
Mówi się, że pierwsze wrażenie kształtuje się błyskawicznie i trwa nie więcej niż 30 sekund, stąd można je zrobić tylko raz. Ta książka zdecydowanie weryfikuje tę tezę. Moje pierwsze wrażenie czytelnicze z tej powieści było więcej niż okropne i trwało do połowy książki, czyli długo. A potem był punkt zwrotny i nastało drugie pierwsze wrażenie. Lecz zanim tak się stało to najpierw była nuda, a nuda była tak nudna, że miałam ochotę sama sobie przegryźć aortę. Po nudzie nastała ciekawa obyczajówka, po niej zaś nastąpiły kryminał, sensacja i thriller, a wszystko zakończył melodramat. Zdecydowanie jest to powieść wielogatunkowa, z głównym wątkiem osadzonym w środowisku medycznym oraz lgbt. Lubię powieści w temacie queerowym i to właśnie z powodu tego wątku wytrwale przewracałam elektroniczne strony powieści licząc, że wreszcie coś się zadzieje. Warto było. I to jak warto było, mimo że początkowo wszystko, co stanowić powinno w tej książce motyw wiodący zginęło w morzu okropnego przegadania. W wersji ebook książka ma ponad 550 stron (ponad 630 w wersji papierowej), z czego, moim zdaniem, połowę można by spokojnie pominąć. Książkę z początku „zaśmiecają” drobiazgowe opisy. Od wystroju sali konferencyjnej, ilości krzeseł przy stole, przez wygląd uczestników spotkania, a skończywszy na mocno imprezowym i suto zakrapianym procentami stylu życia bohaterów. Wiemy, kto co pił, jak się czuł the day after, z kim się całował, itp. Do tego mnóstwo dialogów o tzw. niczym, a wszystko to wpływa na objętość, jednak nie ma znaczenia dla fabuły. Mniej więcej w okolicach połowy wszystko się zmienia. Akcja zyskuje niesamowitą dynamikę, okazuje się, że rozwlekłe opisy różnych rzeczy nie są już potrzebne, główny bohater wcale nie musi iść na kolejną popijawę do Różowej Pantery, a w zamian za to otrzymujemy zwroty akcji i trzymającą w napięciu fabułę. Krótko mówiąc: dzieje się to, co ma się dziać.
Artur Korczyński – młody, zdolny, przebojowy lekarz anestezjolog, otwarcie deklarujący swoją homoseksualną orientację jest antypatycznym, aroganckim i pewnym siebie dupkiem, który za sprawą nieprzeciętnej urody okropnie gwiazdorzy. Jest złośliwy i nieuprzejmy dla każdego, kto nie pasuje do jego schematu. Artur wydaje się być skonfliktowany z każdym, jak ryba w wodzie czuje się w wojenkach kadrowych i chamstwem usiłuje zaznaczyć swoją wyższość nad innymi. Takiego Artura poznajemy na początku. I to są momenty, kiedy mamy ochotę przywalić mu za każdym razem, gdy otwiera usta i tym samym powstrzymać go przed wygłaszaniem kolejnych bufoniastych złośliwości. W pewnym jednak momencie poznajemy inną twarz Korczyńskiego. Okazuje się być człowiekiem niesamowicie lojalnym, dobrodusznym i bezinteresownym, walczącym o prawdę, miłość i przyjaźń, nawet kosztem samego siebie. To bodaj najlepiej wykreowana postać w tej powieści. Pozostałym bohaterom także nic nie brakuje jeśli chodzi o ich rysy osobowościowe, autor jest bardzo konsekwentny w pomyśle na postaci, ich kreacje są spójne i trzyma w ryzach ich charaktery. Dzięki temu każdy z bohaterów jest sobą od początku do końca.
Artur, razem z dwójką przyjaciół, Moniką Kubacką i Krzysztofem Tomakowskim, na zlecenie służb zewnętrznych tropią odbywający się w szpitalu proceder nielegalnych transplantacji i handlu organami. I tutaj wchodzi do gry bardzo rozbudowany wątek medyczny. W ogóle większość akcji dzieje się właśnie w szpitalu i tegoż dotyczy. Autor jest lekarzem i rozumiem, że medycyna to jego żywioł, co dobrze widać w tych mocno zaakcentowanych medycznych kwestiach, dlatego doceniam ogrom pracy jego i czas poświęcony na napisanie powieści (podobno trwało to 7 lat), ale też uważam, że ten poziom szczegółowości tematyki nie jest potrzebny. Dla czytelnika niewtajemniczonego, laika, tak szczegółowe opisy zabiegów, operacji, dokumentacji, przebiegu leczenia czy zarządzania oddziałem są niepotrzebne i niezrozumiałe. Nadają się one bardziej do naukowej dysertacji niż powieści obyczajowej. Tekst jest naszpikowany żargonem i fachową terminologią medyczną, do tego relacje z sali operacyjnej, niemal kolejność wykonywania czynności, czynią tę książkę momentami niezjadliwą, a już na pewno ciężkostrawną.
