"Stworzone dzieło żyje tak długo, dopóki ktoś gotów ujrzeć w nim własną koncepcję."
Świat dawnych wierzeń, nadprzyrodzonych zjawisk i magia natury zawsze przyciągały moją uwagę i tak też się stało w przypadku serii „Córki Żywiołów”. Niedawno przeczytałam uroczą, nasyconą lekkim, niepokojącym klimatem „Córkę Ziemi”, a teraz przyszedł czas na kolejną z nich, tym razem „Córkę Powietrza”, KTÓRA DZIŚ MA SWOJĄ PREMIERĘ!
Tym razem autorka zabiera na teren Puszczy Kurpiowskiej znanej też pod nazwą Puszcza Zielona. Niedaleko miejscowości Czarnia od kilku miesięcy Ava Brus, pisarka powieści fantasy szuka weny twórczej. Odkąd skończyła swoje ostatnią serię powieści pt.: „Eliana, władczyni andaluzyjskich wzgórz”, nie ma pomysłu na nową historię.
W spokojnej okolicy, w pięknie położonym domku swoich rodziców, próbuje odzyskać moc twórczą i znaleźć temat do nowej powieści. Nie pomaga odosobnione miejsce, gdzie tylko słychać szum drzew, śpiew i świergot ptaków, spacery po leśnych dróżkach, przytulanie się do drzew, błoga cisza bez miejskiego szumu i tłumów ludzi. Wciąż brakuje inspiracji, a jedynie kobieta czuje frustrację do tego stopnia, że w pewnym momencie zaczyna ją męczyć to odosobnienie.
Tego dnia, gdy ją poznajemy, jest 16 lipca, a więc są jej urodziny, o których pamiętają rodzice. Przebywają oni wprawdzie w podróży zagranicznej, ale przysyłają jej wraz z życzeniami piękny brulion z roślinnym ornamentem, ale też, w tym samym czasie, inny kurier dostarczył jeszcze jedną paczkę. Gdy Ava ją otworzyła, okazało się, że w środku jest pięknie wykonana rzeźba. Z adresu nadawcy wiadomo jedynie, że przesyłka została nadana we Francji, a przy tym niecodziennym prezencie znajduje się koperta z krótkim liścikiem od nieznanego nadawcy, z którego pisarka dowiaduje się, że jest to rzeźba Sylfidy. Na jej spodzie widnieją tylko inicjały W.O. a to motywuje Avę, by odnaleźć rzeźbiarkę. Jak ławo się domyślić, tą artystką jest Weronika Olszewska, jedna z bohaterek „Córki Ziemi”. Tego samego dnia za oknem nagle pojawia się piękna ważka o niezwykłym ubarwieniu, a wraz z przybyciem Sylfidy, wraca też wena. Spokój nie trwa jednak zbyt długo, bo niespodziewanie do chaty na sąsiedniej działce wprowadza się mężczyzna, który z początku Avę irytuje swoim zachowaniem, tym bardziej, że towarzyszy mu hałaśliwy i energiczny pies.
W notce biograficznej pani Doroty Gąsiorowskiej można znaleźć określenie, że jest ona czarodziejką słowa i w pełni mogę się z tym zgodzić. Po pierwszym tomie obawiałam się, że kontynuacja może nie być już tak dobra, ale moje wszelkie lęki zostały rozwiane, bo ponownie autorka oczarowała mnie napisaną historią. Są w niej wydarzenia realistyczne, ale też takie, które dodają magii naszemu życiu, o ile zauważymy jej symptomy. To może być nagły błysk światła, cudowny widok, niesamowite wydarzenie, które trudno wytłumaczyć, ale może być pojawienie się nagle jakiegoś stworzenia czy owada, tak jak to było w „Córce Powietrza”. W niej też jest bowiem widoczna magia zawarta w symbolice zaklętej w naturze, czy energii emanującej z przedmiotów. Natomiast wydarzenia z przeszłości dotyczące Lalie pokazują, jak bardzo krzywdzące mogą być ludzkie przesądy, obawy i ograniczenia myślowe. Jedenastoletnia Lalie, która mieszka z rodzicami i siostrą Julie w Huelgoat, tworzy piękne wiersze, a historia o niej zabiera nas na początek XX wieku. Co ona ma wspólnego z Avą, kim są jej rodzice, o tym musicie się przekonać sami.
