Byłam w Oce, wiosce zapomnianej już chyba nawet przez Pana Boga. Jedynymi towarzyszami jej mieszkańców są bieda z nędzą. No i opium, lekarstwo na każdy ból dorosłego czy niemowlęcia, tańsze od jedzenia. Gdzieś na afgańskiej pustyni, w miejscu, gdzie pewnie nikt z nas nie chciałby się znaleźć z własnej woli, Anna Badkhen obserwuje powstawanie piękna na krośnie. Cudowny dywan tkany przez niepiśmienną kobietę wśród pyłu, brudu i zwierzęcych odchodów. Kilka miesięcy pracy zapewniające rodzinie byt. Krosno, przędza i pustynia - tak daleko, że nawet talibowie zostawiają Okę we względnym spokoju.
Czy można pięknie pisać o biedzie, brudzie, przemocy i beznadziei? Można, zwłaszcza, kiedy posiada się talent jak autorka tego reportażu. Nie bez przyczyny napisałam, że byłam w tej wiosce - opisy były tak plastyczne, że wyobrażenie sobie miejsc, bohaterów, wydarzeń czy nawet zapachów było nieuniknione. Afganistan to biedny kraj, i nie mam tu na myśli braku pieniędzy. To ziemia, w którą wsiąkło już zbyt wiele krwi. To ludzie, którym nie uda się odmienić swojego losu. To stracone pokolenia dzieci, które nigdy dzieciństwa nie poznały. To wreszcie miejsce, w którym wciąż, mimo śmierci, zamachowców samobójców i niepewności jutra ludzie żyją, śmieją się, cieszą się małymi rzeczami, gdzie kobieta tka piękny dywan a mężczyzna patrzy z troską na jej wychudzone ramiona. Gdzie jedni poszczą w Ramadanie, a inni całe życie. Dziwny, nieugięty kraj, zadziwiający ludzie, którzy kurczowo trzymają się coraz bardziej niemożliwego do wytrzymania życia.
Ta książka zaskoczyła mnie przede wszystkim swoim poetyckim językiem, którego nie spodziewałam się po reportażu z kraju ogarniętego wojną. Annie Badkhen udało się zabrać mnie do tego zakątka świata i przekonać, że nawet tam życie może być na swój sposób momentami piękne. Zaskoczyło mnie również to, że o samej autorce z tej publikacji niewiele się dowiemy. Badkhen pochodzi z byłego ZSRR, mieszka w Stanach i to nie jest jej pierwsza tego typu podróż. W tej publikacji użycza nam ona w zasadzie jedynie swoich oczu, byśmy mogli zobaczyć i przeżyć to samo, co ona. Nie wychodzi na pierwszy plan, nie ocenia nikogo i niczego - słucha, patrzy, chłonie atmosferę miejsca, a my wraz z nią. Z tego powodu ta książka to praktycznie tylko Afganistan, bez porównań do innych równie biednych miejsc. Jest Oka i jej prości mieszkańcy, ale i Mazar-e Szarif i afgańska klasa średnia. Wszyscy jednakowo naznaczeni piętnem wojny, każdy na swój sposób cierpiący z jej powodu. Nie zmieściły się tu już pewnie inne nieszczęścia świata, a i tych opisanych jest aż nadto.
Nie dziwię się, że ta książka zebrała na świecie tak entuzjastyczne recenzje. To, co przyniosła nam autorka z afgańskiej wioski jest jedyne w swoim rodzaju. Książka zdecydowanie warta poznania.
co-przeczytalam.blogspot.com
Informacje dodatkowe o Cztery pory roku w afgańskiej wiosce. Reportaże o wyplataniu dywanów:
Wydawnictwo: Kobiece
Data wydania: 2017-01-20
Kategoria: Literatura faktu, reportaż
ISBN:
9788365506207
Liczba stron: 352
Tytuł oryginału: The World is a Carpet. Four Seasons in an Afghan Village
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Maria Białek
Dodał/a opinię:
DorotaKa
Sprawdzam ceny dla ciebie ...