Jednym z moich ulubionych gatunków, i to nie bez powodu, jest klasyka. Ma to związek przede wszystkim z moralnością, uniwersalnością i tym, że powieści zaliczające się do tego gatunku z reguły przekazują nieprzemijające wartości. Oprócz tego doceniam powoli rozwijającą się fabułę oraz ukazanie realiów epoki, z której pochodzi dana książka.
Podczas czytania „Młynu nad Flossą” George Eliot właśnie te myśli towarzyszyły mi przez całą lekturę. Mam tendencję do zmieniania ulubionych gatunków powieści, jednak klasyka niezmiennie ma szczególne miejsce w moim sercu, i to nigdy się nie zmienia.
Nie będę przytaczać fabuły, bo czytając klasykę, osobiście nie tego szukam. Dla mnie to przede wszystkim chwila oddechu, spokoju i – nade wszystko – relaksu. Ogromnie doceniam te chwile, kiedy mogę zanurzyć się w klasyce.
Ta powieść zaliczana jest do historii opartej na wątkach autobiograficznych, co dodaje jej autentyczności. George Eliot wciąga czytelnika w swój świat, świetnie oddaje ludzkie interakcje i nie pozwala o sobie zapomnieć przez długi czas. To nie było moje pierwsze spotkanie z autorką – mam już za sobą rewelacyjne „Miasteczko Middlemarch”, i na pewno nie będzie to ostatnie.
Rewelacyjna! Polecam!
Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 2009 (data przybliżona)
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 636
Dodał/a opinię:
Roksana