Nie wracamy do Bottrop. "Emigranci. Listy z czarnych miast"

Data: 2021-07-21 09:34:17 | Ten artykuł przeczytasz w 9 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Lata 20 XX wieku – czas przemian, niepokojów i rosnących nadziei. Rodzina Bednarzy opuszcza Westfalię i wraca na Śląsk, wierząc, że właśnie tam odnajdzie szczęście. Los jednak decyduje inaczej… Bednarze nie wiedzą, że powrót do Radlina okaże się zaledwie początkiem ich podróży. Los poprowadzi ich bowiem do Francji, do jednego z górniczych miasteczek. To tam spróbują na nowo ułożyć sobie życie.

Obrazek w treści  Nie wracamy do Bottrop. "Emigranci. Listy z czarnych miast" [jpg]

Listy z czarnych miast to kolejny tom bestsellerowej sagi Sabiny Waszut Emigranci. Do przeczytania najnowszego tomu zaprasza Wydawnictwo Książnica. Ostatnio zachęcaliśmy do sięgnięcia po pierwszy fragment książki, tymczasem już teraz zapraszamy do lektury kolejnej jego części:

Jedynie Witek wciąż się kręcił. Próbował usnąć, ale za moment znów siadał na łóżku. Rozglądał się, wstawał, spacerował po sali między odpoczywającymi ludźmi, co chwilę zaglądał na korytarz. Wyraźnie na coś czekał. 

Pod wieczór w szkole pojawiła się młodzież, która wcześniej pomagała przyjezdnym. Dziewczęta i chłopcy zajęli się wydawaniem gorącego posiłku. Na głodnych przybyszy czekały kotły z grochówką, chleb i ziołowa herbata. Niewiele, ale smacznie ido syta. 

W grupie młodych Witek natychmiast wypatrzył tę, za którą się rozglądał. Spodobała mu się dziewczyna, która zaczepiła ich na dworcu. Choć zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, chłopak zapamiętał jej zarumienione policzki i oczy błyszczące ekscytującym zadaniem. Gdy zobaczył ją po raz drugi, podawała talerze czekającym w kolejce ludziom. Postanowił, że pomoże losowi, który tak łaskawie dał mu kolejną szansę. 

— Jak ci na imię? — zapytał odważnie, kiedy po zakończonym posiłku nadarzyła się okazja, aby podejść do zmywającej właśnie naczynia dziewczyny. 

Uniosła głowę i odgarnęła wierzchem dłoni przyklejony do policzka kosmyk jasnych włosów. 

— Katie — odpowiedziała.

Nie wydawała się onieśmielona zaczepką.

— A ja jestem Witold — poważnie przedstawił się chłopak. — Przyjechaliśmy z Bottrop. Spotkaliśmy się już dziś na dworcu, pamiętasz? 

Dziewczyna się roześmiała. 

— A jak mam nie pamiętać? Jesteście tu chyba jedyni młodzi. Na pewno możesz już głosować w plebiscycie? Ty i twoi bracia? 

Witek się zmieszał. 

— Nie. Mam dopiero osiemnaście lat — wyznał uczciwie, mimo że bardzo chciał dodać sobie teraz kilka wiosen. 

— W takim razie po co rodzice was tu ciągnęli? Nie mogliście zostać u siebie i czekać na powrót ojca i matki? — Nie wracamy do Bottrop — odparł Witek cicho i niezbyt wyraźnie. Sam nie wiedział, czy decyzja rodziny powinna napawać go dumą czy wstydem.

Katie też nie wiedziała, jak zareagować na jego słowa. Chyba pierwszy raz rozmawiała z kimś, kto nie planował opuścić Śląska zaraz po plebiscycie. Wszak na tym polegało przedsięwzięcie, z powodu którego ich tu skierowano: mieli przygotować dla przybyłych bezpieczne miejsca noclegowe, czekać na nich na dworcu, apotem uczynić wszystko, co w ich mocy, aby nie dopuścić do emigrantów ludzi agitujących za Polską.

Odkąd na Śląsk zaczęły przyjeżdżać pociągi z Westfalii, druga strona robiła, co mogła, żeby zachęcić przybyłych do zmiany zdania i zagłosowania za odłączeniem Śląska od Niemiec. Metody były różne. Agitatorzy czekali na dworcach, wręczali ulotki i broszury, próbowali zamącić w głowach zmęczonym ludziom. Jeśli te działania nie skutkowały, pojawiały się groźby, wyzwiska, a czasem nawet rękoczyny. 

Przewidywano, że w dniu plebiscytu agitacja i ataki nasilą się jeszcze bardziej. Z jednej strony należało dać im odpór, z drugiej — wciąż przeciągać niezdecydowanych na właściwą, niemiecką stronę, a z trzeciej, i to właśnie było głównym zadaniem chłopców i dziewcząt z grupy Katie, otoczyć przybyłych opieką i zapewnić im maksimum bezpieczeństwa aż do momentu, gdy cali i zdrowi po dobrze wykonanym zadaniu odjadą do swoich westfalskich domów. 

Nikt jednak nie mówił, że wśród przybyłych znajdą się tacy, którzy zechcą tu zostać. 

— Jesteście z Ratibor? Macie tu rodzinę? — zapytała Katie, próbując sobie poukładać w głowie przyczyny decyzji, którą podjęli rodzice tego miłego chłopca. On także zainteresował ją już na dworcu i również wypatrywała go potem na szkolnej stołówce. 

— Nie. Rodzice pochodzą z Radlina. Mamy tam dostać pracę i mieszkanie. 

