Kontynuacja losów Luisy Clark, starającej się ułożyć sobie życie na nowo, po stracie ukochanego. Obserwujemy jej wzloty i upadki (a te w sensie dosłownym, będą odczuwalne), relacje rodzinne i "emancypację" jej matki. Nie zabraknie kontaktów z rodziną Traynorów, dowiemy się co stało się z rodzicami Willa i jak oni radzili sobie z żałobą.
Szczerze powiedziawszy fabuła (choć zaskakująca, przez pojawiającą się nową bohaterkę), mnie zawiodła. Wyobrażałam sobie, że Luisa zacznie podbijać świat, może pójdzie w stronę mody, za poradami Willa... a tu zawód. Po prostu moje oczekiwania i nadzieje, rozminęły się z pomysłem autorki.
Sam, choć wydaje się sympatycznym facetem, nie przekonał mnie, jako następca Willa. Relacja z Luisą być może za szybko się rozwinęła (oboje w żałobie itd.). Nie ukrywam, że brakowało mi Willa i poleceń typu: "No dalej, chodź tu Clark. Nie ociągaj się i spróbuj tego".
Nie podobało mi się kilka rozwiązań (wątek Lily i motywu z powstrzymaniem Petera, a potem kolegi jej ojczyma - coś absurdalnego!).
Ponadto Luisa już nie jest tak kolorowym ptakiem. Czegoś jej brakowało w tej części (czyżby charakteru?).
Jeśli jesteście złaknieni dalszych losów Clarkówny, nie krępujcie się i sięgnijcie po tę książkę. Radzę jednak nie mieć zbyt wygórowanych oczekiwań. Na okładce widnieje informacja, że jeśli książka was nie rozbawi i nie wzruszy, możecie ubiegać się o zwrot pieniędzy. No cóż, mogłabym skorzystać z tej propozycji, bo daleko było mi do wzruszeń, a humorystycznych dialogów było zaledwie kilka...
Informacje dodatkowe o Kiedy odszedłeś:
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2016-06-10
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
978-83-240-3573-1
Liczba stron: 496
Dodał/a opinię:
megami91
Sprawdzam ceny dla ciebie ...
- Dobry Boże! - Mama zakryła dłonią usta.
Moja siostra zaczęła wypychać Thomasa z pokoju.
- O rany.- powiedziała. - Thomas lepiej szybko stąd znikaj. Bo słowo daję, że jak dziadek dostanie cię w swoje ręce...
- Co? - Tata zmarszczył brwi. - Co się dzieje?
Dziadzio parsknął śmiechem. Podniósł w górę drżący palec. To było wprost zdumiewające. Thomas pokolorował całą twarz taty niebieskim markerem. Oczy wyglądały jak dwie kulki agrestu w morzu kobaltowego błękitu.
- Co?
Głos Thomasa, znikającego w korytarzu, był nabrzmiały poczuciem krzywdy.
- Oglądaliśmy sobie "Avatara"!I on powiedział, że nie ma sprawy, że może być awatarem!
Oczy taty otworzyły się szeroko. Podszedł do lustra nad kominkiem.
Na chwilę zapadła cisza.
- O mój Boże.
- Bernard, nie bierz imienia Pana Boga nadaremno.
-Josie, on mnie całego pokolorował na niebiesko. Wydaje mi się, że mam prawo wziąć imię Pana Boga, na co mi się żywnie podoba. Czy to jest niezmywalny flamaster? Thommo? Czy tego nie da się zmyć?!
Więcej