„Może tego jeszcze nie wiecie, ale istnieje świat poza naszym. Żyją w nim głosy. Najróżniejsze: niskie, cienkie, leniwe, piskliwe, donośne, ciche, miłe, szorstkie i wiele, wiele innych. Wszystkie czekają, aż zostaną przydzielone do jakiejś istoty lub rzeczy. Codziennie Wielki Rozsyłacz Głosów szykuje kolejne głosy do podróży. Zdarza się jednak, że głos się zagubi.”
W takim właśnie miejscu zaczyna się fascynująca przygoda małego Wodnika, który jest jedną ze wspomnianych ofiar Wielkiego Rozsyłacza - rodzi się bowiem bez głosu. I to nie jak w powiedzeniu, że dzieci i ryby (pod tę kategorię możemy też chyba podciągnąć wodniki) głosu nie mają, ale literalnie, brakuje mu głosu i milczy zwyczajnie i absolutnie. Naturalnie czuje związany z tym dyskomfort, kiedy więc dorasta na tyle, by z rodzinnego domu w świat szeroki się wypuścić, zostawia zapłakanych rodziców, zabiera tobołek z prowiantem i rusza w wędrówkę swego życia w poszukiwaniu utraconego głosu. Przemierzy wiele krain, spotka czarodziejów, złowrogie stwory w tajemniczych lasach, pomocy będzie szukał w krainie mędrców i głupców, z których każdy na swój sposób będzie się starać mu pomóc. Jak można się jednak domyślić bezskutecznie. Okazuje się bowiem, że żaden, nawet najwspanialszy, najbardziej elokwentny, mądry czy zabawny głos do naszego Wodnika nie będzie pasować. Będzie sztuczny, śmieszny, nieprawdziwy, nienaturalny, słowem cudzy. Co jak co, ale głos powinien być własny, dla każdego indywidualny, na miarę szyty i przez to rozpoznawalny i daną osobą definiujący. Okoliczności w jakich Mały Wodnik odnajduje swój głos są wielce znamienne, bo że rzecz cała skończy się swoistym happy endem nie trudno się domyślić.
Nie tylko to jednak będzie ważne w tej historii, choć czyż może być coś ważniejszego nad to, że dzielny bohater pokonawszy trudny i znoje zostaje w końcu sowicie nagrodzony i żyje potem długo i szczęśliwie? Dobra historia winna mieć morał, niekoniecznie nachalny i łopatologicznie wyłożony. W naszej historii o poszukiwaniu głosu chodziło o coś jeszcze, o coś co może nam się przytrafić, gdy ruszamy w drogę. „Czy domyślacie się, dlaczego tobołek Małego Wodnika urósł podczas jego wędrówki?” – pytają autorzy Julia i Michał na ostatnich stronicach książki, a mnie przypomina się wiersz greckiego poety Kawafisa zatytułowany „Itaka”.
„Jeżeli do Itaki wybierasz się w podróż,
niech będzie to podróż długa,
pełna przygód i nauk.
(…)
Itaka dała ci upajającą podróż.
Nie wyruszyłbyś w drogę, gdyby jej nie było.
Cóż więcej miałaby dać?
I gdyby była biedna, nie oszukała cię.
Zdobyłeś przez nią mądrość i ogrom doświadczeń,
a wraz z nimi świadomość, co znaczy - Itaka.”
(fragment w tłumaczeniu Antoniego Libery)
Taką podróżą upajającą jest też obcowanie z „Głosem”, kolejną perełką w kolekcji Agencji Edytorskiej Ezop. To wciągająca lektura, niebanalnie opowiedziana i równie wyjątkowo zilustrowana, ma więc bezsprzecznie dwoje autorów. To prawdziwe szczęście dla wydawcy i czytelnika, gdy trafia się zespół tak świetnie się uzupełniający. Styl ilustratorki Julii Cybis daleki jest od słodkiej disnejowskiej kreski, nie ma tu zwiewnych wróżek i różowych kucyków. Jest trochę kolażu, trochę chlapania farbą ze szczoteczki do zębów jakie pamiętam z lekcji plastyki, jest kreska odważna, oryginalna, niemal jak tytułowy głos - unikatowa. Jest też swoisty klimat, który dzieciaki chłoną z zaciekawieniem (testowane na czterolatku), w dorosłym zaś budzi osobliwe reminiscencje (czyż chatka czarodzieja nie przypomina domku Żwirka i Muchomora?).
Rzecz do spokojnego i wielokrotnego delektowania się, nie tylko w towarzystwie najmłodszych.
Wydawnictwo: Ezop
Data wydania: 2014-09-15
Kategoria: Dla dzieci
ISBN:
Liczba stron: 36
Dodał/a opinię:
benioff