Nie jestem wielką fanką sztuki malarskiej, sama nie potrafię malować, co najwyżej mogę tylko kolorować gotowe już rysunki, ale lubię oglądać piękne obrazy i chociaż z nazwiska znam kilku słynnych artystów malarstwa. Po książkę "Dziewczynka z poziomkami" sięgnęłam z powodu jej intrygującej okładki oraz faktu, że ja bardzo lubię... poziomki. W swoim ogrodzie poza sadzonkami ogrodowymi, mam nawet kącik dla tych prawdziwych, aromatycznych leśnych owoców.
Lisa Stromme w swojej opowieści znakomicie połączyła fikcję literacką z autentycznymi bohaterami oraz miłosną przygodę z historią sztuki. Niemal jesteśmy jakby świadkami tworzenia słynnych obrazów świata. Nie jest to może zbyt porywająca fabuła, ale czyta się książkę z dużym zainteresowaniem.
Przenosimy się do norweskiej wioski rybackiej, gdzie latem zjeżdżają się artyści, którzy w pięknej scenerii tworzą swoje obrazy. Hans Heyerdahl od lat wynajmuje dom od rodziny Johanne Lien, nazywaną Dziewczynką z poziomkami. Kilka lat temu artysta namalował ją na obrazie o takim właśnie tytule. Jej matka jest dumna z tego, więc za każdym przyjazdem malarza i jego rodziny wysyła córkę po poziomki do lasu. Dla Johanne nie jest to jednak uciążliwym obowiązkiem, gdyż bardzo lubi je zbierać. Woli taką pracę niż sprzątanie domu...
"Skryłam się w Obrazie, licząc, że ona nie zobaczy, kim się stałam. Czasami wciąż mi się to udawało. Jeśli zamknęłam oczy i pomyślałam o poziomkach, czułam nitki rozdartej sukni łaskoczące moje nagie ramię, kiedy pędzel Herr Heyerdahla omiatał paletę i muskał płótno."
"Ów portret wiernie mnie przedstawiał. Za zlewających się błękitów i żółci wyłaniała się zaniedbana dziewczynka w niechlujnej sukience, której fałdy i załamania pogłębiał cień."
Dziewczyna idąc do lasu niemal zawsze przechodzi obok domu, w którym mieszka inny malarz, lecz matka nie każe jej się tam nawet zatrzymywać a tym bardziej z nim rozmawiać. Tym malarzem jest... Edward Munch. Jednak mimo zakazów matki, coś przyciąga ją do malarza i jego obrazów, które wystawia na swojej posesji na działanie słońca. Johanne marzy o tym, żeby malować. Podziwia artystów i chciałaby sama spróbować. Właśnie od Muncha otrzymuje taką szansę, artysta zauważa jej chęci i talent, więc daje jej farby i płótno mówiąc, żeby przelała na nie swoje uczucia. Musi to robić jednak w tajemnicy przed matką.
"Należy malować to, co zaobserwujemy i zawrzeć w obrazie prawdziwe uczucia. W różnym czasie postrzegamy te same rzeczy inaczej."
Matka chcąc nauczyć dziewczynkę pracy, wysyła ją na służbę do rodziny admiralskiej, która w sąsiedztwie przebywa na letnim wypoczynku. Johanne nie zachwycona tym pomysłem, lecz nie ma innego wyjścia. Dobrze chociaż, że soboty i niedziele będzie mogła spędzać z rodziną.
Zaprzyjaźnia się z najmłodszą córką admirała, co przyniesie jej nie tylko sporo kłopotów, lecz także bardziej zbliży się do Muncha.
O tym artyście chyba większość słyszała, a najbardziej o jego obrazie zatytułowanym "Krzyk". Chociaż proces jego powstawania autorka przedstawiła bardzo realistycznie, to tak naprawdę do końca nie wiadomo, czy właśnie te wydarzenia były dla Muncha inspiracją, ale mnie podobała się taka wersja.
Autorka pokazuje w swej powieści relacje międzyludzkie, normy obyczajowe obowiązujące w drugiej połowie XIX wieku a także opowiada o artyście, który był wyśmiewany, skazany na wyobcowanie, kochający tak naprawdę tylko swoją sztukę.
Myślę, że takie powieści sprzyjają temu, że nawet jeśli komuś nie jest po drodze z malarstwem czy w ogóle ze sztuką, to po lekturze może się chociaż trochę tym tematem zainteresować a nawet wręcz polubić.
"Mieszkając w Norwegii, nie sposób ignorować Edvarda Muncha. To jedna z naszych największych atrakcji turystycznych i zasadniczy element tkanki norweskiej kultury."
Polecam.
Wydawnictwo: Arkady
Data wydania: 2021-09-15
Kategoria: Romans
ISBN:
Liczba stron: 272
Tytuł oryginału: The Strawberry Girl
Tłumaczenie: Bohdan Maliborski
Dodał/a opinię:
Myszka77
Puścił się biegiem, a ja stałam i wpatrywałam się w morze ze wzbierającą we mnie tak dobrze znaną tęsknotą. Ten bezkres zdominował moje życie. Zawsze mnie urzekał. Był tak nieskończony, że ledwo wierzyłam rybakom, gdy opowiadali o tym, co dzieje się tam, gdzie fiord łączy się z otwartym morzem.
Mieszkając w Norwegii, nie sposób ignorować Edvarda Muncha. To jedna z naszych największych atrakcji turystycznych i zasadniczy element tkanki norweskiej kultury.
Więcej