Romans z aspiracjami do bycia Anną Kareniną, saga historyczna bez historii, opowieść o Gruzji bez Gruzji. Ja spodziewałam się Folleta i czegoś na kształt Upadku gigantów, Regine Deforges i jej Niebieskiego roweru, a dostałam Zoję Danielle Steel.
Fabuła jest osadzona w XX wieku, opowiada o rodzinie Jaszi od początku wieku (I tom zamyka się w okolicach lat ’50), która żyje w Gruzji (wtedy części Związku Radzieckiego) i stara się przetrwać najtrudniejszy okres we współczesnych dziejach – dwie wojny światowe, kolejne rewolucje i zabory. Rodzina Jaszi rozrasta się, rozmnaża, wzbogaca o kolejne pokolenia. Jednak jest to opowiedziane beznamiętnie, sucho.
Pomysł na powieść absolutnie genialny! Gruzja XX wieku – jedna z bardziej tajemniczych krain po tej stronie świata, w wieku XX targana różnymi podziałami, z jednej strony sympatiami do Rosji, z drugiej opanowana nacjonalizmem, walczącym o pozostawienie Gruzji odrębnym krajem. Ale tego z tej powieści się nie dowiecie… Nie poznacie żadnego wydarzenia, ponieważ żadne wydarzenie nie jest w książce nazwane tak, jak ono w historii zostało zapamiętane. Żadna postać historyczna nie posiada prawdziwego imienia i nazwiska.
Nie doświadczycie także klimatu tego kraju, tych smaków, tak przecież charakterystycznych. Wina, przypraw, mięsa, owoców. Nestor rodu Jaszi jest mistrzem czekolady, ale i ten wątek jest potraktowany po macoszemu. Czekolada staje się tam czymś w rodzaju kryptonitu. I pojawia się tylko wtedy, kiedy jest potrzebna. Nie ma w tej czekoladzie żadnego dziedzictwa, żadnej wartości, niczego, za czym warto podążać. Jest w niej jakaś przedziwna moc, ale i ten wątek nie jest rozwinięty i wytłumaczony.
Nie zobaczycie oczami bohaterów tych krajobrazów, kolorów. Ani morza, ani gór. Nic nie poczujecie. Poza smutkiem. Autorka stawia wszystkie losy bohaterów wyłącznie w obliczu niewyobrażalnego bólu. Kiedy brakuje jej pomysłu na dalsze losy postaci, pozbywa się jej rękami stalinowskich oprawców. Mam wrażenie, że realia historyczne wykorzystuje wyłącznie po to, żeby usprawiedliwić stosowanie przemocy, tortur. Całe tło, które dawało jej niewyobrażalne możliwości, zostało spłycone do sceny pastwienia się nad jedną z bohaterek przez agentów NKWD.
Dodatkowo autorka tak często odwołuje się do Anny Kareniny, tak często porównuje losy swoich bohaterów do bohaterów Tołstoja, że ma się wrażenie, że łopatą chce nam włożyć tę analogię do głów. Zupełnie niepotrzebnie, bo do Tołstoja to ma tak daleko, jak ja do krytyka Łatuńskiego (to akurat Bułhakow, ale analogia zasadna :P). Nawet jednej z postaci nadała imię Kitty, żeby nikt przez przypadek nie zapomniał o wzorcu matra z Sevre, ale i to nie pomogło.
Jedne, co autorce nieźle się udało, to konstrukcja postaci. Szkoda, że tak mało jest do nich przeciwwagi. Mimo to za nimi chciało się iść, coś więcej od nich chciało się uzyskać. Czasem trzymałam kciuki, żeby się komuś coś udało; czasem czułam jakąś sympatię. Ale uważam, że to, co dobre w tych bohaterach, jest szybko zabijane przez Haratischwili jakimś ckliwym finałem, albo wręcz odwrotnie – jakąś masakrą. Autorka nie opowiada tego, co ciekawego przeżyli, koncentruje się na tym, w jaki sposób to oddziałuje na jej inne postacie, a to zwykle jest osobistym dramatem.
Jeśli kiedyś spotkaliście się z powieścią, która wymusza współczucie, stosuje szantaż emocjonalny, żeby wstrząsnąć czytelnikiem, to chyba to jest dobry przykład.
Jeśli szukacie romansu z lekkim wiaterkiem historii, to dobrze trafiliście, bo to spełnia kryteria tego gatunku. Jeśli sagi rodzinnej z tłem historycznym to absolutnie nie ten kierunek.
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2016-05-16
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 608
Dodał/a opinię:
fmds
Rok 1987. Związek Radziecki trzęsie się w posadach. W Gruzji coraz wyraźniej słychać głosy nawołujące do oddzielenia się od wszechwładnego niegdyś olbrzyma...
Stella i Ivo są przybranym rodzeństwem. Poznali się, gdy byli małymi dziećmi, kiedy jej ojciec nawiązał romans z jego matką. Najpierw byli tylko towarzyszami...