Do tej książki tak naprawdę podchodziłam już kilka razy, lecz że to moja własna, więc stała na półce, bo miałam bardziej terminowe lektury do przeczytania. Pewnie do tej pory jeszcze bym jej nie przeczytała, gdyby nie małe porządki, do których zmusił mnie niejako mój własny kot, zrzucając kilka książek z półki. Wśród nich była też i ta. Zabrałam się za lekturę, tym bardziej, że to książka tak naprawdę na jedno popołudnie.
Okazało się, że książka "Kot, który czytał wspak." to pierwsza część dość sporej serii, lecz ja nie mam innych części a w mojej bibliotece również, więc skończę na tej jednej.
Jim Qwilleran przybywa na spotkanie z redaktorem naczelnym "Daily Fluxion" gdzie ma zamiar podjąć pracę. Pracował już w innych czasopismach, lecz teraz chce a może wręcz musi, zacząć pracę właśnie tu. Czekając na korytarzu wspomina swoje wcześniejsze doświadczenia dziennikarskie.
"Zza oszklonych drzwi dobiegały go dobrze znajome odgłosy - stukot maszyn do pisania, terkot dalekopisów i przeraźliwe dzwonki telefonów. Dźwięki te sprawiły, że jego sumiaste, szpakowate wąsy najeżyły się, przygładził je więc knykciami."
Zaskoczony jest, że ma być felietonistą zajmującym się sztuką. Sam twierdzi, że nie zna się zupełnie na niej i żartuje, iż mógłby nawet pomylić Wenus z Milo ze Statuą Wolności...
Po namyśle przyjmuje jednak stanowisko redaktora działu kulturalnego i od niemal od ręki otrzymuje zlecenie wywiadu z lokalnym artystą.
Szukając lokalu do wynajęcia, otrzymuje niespodziewaną ofertę od redakcyjnego krytyka i wprowadza się do jego domu. Krytyk mieszka sam, chociaż jest z nim dostojny syjamski kot, który zaakceptował decyzję swojego pana w sprawie nowego lokatora.
I choć wydaje się, że zajmowanie się sztuką, to spokojne zajęcie, Jim po jakimś czasie zauważa, że wcale tak nie jest.
"Kiedy objąłem dział kulturalny, żywiłem proste przekonanie, że sztuka jest czymś drogocennym, pokarmem dla pięknoduchów o pięknych myślach. Jednak szybko musiałem pożegnać się z ta wizją! Sztuka stała się demokratyczna."
Gdy zostaje zamordowany właściciel jednej z galerii sztuki, Qwilleran próbuje prowadzić prywatne dochodzenie, w końcu był też przez kilka lat redaktorem śledczym.
Co może wydawać się dziwne, pomaga mu w śledztwie... kot zwany w skrócie Koko, który potrafi nawet czytać, ale od tylu, czyli wspak.
Razem z dziennikarzem, który rozmawia z wieloma osobami, możemy na tej podstawie zgadywać kto jest mordercą, bo brakuje tu jakichkolwiek dowodów. Tylko na podstawie zasłyszanych w artystycznym środowisku plotek, można wysnuć domysły doszukując się poszlak wskazujących na domniemanego sprawcę.
Wiem, że są ludzie, którzy nie lubią kotów, więc im z pewnością ta książka zupełnie nie przypadnie do gustu, gdyż w tej historii odgrywa on znaczącą rolę. Myślę, że bez niego ta cała opowieść byłaby bardziej nijaka i bez polotu, bo ten wątek sensacyjny jest taki sobie. Lecz to przecież pozycja z lat sześćdziesiątych poprzedniego wieku, więc nic dziwnego.
Mimo wszystko czyta się dość przyjemnie i szybko a nawet można się czasem uśmiechnąć pod wąsem (jeśli ktoś ma), panuje w książce unikalny klimat tamtych lat. A w tej książce to właśnie kot dodaje wartości kryminałowi, który ma nieco inną konwencję, lecz fabuła mimo powolnego toku nie nudzi czytelnika.
Rozczarowało mnie trochę samo zakończenie.
Wydawnictwo: Elipsa
Data wydania: 2008 (data przybliżona)
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 174
Tytuł oryginału: The cat who could read backwards
Tłumaczenie: Stanisław Kroszczyński
Dodał/a opinię:
Myszka77
Kiedy objąłem dział kulturalny, żywiłem proste przekonanie, że sztuka jest czymś drogocennym, pokarmem dla pięknoduchów o pięknych myślach. Jednak szybko musiałem pożegnać się z ta wizją! Sztuka stała się demokratyczna.
Źle się dzieje w miasteczku Pickax - wyczulony nos dziennikarski Qwillerana oraz wręcz nadnaturalne czujne nozdrza Koko wywęszył zbrodnię! Podejrzany wypadek...
Drużyna Koko, złożona z błyskotliwego syjamskiego kota oraz Qwillerana, dziennikarza o zamiłowaniu do rozwiązywania zagadek kryminalnych, wraca do gry...
Zza oszklonych drzwi dobiegały go dobrze znajome odgłosy - stukot maszyn do pisania, terkot dalekopisów i przeraźliwe dzwonki telefonów. Dźwięki te sprawiły, że jego sumiaste, szpakowate wąsy najeżyły się, przygładził je więc knykciami.
Więcej