„Dziesięć tysięcy drzwi” to powieść, którą kupiłam pod wpływem setek entuzjastycznych recenzji na Instagramie. Wiem, wiem: już dawno sobie obiecywałam, że więcej nie dam się skusić na te "polecajki", no ale cóż – mam słabą silną wolę. A blogerki TAAAAK zachwalały, że się skusiłam i kupiłam. No i jakie wrażenia? Średnie (czyli nie jest źle, bo zwykle po poleceniu instagramowym myślałam: „NAPRAWDĘ im się tak bardzo podobało???”). Nie czuję, że zmarnowałam czas na tę lekturę, ale gdybym jej nie poznała – też niewiele bym straciła.
Niemniej jednak tutaj mogę się przynajmniej domyślić, co się tak podobało tym wszystkim blogerkom: bo pomysł jest ciekawy i momentami ta historia była naprawdę fascynująca. Tylko że tych „momentów” było zdecydowanie za mało. One giną w narracji, w której poruszane są setki tematów i myśli bohaterki. Szkoda, bo gdyby odwrócić proporcje: gdyby była to opowieść o Ade i Julianie, a w tle pojawiała się January, chyba wyszłoby to na dobre tej powieści. No i gdyby radykalnie zredukować część opisową... A może po prostu nie odpowiada mi styl autorki i nie ma się co czepiać kompozycji.
Tym, co mi się podobało, był motyw podróży w celu szukania kolejnych drzwi do rozmaitych światów. To intrygujący pomysł i właśnie relacje na temat tego, co za drzwiami się kryło były dla mnie najciekawszymi fragmentami książki – tutaj Autorka ukazała swoją bogatą wyobraźnię i wykorzystała okazję, żeby nas zaskoczyć. Niestety – te opisy są tak tylko „przy okazji”, stanowią mało istotny element i dodatek do opowieści dziewczynki, która mieszka w rezydencji wielkiego bogacza, kolekcjonującego artefakty z rozmaitych kultur. Przyznam, że początek powieści, w którym opisane jest dzieciństwo January, mocno mnie znudził i miałam ochotę odłożyć tę książkę. Jednak rzadko tak robię, więc dałam jej szansę.
Dużym plusem jest wydanie – ładna okładka, wyraźna czcionka. Szybko się czyta – zwłaszcza gdy opuszcza się zbyt rozwlekłe opisy (tak, tak, przyznaję się bez bicia…). Powieść napisana jest ładnym językiem, podobały mi się sformułowania autorki, opisywane przez nią krainy, a także nastrojowość – gdyby nie to, pewnie bym jej nie dokończyła. Lubię, kiedy wydarzenia rozgrywają się szybko, a tutaj wszystko ma swój czas. Akcja toczy się wolno, od czasu do czasu tylko przyspieszając i dając nam więcej emocji. Ktoś, kto lubi się delektować nastrojem i właśnie wolno rozgrywającymi się wydarzeniami – na pewno będzie zadowolony. Ale jeśli szukacie wartkiej akcji – to nie ten adres. Choć tak jak wspomniałam – miejscami ta historia naprawdę mnie wciągała i fascynowała. Mam wrażenie, że Autorka trochę za bardzo starała się oddać realia początków XX wieku, za dużo zafundowała nam opisów wydarzeń, mentalności, wnętrz, strojów, przyjęć – gdyby skrócić te fragmenty o połowę, i tak byłoby ich dużo, a powieść zyskałaby na dynamice.
Jest to powieść szkatułkowa – mamy tutaj drugą historię, którą poznaje nasza bohaterka za sprawą tajemniczej książki. Gdybym miała zaliczyć ją do jakiegoś gatunku, powiedziałabym, że trochę przygodowa, a trochę fantastyczna. Trudno byłoby zaklasyfikować ją wiekowo – bo wydaje mi się, że jest zbyt opisowa i za mało dynamiczna, żeby spodobać się młodzieży, a nieco zbyt prosta i naiwna, żeby być dla dorosłych. Spodoba się pewnie osobom romantycznym i lubiącym wolno toczącą się akcję.
Podsumowując: dość ciekawy pomysł, trochę niestety zagubiony w mnogości opisów.
Wydawnictwo: iuvi
Data wydania: 2020-04-15
Kategoria: Fantasy/SF
Kategoria wiekowa: 13-15 lat
ISBN:
Liczba stron: 500
Tytuł oryginału: The Ten Thousand Doors of January
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Andrzej Goździkowski
Dodał/a opinię:
Joanna Tekieli
Nowa powieść autorki bestsellera ,,New York Timesa" ,,Dziesięć tysięcy drzwi"! Gotycka powieść o małym miasteczku nawiedzanym przez tajemnice, które...
Nie ma czegoś takiego jak wiedźmy, choć kiedyś były – w dawnych, spowitych mrokiem czasach, zanim zaczęto je palić. Od tego czasu noc należy do mężczyzn...