Obok tematu transplantologii rozgrywa się wątek obyczajowy. Artur od wielu lat jest zakochany w swoim koledze chirurgu. To miłość pełna napięć, kłótni, rozstań, powrotów, łez, a jednocześnie bardzo szczera, czuła i troskliwa. To, co robi Artur by ratować i chronić swojego byłego już partnera chwytało za serce. Wtedy Artur odsłania się całkowicie, zdejmuje maskę zimnego drania, któremu na niczym nie zależy i pokazuje cechy charakteru, których początkowo myślałam, że nie posiada. Te wątki były bardzo emocjonalne i przyznaję, nie spodziewałam się, że faceci potrafią w ten sposób mówić o emocjach, deklarować swoje uczucia i myśli. Raczej to kobietom przypisuje się nadwrażliwość emocjonalną i potrzebę dyskutowania o uczuciach, w „Narkozie” autor zdecydowanie przełamał ten stereotyp i to było świetne.
Książka ma też kilka innych plusów: pierwszy, zasadniczy, to tematyka: handel narządami i nielegalne transplantacje – temat na pewno mało popularny w tego typu powieściach. Tutaj wydaje się on być dobrze i fachowo rozpracowany. Ponadto połączenie silnie zarysowanego wątku medycznego z obyczajówką i romansem gejowskim to z pewnością rzadko spotykany miks w literaturze rozrywkowej. Trochę wprawdzie mało wiarygodna i naciągana wydawała mi się ta cała mistyfikacja z tożsamością Korczyńskiego i jego deal z Kubackim, ale jest to tak przedstawione, że ma swoje uzasadnienie, trzyma się kupy i trudno mi znaleźć lukę w planie więc ok, nie czepiam się :)
Drugi plus to uporządkowana fabuła. Przeskoki czasowe są wyraźnie zaznaczone więc wiadomo co, jak, gdzie i z kim.
Trzeci plus to świetny styl. Mówię o tym dlatego, że książka jest debiutem, a w takich przypadkach poprawny styl nie zawsze jest oczywisty. Tutaj jest ładnie, lekko, z polotem, zgrabnie budowane zdania, prosto i z sensem, a tym samym przystępnie w odbiorze.
Czwarty plus: sceny intymne między panami są bardzo dobrze zbalansowane. Podano je w wersji light, są niedopowiedziane, więcej pozostaje w gestii wyobraźni czytelnika niż jest powiedziane wprost, a mimo to czuć, że jest gorąco, namiętnie i elektryzująco.
Piąty plus: piosenka „Pół prawdy” stanowiąca lejtmotyw powieści jest idealnie dobrana.
Osobisty plus dorzucam za Zygmunta Źdźbło :)
Podsumowując, znalazłam w tej powieści wszystko, na co skrycie liczyłam: akcję i niesamowite emocje. I chyba, mimo początkowej niechęci, polubiłam Artura, bo koleżanka, której na bieżąco zdawałam relację z książki, zwróciła mi uwagę, że mówię o Arturze „mój gej” :)))
Zakończenie jest niejednoznaczne: niby wszystko się rozwiązało, ale jednak jakby nie całkiem skończyło. Możliwe, że będzie jakaś dalsza część.
Ach, nie wiem, czy to dobrze, że wszyscy kluczowi bohaterowie mają nazwiska na tę samą literę i w dodatku dość podobnie brzmiące. Jest to przytłaczające i trudno się czasem w tym połapać. Parę razy nawet w tekście złapałam niekonsekwencje w zestawieniu nazwiska z osobą.
Rozpisałam się, wiem, ale przecież nie mogę być gorsza od autora. 630 stron powieści do czegoś mnie zobowiązuje :)))
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2022-02-23
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 634
Dodał/a opinię:
aggusia
Czasem, by żyć, trzeba walczyć o każdy oddech. Mariusz i Artur po latach rozłąki wracają do siebie. Tragiczne wydarzenia, w których niedawno wzięli udział...