? Obwieścić radosną nowinę?

Król rozpromienia się, wyobrażając sobie triumfalną wizytę we Francji w towarzystwie młodej żony, która dała mu syna, za­miast starej, która tego nie zrobiła.

Cromwell chwyta moją aluzję i się włącza:

– Możemy wysłać posłańca, żeby zawiadomił ich o opóźnie­niu. Kogoś ważnego, żeby nie mogli tego uznać za brak szacunku.

Oczywistym kandydatem jest książę Norfolku, wuj George’a, głowa rodu Howardów. Niestety on i Anna prawie ze sobą nie roz­mawiają od czasu, gdy wykonał genialny ruch i wydał swoją córkę za królewskiego bękarta, nieślubnego syna króla. A niemal wszy­scy pozostali arystokraci potajemnie sprzyjają starej królowej.

– Tylko nie któregoś ze starych lordów! – woła Anna. – Żad­nego z tych starców!

Król poklepuje ją po policzku.

– To starzy przyjaciele – oznajmia. – Wierni przyjaciele.

– No właśnie! Starzy przyjaciele, starcy! – Uśmiecha się do niego. – Trzymają się starych nawyków, nie są tacy jak ty!

– Wicehrabia Rochford? – proponuje nagle Cromwell, jakby mój mąż George nie stał tuż przed nim.

Król wybucha śmiechem.

– Doskonały pomysł! Ale czy ty się możesz bez niego obejść, lady Rochford? A może ty też nosisz dziecko i nigdzie go nie pu­ścisz?

W sercu skrywam smutek przez to, że choć jesteśmy małżeń­stwem od dziesięciu lat, nie zanosi się na dziecko, ale śmieję się tak wesoło, jakbym nigdy nie płakała w ramionach George’a.

– Ach, sir, nie wszyscy możemy mieć pierwsze dziecko w pierwszym roku małżeństwa, a drugie w następnym! Nie wszyscy mamy tyle szczęścia co ty i królowa!

– Najszczęśliwsi – potwierdza George. Nigdy nie pozwalamy, by ktokolwiek zapomniał motto Anny.

Król bierze Annę za rękę i znów ją całuje.

– Zrobiła wszystko, co mi obiecała – mówi z czułością. – A ja zrobiłem więcej, niż ktokolwiek uważał za możliwe. Tworzę nową Anglię dla nowej rodziny królewskiej. Mój nowo narodzony syn będzie dowodem na to, że Bóg błogosławi mnie i moją żonę.

Anna rozpromienia się i rozpościera dłoń na lekkiej wypukło­ści brzucha, aby wydawała się większa.

– George pojedzie do Francji i powie im, że spotkanie musi zostać odłożone na czas po narodzinach mojego syna – oświad­cza król. – Wybierzemy się do nich jesienią.

– Jestem zaszczycony twoim zaufaniem – mówi George, jakby wybierał się zabijać smoki. – Nie zawiodę cię.

Doskonale utrafił w heroiczny ton, a Henryk zamknął jego przedramię w rycerskim uścisku.

– Wiem, George. Jesteś moim bratem.

– Nie mielibyśmy zaufania do nikogo innego – z uśmiechem mówi Anna, po czym kładzie rękę na ramieniu króla i zaprasza go na przechadzkę po chłodnym ogrodzie tylko we dwoje, zanim pójdziemy na śniadanie. Wiem, że chce się uwolnić od swoich dam, które zawsze snują się za nimi i rozpraszają króla; on jednak wyobraża sobie młodego przystojnego władcę, który przechadza się po trawie usianej kwiatami, barwnymi jak świeżo utkany go­belin, w towarzystwie wspartej o jego ramię pięknej królowej.

Mistrz Cromwell kłania się i wychodzi. George i ja zostajemy sami z Francisem Westonem.

– Zobacz, jak się wznosimy! – oznajmia George. – Dziękuję, kochana. Jak zwykle pokierowałaś nas we właściwym kierunku, a teraz mogę powiedzieć królowi Francji, że będę miał królew­skiego siostrzeńca!

– To tylko mój obowiązek – odpowiadam skromnie.

George promienieje.

– Wiesz, czasem się obawiałem, że już zawsze będę tylko po­słańcem przenoszącym liściki miłosne między Anną a królem, dyplomatą w komnatach pokojówek, ambasadorem w izbach szwaczek, i nigdy nie dotrę do źródła władzy, tylko wiecznie będę dryfował na obrzeżach.

– Panie, żałuję, że nie mogę pojechać z tobą – mówi Francis, który lata dryfowania ma jeszcze przed sobą. – Ale podczas two­jej nieobecności będę strzegł twojej damy, o ile zgodzi się na moje usługi. – Kładzie dłoń na sercu i nisko się przede mną kłania.

– Ależ tak, tak. – George macha tylko ręką, ponieważ gra w dworską miłość nie ma sensu bez publiczności. – Jane, wyślij wiadomość do stajni. Zanim wyruszymy, trzeba na nowo pod­kuć konie. Wezmę dwa zapasowe. Wszyscy wiedzą, jak szybko potrafię pokonać tę drogę. – Całuje moje wyciągnięte dłonie. – Prędko wrócę do domu, do ciebie.

Pilnuję się, żeby nie trzymać go kurczowo.

– Będę za tobą tęsknić – mówię.

– Wrócę najdalej za miesiąc – obiecuje.

Książkę Zdrajczyni Jane Boleyn kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Zdrajczyni Jane Boleyn
Philippa Gregory0
Okładka książki - Zdrajczyni Jane Boleyn

SIOSTRA. SZPIEG. ZDRAJCZYNI   Jej prawda zmieni historię. Jane Boleyn, bratowa królowej, jest w samym środku dworu Tudorów. Tu nic nie jest potężniejsze...

Recenzje miesiąca Pokaż wszystkie recenzje