W tym tomie można zauważyć pewne podobieństwa i schematy, jakie są charakterystyczne dla tej serii. To przede wszystkim dwa wątki, których bohaterkami są postacie żeńskie żyjące w różnych czasach, ale obie mają podobne zdolności pisarskie. W przypadku "Córki Powietrza" różnica między bohaterkami pod tym względem jest w tym, że Ava pisze powieści, natomiast Lalie ujmuje swoje myśli w wierszach. Obydwa te motywy poznajemy naprzemienne z perspektywy pierwszoplanowej, dzięki temu możemy lepiej wniknąć w przeżycia bohaterek. A przeżyć nie brakuje, dzieje się wokół nich wiele niesamowitych zdarzeń, a to z kolei przekłada się na szybkie tempo, z jakim poznawałam kolejne rozdziały. Poza tym ponownie mamy okazję obserwować proces twórczy, tym razem dotyczący powstawania powieści.
Nie chcę zdradzać za dużo z fabuły, mimo że wydawałoby się, że i tak sporo ujawniłam, ale to jedynie niewielki jej zarys. Dodam tylko, że otrzymałam odpowiedzi na moje wątpliwości, które wyraziłam w recenzji „Córka Ziemi”. Zabrakło mi wówczas pewnych elementów i nie wszystko było jasne. Teraz autorka zadbała, by i te kwestie się wyjaśniły i wypełniły.
Teraz też nie wszystko zostało ujawnione, bo na przykład byłam ciekawa, jak potoczyła się relacja Weroniki i Tymoteusza. O ile ponownie spotykamy ją w drugiej części serii, to o Tymoteuszu i jego bracie nie ma nic, więc tym razem też oczekuję, że kolejna część uzupełni i tę lukę. Pani Dorota Gąsiorowska ma bowiem przemyślaną całą historię, więc dawkuje nam niektóre informacje. Wprawdzie na okładce zaznaczone jest, że każdy tom to osobna historia, ale mimo to są w niej wątki, które łączą się ze sobą.
„Córka Powietrza” to bardzo udana kontynuacja cyklu „Córki Żywiołów”, która otacza dosyć szybko swoim klimatem, pięknem natury, jej niesamowitą energią, magią i symboliką, tworząc niemal mistyczny, czarowny klimat. Pokazuje przy tym złożoność ludzkiej natury, ale też zawiłe relacje rodzinne, odsłaniając sekrety długo skrywane, zarówno w przypadku Lalie, jak i Avy. Ogromnie jestem ciekawa kolejnej odsłony tej historii i mam nadzieję, że nie będziemy długo czekać na przedstawienie nam kolejnych, niezwykłych kobiecych osobowości.
Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu Znak
oraz PRart Media Bogna Piechocka
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2024-09-25
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 528
Dodał/a opinię:
Mirosława Dudko
Nie sądziłam, że powrót na Kurpie będzie dla mnie taki przyjemny. Jadąc znajomą gruntową drogą, między świerkami, skąd za drzewami w oddali widziałam już dwie chaty, poczułam się, jakbym wracała do siebie.
Łucja jest o krok od realizacji swojego największego pragnienia - stworzenia szczęśliwej rodziny u boku Tomasza. Ale marzenia często spełniają się w zupełnie...
Kiedy Nina stanęła przed bramą starej lwowskiej kamienicy, nie przypuszczała, że kryje się za nią tajemnica. Historia słynnej primabaleriny prowadzi ją...
... w odpowiednim czasie los sam pozostawia na naszej drodze okruchy prawdy, byśmy podążając we właściwym kierunku, czasem łatwo, a czasem z mozołem zbierali je w całość. Ważne jest zaufanie do siebie i to coś nieuchwytnego, co często bagatelizujemy.
Więcej