Katie zmarszczyła brwi. 

— Radlin jest opanowany przez polskie siły. Rok temu w jednej z tamtejszych szkół przez tydzień dzieci nie chodziły na lekcje, żądając wprowadzenia nauki języka polskiego. Dopiero gdy kierownik szkoły zgodził się nauczać tego języka, strajk wygasł. Ale być może... — Dziewczyna na chwilę zamilkła, wyraźnie analizując coś w głowie. — Być może po plebiscycie wielu głosujących za Polską wyjedzie z Radlina, a wtedy i omieszkanie, i o pracę będzie łatwo. Może na to liczą twoi rodzice? 

Witek natychmiast kiwnął głową, odczuwszy ulgę, że myśli Katie nie podążyły winnym kierunku. 

— Masz mądrego ojca — stwierdziła dziewczyna. 

Witek poczuł, jak płoną mu uszy. Wiedział, że powinien przyznać się Katie, jak jego rodzina zamierza głosować. Ale przecież nawet ojciec nie rozmawiał z innymi o swojej decyzji. Dlaczego on miałby to robić, jeśli do wyjazdu został zmuszony, a przekonania ojca nie do końca były jego przekonaniami? Witek, podobnie jak Andrzej i Zyga, nie czuł związku ze Śląskiem, a co dopiero z Polską, ale w odróżnieniu od starszego brata, który liczył na zwycięstwo Niemców, jemu było obojętne, kto zdobędzie Śląsk. 

— Aty mieszkasz tutaj? W Ratibor? — Uznał, że najlepiej będzie zmienić temat. 

Katie przytaknęła. 

— Całkiem blisko, właściwie... — Zawahała się, apotem spojrzała Witkowi prosto w oczy i odważnie dokończyła: — Właściwie mógłbyś mnie odprowadzić do domu. Zrobiło się późno. 

Witek nie znał wcześniej takich dziewcząt. Odważnych, zaangażowanych w coś więcej niż tylko pomaganie matkom wprowadzeniu domu. Nie znał takiej jak Katie, która przed chwilą śmiało dała mu do zrozumienia, że chce spędzić z nim czas, że być może jej się spodobał. Był podekscytowany, ale zarazem przerażony, że za moment to on wyjdzie w jej oczach na maminsynka, ponieważ był pewien, że jeśli powie matce prawdę, dokąd i z kim chce wyjść, nigdzie go nie puści. To było pewne. 

Cecylia Bednarz nie lubiła wyemancypowanych panienek. Zawsze twierdziła, że wszystko na świecie ma swoje miejsce i czas. Bóg wyznaczył kobiecie i mężczyźnie role, których powinni się trzymać. Cmokała z niezadowoleniem, widząc dziewczęta paradujące w spodniach, wzdychała, czytając o protestach kobiet, domagających się praw do szerszego uczestniczenia wżyciu publicznym, a wieść o nadaniu kobietom w Polsce i w Niemczech praw wyborczych przyjęła z ironicznym parsknięciem. Dla Cecylii tradycja była świętością. Nie zamierzała tego zmieniać pod wpływem mody. A Katie, choć nie nosiła spodni, ewidentnie nie była lubianym przez matkę typem skromnej panienki. Poza tym dziewczyna należała do wrogiego obozu, do tych, do których Bednarze nie chcieli być zaliczani, co też mogło stanowić problem, szczególnie dla ojca, a matka w tej kwestii trzymałaby jego stronę. 

Witek jeszcze raz przyjrzał się nowej przyjaciółce, która kończyła zmywanie naczyń, udając, że zupełnie nie interesuje ją decyzja chłopca. 

— Poczekam tu na ciebie i pójdziemy — zdecydował ina znak, że nigdzie nie zamierza się ruszyć, usiadł na jednym ze stojących za nim blatów, służących do przygotowywania posiłków dla szkolnych dzieci. Miał nadzieję, że matka, która wraz z ojcem i braćmi wyszła już ze stołówki, nie zauważy jego zniknięcia. Być możne zasnęła i nie dostrzeże przedłużającej się nieobecności syna. 

—Idziemy? — zapytała dziewczyna, wycierając ręce i zdejmując chroniący ją przed zmoczeniem sukienki fartuch. 

Witek kiwnął głową.

Książkę Emigranci. Listy z czarnych miast kupić można w popularnych księgarniach:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Emigranci. Listy z czarnych miast
Sabina Waszut1
Okładka książki - Emigranci. Listy z czarnych miast

Lata 20 XX wieku – czas przemian, niepokojów i rosnących nadziei. Rodzina Bednarzy opuszcza Westfalię i wraca na Śląsk, wierząc, że właśnie...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Virion. Legenda miecza. Krew
Andrzej Ziemiański ;
Virion. Legenda miecza. Krew
Kołatanie
Artur Żak
Kołatanie
W rytmie serca
Aleksandra Struska-Musiał ;
W rytmie serca
Mapa poziomów świadomości
David R. Hawkins ;
Mapa poziomów świadomości
Dom w Krokusowej Dolinie
Halina Kowalczuk ;
Dom w Krokusowej Dolinie
Ostatnia tajemnica
Anna Ziobro
Ostatnia tajemnica
Hania Baletnica na scenie
Jolanta Symonowicz, Lila Symonowicz
Hania Baletnica na scenie
Lew
Conn Iggulden
Lew
Jesteś jak kwiat
Beata Bartczak
Jesteś jak kwiat
Niegasnący żar
Hannah Fielding
Niegasnący żar
Pokaż wszystkie recenzje