kingaczyta.blogspot.com
Po genialnej części pierwszej od razu sięgnęłam po kontynuację. Byłam ciekawa, co autorka wymyśli dalej po tym, jak uśmierciła głównego bohatera. Pełna nadziei zaczęłam czytać. I się mocno rozczarowałam, bo "Kiedy odszedłeś" to książka na którą nie warto marnować czasu. Ale po kolei.
Lou jest załamana po śmierci Willa. Próbuje jakoś ułożyć sobie życie i pogodzić się ze stratą ukochanego. Lou ma swoje mieszkanie, ale czuje się w nim samotna, pracuje na lotnisku w irlandzkim barze i zmuszona przez ojca chodzi na spotkania grupy wsparcia dla osób w żałobie. Jej życie wydaje się bezcelowe. Aż pewnego dnia zjawia się u niej Lily - nastolatka, która twierdzi, że jest córką Willa.
Z przykrością muszę to napisać, ale uważam, że ta kontynuacja w ogóle nie powinna powstać. Pierwsza część była przepiękna, wzruszająca i niezwykle wciągająca. A ta? Dla mnie okazała się jednym wielkim nieporozumieniem i naprawdę nie wiem, co autorka chciała mi przekazać. Podczas czytania miałam wrażenie, że pani Moyes chyba sama nie miała pomysłu na dalsze losy Lou bez Willa, a kontynuację napisała dla pieniędzy. Ja nie potrafiłam się w ogóle wciągnąć i spoglądałam tylko, ile stron zostało mi do końca. W pewnym momencie byłam bliska jej porzucenia, ale mimo wszystko moja sympatia do Lou zwyciężyła i męczyłam się do samego końca.
Z bohaterów również nie jestem zadowolona. Lou bardzo polubiłam w pierwszej części, a po obejrzeniu filmu to już w ogóle. Tutaj jednak to już nie jest ta sama bohaterka. Rozumiem jej przygnębienie i pustkę po stracie ukochanego, ale niektóre zachowania były kompletnie do niej niepodobne, a ja odniosłam wrażenie, że autorka chce ją zmienić na siłę, żeby pasowała do jej nowej historii. No i wielokrotnie miałam ochotę kopnąć ją w tyłek, żeby w końcu się ogarnęła i wzięła w garść. Bo ile można czytać użalania się nad sobą?
Jest jeszcze Lily, córka Willa. Nawet sobie nie wyobrażacie, jak ta dziewczyna mnie denerwowała. Nie mogło być inaczej; rozkapryszona, sprawiająca kłopoty wychowawcze nastolatka, zagubiona w wielkim świecie i aż prosząca się o kłopoty. Nie zaakceptowałam jej do samego końca.
Podobał mi się za to wątek rodziców Lou, bo można było się pośmiać z nowej, feministycznej odsłony jej matki. Ale z drugiej strony to niewiele on do lektury wnosi.
O "Kiedy odszedłeś" z pewnością szybko zapomnę, ale może to i dobrze. Ta książka to zlepki różnych wątków, które niekoniecznie udało się autorce połączyć w jedną całość. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że to jedna z najgorszych, jak nie najgorsza, kontynuacji jakie kiedykolwiek czytałam.
Informacje dodatkowe o Kiedy odszedłeś:
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2016-06-10
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
978-83-240-3573-1
Liczba stron: 496
Dodał/a opinię:
agnik66
Sprawdzam ceny dla ciebie ...
- Dobry Boże! - Mama zakryła dłonią usta.
Moja siostra zaczęła wypychać Thomasa z pokoju.
- O rany.- powiedziała. - Thomas lepiej szybko stąd znikaj. Bo słowo daję, że jak dziadek dostanie cię w swoje ręce...
- Co? - Tata zmarszczył brwi. - Co się dzieje?
Dziadzio parsknął śmiechem. Podniósł w górę drżący palec. To było wprost zdumiewające. Thomas pokolorował całą twarz taty niebieskim markerem. Oczy wyglądały jak dwie kulki agrestu w morzu kobaltowego błękitu.
- Co?
Głos Thomasa, znikającego w korytarzu, był nabrzmiały poczuciem krzywdy.
- Oglądaliśmy sobie "Avatara"!I on powiedział, że nie ma sprawy, że może być awatarem!
Oczy taty otworzyły się szeroko. Podszedł do lustra nad kominkiem.
Na chwilę zapadła cisza.
- O mój Boże.
- Bernard, nie bierz imienia Pana Boga nadaremno.
-Josie, on mnie całego pokolorował na niebiesko. Wydaje mi się, że mam prawo wziąć imię Pana Boga, na co mi się żywnie podoba. Czy to jest niezmywalny flamaster? Thommo? Czy tego nie da się zmyć?!
Więcej