Kolejna powieść z serii Leniwa Niedziela, jaka trafiła w moje ręce okazała się bardzo wzruszająca i ciepła. Oto wdowa i matka, która w trosce o szczęście swojej adoptowanej córki wyrusza na poszukiwania kobiety, która przed laty oddała dziecko do adopcji. Tylko to ją absorbuje, nie myśli w tej chwili nawet o własnym zdrowiu, liczy się tylko to, aby znaleźć tamtą kobietę i sprawić, by w życiu Rose pojawił się ktoś jeszcze. Aby nie była sama, jeśli jej adoptowanej mamie coś się stanie... Podróż, jaką śladami biologicznej matki Rose odbywa Iris, przyniesie wiele zaskakujących zdarzeń i wiele zmieni, także w jej życiu
Na imię jej Rose to debiutancka powieść Christine Breen i pod względem warsztatu uznaję ten debiut za bardzo udany. Autorka posługuje się ładnym językiem, opowieść buduje swobodnym stylem, sprawnie zamyka wszystkie wątki. A jednak w czasie lektury towarzyszyło mi uczucie, że czegoś brakuje. Czego? Czytało się miło, lekko i przyjemnie. Być może właśnie zbyt lekko, zbyt przyjemnie. Historia adopcyjnej matki poszukującej kobiety, która przed laty ofiarowała jej swoje dziecko, miała wielki potencjał. W wydaniu Christine Breen wypadła niestety dość blado. Być wina tkwi w nieco sennym sposobie narracji, jaki obrała pisarka? Było ciepło i sympatycznie, nie zabrakło łezki wzruszenia, ale zabrakło emocji i oczekiwania z zapartym tchem, jak historia Rose i Iris się zakończy. Przez to książkę oceniam dobrze, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że mogło być dużo dużo lepiej!
Informacje dodatkowe o Na imię jej Rose :
Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 2016-01-20
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
978-83-7943-855-6
Liczba stron: 320
Dodał/a opinię:
Joanna Szarańska
Sprawdzam ceny dla ciebie ...