Miała być „Sztuką latania”, o czym sam Małecki pisał w mediach społecznościowych. A stała się powieścią o wielkich, choć prostych, uczuciach.
Tą drogą
Nikt nie idzie
Tego dzisiejszego wieczoru
Słowa Małeckiego pokochałam od początku. Czytałam „Ślady”, „Dygot”, „Rdzę”, „Dżozefa”. Myślałam, że już znam styl, że mnie nie zaskoczy.
Marzena zbierająca fontanny, szara myszka. Wychodzi za mąż za pilota Antoniego Mazura, który by ją poderwać prawie zakochał się w komodzie, które sprzedawała. Razem budują szczęśliwe gniazdko, w którym rodzi się Klemens. Chłopiec z problemami, kochający balony i granie na wyimaginowanym instrumencie. Olga content manager, miło wspominająca dziadka i jego fortepian, ma kota Ryszarda. Igor, chłopak który na prezent daje puzzle i kocha Japonię. Co może łączyć ich wszystkich? Zainteresowani?
Co uderza w powieści to przede wszystkim bezpośredniość. Małecki nic nie ukrywa, nie spycha na dalszy plan. Nie ma tu zbędnych metafor czy tak łatwych do użycia filtrów. Głównym nurtem jest tu ułomność bohaterów, nie tylko jako jednostka chorobowa, ale także jako – niestety – sposób na życie. Tu są ciągle przeszkody do pokonania, i gdy przez chwilę jest z górki, wiedz że chwilę wyłoni się życiowe K2 do pokonania.
Powieść jest jednocześnie lekka, bo nie porusza jakiś super ważnych tematów jak pokój na świecie czy pakt klimatyczny, a przytłacza codziennością. To powieść o uczuciach i wyborach. To portret relacji matka-dziecko, która walcząc z samotnością przez powtarzające się poniedziałek-piątek traci JA. To podglądanie przez lustro weneckie relacji dwojga, którzy chcą ale nie potrafią być ze sobą, bez wyrzeczeń i pójścia na kompromis.
Powieść bez wyraźnego zakończenia, losy bohaterów w zawieszeniu. Kończysz z niedowierzaniem, że to ostatnia strona. I jak zwykle z Małeckim bywa: przez kilka dni myślisz, zastanawiasz się „co by było gdyby?”, „a jakby ona?”, „a czy oni?”. Szczerze polecam.
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data wydania: 2018-10-31
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 264
Tytuł oryginału: Nikt nie idzie
Język oryginału: Polski
Dodał/a opinię:
jutka
Trochę zaczęli się kolegować. Oczywiście nikomu by się nie przyznał, bo kolegowanie się z dziewczyną było bardziej obciachowe, niż na przykład zakładanie kalesonów, ale skoro już grabił u niej liście, to mógł przecież z nią też porozmawiać. Albo poganiać kota. Albo pograć w badmintona.
Albo pojechać z nią do fabryki fortepianów, gdzie pracował jej tata i gdzie ona miała swój tajny skład z zabawkami.
Wiersze fascynowały go, ale robiły mu krzywdę. Zabierały spokój, męczyły. Czasami przychodziło mu do głowy, że wolałby nigdy nie zainteresować się haiku, nie wiedzieć tego wszystkiego, nie znać tych myśli i słów.
Więcej