„Heart Breaker” to książka, którą otrzymałam do recenzji od księgarni internetowej TaniaKsiazka.pl, za co serdecznie dziękuję. Gdy dotarł do mnie egzemplarz papierowy, byłam już po lekturze darmowego fragmentu e-booka i wiedziałam, że początek historii Andreasa i Jane mocno przypadł mi do gustu. Dlatego, gdy tylko kurier dostarczył mi paczkę, od razu zasiadłam do czytania. Opowieść kryjąca się na stronach „Heart Breakera” nie ma w sobie tyle ciętego humoru, ile miała go poprzednia część, ta powieść to raczej historia z gatunku tych poważniejszych. Michelle Hercules koncentruje się na pokazaniu możliwie jak najdokładniej skomplikowanych relacji rodzinnych. Obserwujemy toksyczne stosunki zarówno w przypadku rodziny Jane, jak i Andreasa. Jesteśmy świadkami nieustannych kłótni Jane z matką oraz sporów Andreasa z ojcem i macochą, znajdujemy przykłady poniżania dzieci przez rodziców, przemocy fizycznej lub psychicznej, nadmiernej kontroli, a także braku zainteresowania jednego z rodziców życiem dorastającego dziecka. W efekcie dostajemy dość smutną historię przesiąkniętą mnóstwem trudnych emocji. Zawsze uważałam, że poruszanie poważnych tematów w lekkiej literaturze jest czymś dobrym, bo czyni te książki wartościowymi historiami z przekazem, ale jeśli szukamy niezobowiązującego, zabawnego czytadła, to ta powieść sprawdzi się w tej roli raczej średnio.
Na uznanie zasługują kreacje bohaterów. Amerykańska autorka znakomicie portretuje dwoje młodych ludzi niebojących się konfrontacji ze światem, który co krok stawia im na drodze kolejne przeszkody. Jane nie chce brać udziału w balu debiutantek, a jeśli już ma to zrobić, to na pewno nie zamierza pójść na niego z chłopakiem, którego wskaże jej matka. Postanawia wreszcie zerwać z łatką nieśmiałej, potulnej dziewczyny – w tym celu nie tylko coraz częściej i coraz odważniej zaczyna stawiać się matce, ale też dołącza do pewnej sportowej drużyny oraz samodzielnie zamierza wybrać uczelnię, na którą będzie uczęszczać. Z kolei Andreas wbrew woli ojca decyduje się na zmianę kierunku studiów. Oboje będą musieli się mierzyć z bolesnymi konsekwencjami swoich wyborów, ale stawką jest ich własne szczęście, więc gra zdecydowanie wydaje się warta świeczki.
Kiedy byłam jeszcze przed lekturą „Heart Stoppera”, myślałam, że seria „Buntownicy z Rushmore” będzie przypominać serie „Game On” Kristen Callihan albo „Off-Campus” i „Briar U” Elle Kennedy. Ale cykl autorstwa Michelle Hercules nigdy nie spodoba mi się tak jak tamte trzy serie. Brakuje mi tu bowiem całej tej otoczki sportowej, którą tak bardzo lubię w romansach. W książkach Hercules nie bywamy na treningach chłopaków, nie obserwujemy meczów futbolu, nie świętujemy z drużyną sukcesów i nie rozpamiętujemy porażek. Z nielicznych wzmianek wiemy tylko, że główni bohaterowie to przystojni, świetnie wysportowani futboliści, którzy oczywiście są rozchwytywani przez rzesze fanek, ale to w zasadzie tyle. Dla mnie za mało.
Jednak tym, co najbardziej mi się w tej powieści nie podobało, jest jej okładka. Wiem, że to okładka oryginalna i, o ile pierwszą dało się znieść, choć też nie była najlepsza, o tyle ta jest naprawdę okropna. Bardzo żałuję, że polski wydawca nie zdecydował się na wykorzystanie jakiegoś innego, atrakcyjniejszego zdjęcia. Chłopak z okładki nie mógłby być dalszy od moich wyobrażeń na temat tego, jak wygląda Andy. Zresztą nie mógłby być dalszy również od mojej prywatnej wizji przystojnego mężczyzny, którego można pożądać. W dodatku sportowca. Wiem, że wygląd nie jest najważniejszy, podobnie zresztą jak okładka, która w zestawieniu z historią zawartą w książce jest sprawą drugorzędną, ale – nie oszukujmy się – wszyscy wiemy, że ludzie są wzrokowcami i coś takiego jak brzydka okładka może mieć negatywny wpływ na nasz odbiór danej powieści.
Przechodząc do sedna, mogę stwierdzić, że „Heart Breaker” to kolejny dobry romans w dorobku Michelle Hercules. Powieść stanowi drugi tom serii „Buntownicy z Rushmore”, ale spokojnie można ją czytać także bez znajomości „Heart Stoppera”, choć oczywiście namawiam do rozpoczęcia przygody z tą serią od pierwszego tomu, który mnie akurat ogromnie przypadł do gustu. Historia Andreasa i Jane nie spodobała mi się aż tak bardzo, jak miało to miejsce w przypadku miłosnych perturbacji Charlie i Troya, ale tych bohaterów również nie sposób nie lubić. Andreasa zwykło się nazywać playboyem, bo jego życie zawsze pełne było jednonocnych przygód, ale w gruncie rzeczy to porządny chłopak, który kryje mroczną tajemnicę z przeszłości. Jane, młodsza siostra Troya, to urodzona buntowniczka, która zmęczona jest tym, że wszyscy próbują sprawować kontrolę nad jej życiem. Przyznam szczerze, że w tej historii czegoś mi brakowało. Jak się zastanawiam czego, to dochodzę do wniosku, że chyba właśnie przede wszystkim lekkiego humoru. „Heart Breaker” nie zrobił na mnie tak dobrego wrażenia jak poprzednia część, ale z pewnością sięgnę w przyszłości również po historię Danny’ego, kiedy już ukaże się na polskim rynku. Tyle że już z nieco mniejszymi oczekiwaniami.
zliteraturazapanbrat.wordpress.com
Wydawnictwo: Illuminatio
Data wydania: 2022-03-09
Kategoria: Romans
ISBN:
Liczba stron: 384
Tytuł oryginału: Heart Breaker. The Rebels of Rushmore
Dodał/a opinię:
KasiaKatarzyna44
Z nim śmierć to dopiero początek... Vivienne próbuje uratować od śmierci swojego brata. Członkowie gangu, z którym zadarł, darują mężczyźnie życie, tylko...
Brutalny. Lekkomyślny. Dziki. To tylko kilka z epitetów, którymi opisywano wampira Saxona i które on przyjmował z dumą przez prawie pięćset lat. Aurora...