Jak cenię i lubię powieści Przemysława Piotrowskiego, tak "Matnia" mnie nie porwała. Zdecydowanym jej plusem jest klimat, zamknięta społeczność, która wyraźnie czegoś (lub kogoś) się boi, stary dom żyjący własnym życiem oraz ciemny, gęsty las z jeziorem o bardzo mrocznej przeszłości. Na uznanie zasługuje również główny wątek (oczywiście go nie zdradzę), coś, o czym na pewno każdy słyszał, ale nadal jest to temat niewyczerpany. Niestety całość — moim zdaniem — psuje główna bohaterka Zuza. Przez większość czasu albo się nad sobą użala, albo rozmyśla, jakie to szczęście ją właśnie spotkało i jak bardzo kocha swojego idealnego do bólu Marka. W związku z tym, że powieść napisana jest z jej perspektywy tych "rozkmin" oraz tergo co robi w ciągu dnia (a nie ma tego dużo, bo mam wrażenie, że ciągle leży pod kocem, dokłada do kominka, je, czyta/ogląda, spaceruje po okolicy), że momentami staje się to nudne. Nie brakuje w niej grozy, jednak ta groza to tylko urywki, a szkoda.
Nadal czekam na Radyklanych, a czy sięgniecie po "Matnię" zdecydujcie sami.
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 2021-08-11
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 416
Dodał/a opinię:
red_sonia
Tutaj w co drugiej rodzinie alkoholizm to choroba pokoleniowa, a opieka społeczna pewnie nawet nie zdaje sobie sprawy, że takie Toporzyce istnieją.
A co jeśli sprawiedliwość postanowi wymierzyć ktoś inny? Audycję radiową przerywa telefon od tajemniczego człowieka, który przedstawia się jako Sędzia...
Jej drugie imię to... ZEMSTA! Po odzyskaniu córki z rąk brutalnej szajki handlarzy żywym towarem Luta Karabina na nowo układa sobie życie. Pracę na platformie...
Czy naprawdę zaczynam popadać w jakąś paranoję? Zachowuję się jak obłąkana. Albo gorzej – jak mieszkanka... Toporzyc.
Więcej