To już mój trzeci spacer Aleją Róż, oczywiście cudowny spacer, z którego nie chciałoby się wracać do rzeczywistości, ale co zrobić, skoro czytelnik w końcu musi kiedyś trafić na tę ostatnią zapisaną stronę w książce. Z wielką przyjemnością wróciłam do losów Szymczaków, których troszkę już mi brakowało. Edyta Świętek po raz kolejny zachwyca swoją lekturą swojego czytelnika. To książka, od której nie sposób się oderwać. Tyle się dzieje w tym tomie, że kiedy człowiek już zacznie czytać nawet wszelkie obowiązki domowe schodzą na drugi plan i stają się nieważne.
Autorka przedstawia nam tutaj wzloty i upadki każdego z Szymczaków oraz ich rodzin. Stara się nam uświadomić, że nawet, gdy jesteśmy skłóceni ze swoją rodziną, w obliczu tragedii staje się to nieważne i jeden za drugim staje murem. Tak właśnie powinna wyglądać rodzina, wzajemne wsparcie jest niezwykle ważne.
Świetna kreacja bohaterów, ale tego mogliśmy się spodziewać. Niektórzy z bohaterów mają swoje chwile słabości, z którymi próbują sobie radzić niekoniecznie w najlepszy sposób. Jednak człowiek uczy się całe życie na własnych błędach. Grunt, żeby zrozumieć swoje złe postępowanie i próbować je polepszyć. Krysia wciąż wrogo postrzega swoją siostrę, myśląc, że ta za każdym razem pragnie zrujnować jej życie i odebrać jej mężczyznę. A właśnie to Julia jest takim aniołem rodziny, zawsze do wszystkich wyciąga pomocne dłonie. Od jakiegoś czasu obserwuje ją tajemniczy mężczyzna. Czy odegra ważną rolę w jej życiu? Bronek wciąż jest prześladowany przez Marczyka, który uczepił się myśli, iż to właśnie on zabił jego brata, którego pragnie pomścić. Ludzie wierzący pragną uzyskać zgodę na budowę kościoła. Wynikną z tego zamieszki, w wyniku których niektórzy ucierpią.
Nie mam pojęcia, jak Edyta Świętek to robi, ale ja już wiem, że ciężko mi się będzie rozstać z Szymczakami z którymi niezwykle się zżyłam. Za każdym razem z zapartym tchem śledzę losy naszych bohaterów, przeżywam z nimi smutki, cieszę się w chwilach radości. Czuję się stałym obserwatorem ich poczynań. Edyta dostarcza nam wielkiej dawki emocjonalnej podczas czytania. Jej bohaterowie są różnorodni, każdy ma jakieś słabości i mocne strony, ale tak samo bywa w naszym życiu. Przez to są niezwykle realni i bliscy naszemu sercu.
To, co zachwyca w powieści to niezwykły obraz nowohuckiej społeczności, który autorka odzwierciedliła idealnie. Nie mamy tutaj jakiś cukierkowych opisów, lecz często brutalną rzeczywistość z jaką muszą mierzyć się nasi bohaterowie. Wszystko składa się w jedną kompletną spójność. Fikcja literacka łączy się z realiami tamtych czasów. Edycie należą się wielkie brawa, za wkład włożony w napisanie kolejnego tomu. Gdybym musiała wybierać, który z dotychczasowych jest najlepszy, nie mogłabym tego zrobić, gdyż kocham je wszystkie.
Muszę jeszcze powiedzieć, że musiałabym "udusić" autorkę za takie zakończenie. No jak tak można postąpić z czytelnikiem? Edytko, ja się pytam jak? I jak tu wytrzymać do premiery IV tomu?
Drzewa szumiące nadzieją to dalsze losy rodziny Szymczaków, która niejednokrotnie się powiększy. To wzloty i upadki ludności nowohuckiej, która nie pozwala już tak władzy na narzucanie swoich ograniczeń, lecz zaczyna się buntować. To historia, dzięki której nasze serca napełnią się nadzieją, która pozwala przetrwać niejeden gorszy czas. Polecam, polecam, polecam.
Wydawnictwo: Replika
Data wydania: 2017-10-24
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 352
Dodał/a opinię:
Grażyna Wróbel
Rodowy skarb, małżeńskie problemy i odwaga, aby zacząć od nowa Eustachy pada ofiarą dwóch napadów, a jego najbliższym zagląda w oczy strach. Kto odważył...
Madzia Kociołek jest zwyczajną szarą myszką, której wciąż przytrafiają się małe i wielkie dramaty. Oczko w rajstopach? Plamy na ulubionej bluzce? Katastrofy...