Subtelna opowieść o bardzo ciężkiej chorobie jaką jest rak. Bez epatowania bólem i cierpieniem, za to z pozytywnym przesłaniem dotyczącym tego, co jest "po drugiej stronie".
Michalina Rębowska ma wszystko, czego dwudziestokilkuletniej dziewczynie do szczęścia potrzeba - kochających rodziców, cudownego chłopaka, dobre wyniki na studiach i mnóstwo planów na przyszłość. Jej codzienny rytm życia od pewnego czasu zakłóca jedynie przedłużające się przeziębienie. Gdy staje się ono nad wyraz uporczywe, dziewczyna udaje się do lekarza. Tam poznaje straszliwą diagnozę - to nie z wirusem walczy, lecz z bardzo złośliwą odmianą raka. Onkolodzy nie dają jej dużych szans na przeżycie. Wiedząc, że żegna się z tym światem, Michasia postanawia uczynić tyle dobrego, na ile starczy jej czasu, a także ułaskawić śmierć - dla siebie i swoich najbliższych.
Choroba nowotworowa młodemu człowiekowi wydaje się tak prawdopodobna jak zamieszkanie na Marsie. Rzeczywistość jest jednak okrutna - rak nie wybiera, atakuje zarówno starszych, jak i kilkuletnie dzieci. Bez względu na wiek pacjenta jest to tragedia dla niego i jego rodziny, lecz chyba najbardziej boli wtedy, gdy zabiera człowieka który tak naprawdę jeszcze nie zaznał prawdziwego życia. Michalina nie zdążyła ukończyć studiów, wyjść za mąż, poznać rozkoszy i trosk macierzyństwa. Mimo to nigdy nie użalała się nad swoim losem, wierząc, że to co najlepsze spotka ją "po drugiej stronie". Z pewnością pomogła jej w tym niezachwiana wiara w Boga, ale też wrodzony optymizm i chęć do czynienia dobra - za wszelką cenę i na przeciw wszelkim okolicznościom.
"Bańki mydlane" przypominają mi nieco "Oskara i panią Różę" Érica-Emmanuela Schmitta. W obu tych książkach mamy osoby śmiertelnie chore na raka, osoby które jeszcze nie nacieszyły się życiem a już muszą odchodzić z tego świata. Zarówno Michalina, jak i Oskar chcą przeżyć pozostały im czas jak najbardziej treściwie - dziewczyna czyniąc dobro, chłopiec zaś przeżywając symbolicznie to wszystko, czego nie dane mu już będzie zaznać. Powieści te różni jednak konwencja w jakiej zostały napisane. W "Oskarze..." więcej jest buntu, niezgody na zaistniałą sytuację, kłótni z losem i z Bogiem. Natomiast "Bańki mydlane" pełne są nadziei i wiary, że życie nie kończy się wraz z oddaniem ostatniego tchnienia, a ludzie pogrążeni w malignie być może w ogóle nie cierpią, lecz przemierzają urocze, rajskie krainy. I tutaj kolejny plus dla autorki, która bardzo plastycznie a jednocześnie nie szablonowo oddała swoją wizję nieba. Nie zdradzę jak ona wygląda, jednak główną rolę odgrywają w niej właśnie tytułowe bańki mydlane.
Mimo iż książka bardzo mi się podobała i nie raz wycisnęła łzy, to jednak postać samej Michaliny nieco mnie drażni. Dziewczyna jest tak na wskroś dobra i pogodzona z losem, jakby już za życia stała się aniołem. Rozumiem że taka jest stylistyka tej powieści, jednak brakuje mi choćby najmniejszych przejawów buntu i pomstowania na swój los. Sama dużo w życiu chorowałam i wiem, że pogodzenie się ze swym stanem nie jest takie proste jak miało to miejsce w przypadku Michasi, a pewne ograniczenia wywołane przez chorobę mogą kłaść się cieniem na całe życie. No ale ja nie jestem aniołem.
Chociaż główną bohaterką tej powieści jest studentka, uważam że jest ona adresowana do wszystkich osób bez względu na wiek. Szczególnie zaś powinni ją przeczytać ludzie chorzy - nie koniecznie na raka - a także ich bliscy. "Bańki mydlane" wnoszą bowiem w serce wiele nadziei i optymizmu, dają receptę na to jak godnie i treściwie przeżyć ostatnie miesiące na tym świecie, a także wiarę w to, że choć wszystko się kończy, to nie kończy się nic.
Recenzja pochodzi z mojego bloga "Świat Powieści" : http://swiat-powiesc.blogspot.com/
Informacje dodatkowe o Bańki mydlane:
Wydawnictwo: Szara Godzina
Data wydania: 2015-02-08
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
978-83-64312-42-7
Liczba stron: 160
Dodał/a opinię:
Thalita
Sprawdzam ceny dla ciebie ...