Jako, że znam już pióro autorki, chętnie przystąpiłam do kolejnej lektury jej autorstwa. Bardzo lubię styl pisarski Joanny Kruszewskiej, który przypadł mi do gustu. Ale czy oprócz tego lektura wywarła na mnie jakieś większe wrażenie?
Dom, rodzina, miejsce do którego zawsze chętnie wracamy. Rodzina powinna scalać, kochać bezwarunkowo i pomimo wszystko. Ale czy zawsze tak jest? Czy jeśli coś zaczyna się rozpadać, można to nagle poskładać z powrotem w jedną całość? Czy, jeśli tajemnice skrywane głęboko na dnie serca, nagle ujrzą światło dzienne są w stanie wyleczyć rany na sercu? Czy przeszłość może nas dosięgnąć w każdym etapie naszej teraźniejszości? Jak poradzić sobie z sekretami przeszłości, które jednych cieszą, a innym rujnują życie? O tym właśnie opowiada ta historia, o rodzinie i jej członkach, o radościach i smutkach, o dokonywaniu wyborów oraz umiejętności przebaczania.
„To, co wydaje się znajome i bezpieczne, nagle zaczyna drżeć, osuwać się powoli, ale bezlitośnie – skarpa za skarpą. Kawałek po kawałku. To, co było dotychczas, staje się złudzeniem, brudem oblepiającym dłonie, na które patrzy się z obrzydzeniem, zastanawiając się, czy rzeczywiście trzeba było sobie w tym brudzić ręce.”
Jak już wspominałam lubię pióro autorki, jednak ta historia nie wniosła czegoś szczególnego do mojego serca. Czasami stawała się dla mnie monotonna, pozbawiona emocji. Nie oznacza to, że jest zła, jednak taka mogłabym powiedzieć na chwilę. Dzisiaj przeczytałam, a za kilka dni o niej zapomnę.
Lena stara się być dobrą żoną i matką swoich dzieci. Głęboko w niej siedzi jednak uraza do własnej matki za swoje dzieciństwo, co przekłada się na jej relacje z mężem Robertem.
Iwona i Leszek, można by rzec małżeństwo idealne. On wpatrzony w nią jak obrazek, ona rozpieszczająca go niemalże na każdym kroku. Jednak czy istnieją małżeństwa idealne? Nie ma takich, zawsze pojawiają się jakieś ale… Gdy w życiu Leszka pojawia się Małgorzata, wszystko co było na porządku dziennym traci swój sens. Na jaw wychodzi sekret z przeszłości, który będzie miał wpływ na przyszłość.
Powieść podzielona została na krótkie rozdziały, których narracja przeplatana jest przez kilku bohaterów. Brak opisu, kto w danym momencie opowiada, czasem mnie gubił. Mijała chwila zanim doszłam do tego, kto teraz opowiada. Taka narracja była dobrym pomysłem, gdyż spoglądamy na to wszystko co się dzieje z różnych perspektyw. Historia opowiada o rodzinie, o oddalaniu się od siebie, o wywlekaniu przeszłości. A zakończenie? Z całą pewnością mnie nie zaskoczyło, a wręcz rozczarowało. Pozostało otwarte, nie wiemy tak naprawdę jak zakończą się problemy w rodzinie. A może doczekamy się drugiego tomu?
„Nie wiesz, ile możesz stracić, dopóki tego nie stracisz. Nie zdajesz sobie nigdy sprawy z tego, co masz, jak wiele jest warte. Dopiero gdy nagle zostanie ci to odebrane, uświadamiasz sobie, jak bardzo tego nie doceniałeś.
Banalna prawda doskonale znana wszystkim od wieków, zwłaszcza tym, którzy zaznali straty.”
"Czas leczy rany" to historia, która wbrew pozorom każde zadać sobie pytanie, czy czas faktycznie leczy rany? Czy nie pojawiają się czasem takie rany, których nawet mijający czas nie jest w stanie wyleczyć? Jeśli lubicie historie słodko-gorzkie o rodzinach to ta powieść zdecydowanie jest dla Was.
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 2020-09-09
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 400
Dodał/a opinię:
Grażyna Wróbel
Za każdą przyjemność trzeba zapłacić i czasami lepiej dwa razy się zastanowić, czy chwila radości warta jest swojej ceny. Seniorka rodu Bialickich oraz...
Przeszłość potrafi dopaść w najmniej oczekiwanym momencie. Nie można od niej uciec, trzeba się z nią rozliczyć. Agata wiedzie spokojne i całkowicie przewidywalne...