Książka „Pan Mercedes” to historia bohatera, która ma w sobie zarówno coś z socjopaty, jak i terrorysty. Nie do końca wiemy, bo autor bardzo dokładnie nam tego nie wyjaśnia, czemu zaatakował i przejechał ludzi, którzy stali w wyjątkowo zimny i mglisty dzień, czekając, aż otworzą się drzwi na targi pracy. Niektórzy z nich byli tak zdesperowani, że ustawili się w kolejce o drugiej nad ranem, trzymając w nosidełku malutkie dziecko, niemalże noworodka. Nie znamy jego pobudek, ani dalszych zamiarów. Do czasu. W wolno snutej przez mistrza tego typu historii powoli poznajemy owego mordercę, który prowadzi swojego rodzaju grę z emerytowanym detektywem, między innymi logując się w Internecie na portalu „Pod niebieskim parasolem Debbie”, co wyjaśnia nam, przynajmniej częściowo, sposób zaprojektowania tytułowej okładki.
Brady, bo tak nazywa się główny antybohater, mieszka na przedmieściach z matką, w którą wchodzi w nie całkiem normalne i zdrowe relacje. Dochodzi do nich do dziwnych zbliżeń, gdy główny bohater jest zły i nie ma jak rozładować napięcia, które czytelnik mógłby nazwać co najmniej niezdrowymi.
Brady, tylko na pozór jest zwyczajnym obywatelem, który płaci podatki i jest zatrudniony w dwóch miejscach – w firmie, która naprawia ludziom komputery i w samochodzie z lodami – żeby móc płacić rachunki. To właśnie ta druga praca sprawia – choć w tej pierwszej też nie jest za wesoło, bo w gruncie rzeczy młody człowiek widzi, jak bezmyślni ludzie potrafią potraktować sprzęt komputerowy – że ma styczność z ludźmi pochodzącymi z różnych środowisk, między innymi afroamerykaninami, których on sam nazywa czarnuchami.
Tak się dziwnie składa, że detektyw Hodges, który wziął tę sprawę, korzysta z pomocy tego samego czarnucha, tyle, że w przeciwieństwie do Brady’ego darzy go szacunkiem, bo wie, ile on potrafi.
Młody chłopak, choć dopiero wybiera się na studia, okazuje się bowiem specem od komputerów i łamania skomplikowanych haseł, co w wielu przypadkach może nie tyle ratuje detektywowi życie, co sprawia, że śledztwo znacznie posuwa się do przodu.
Hodges może się tylko domyślać, że ktoś, kto bez wahania zabił tylu ludzi – rozjechał ich samochodem – może planować kolejne, równie brutalne posunięcia, więc ze wszystkich sił stara się go złapać, nie zawsze poruszając się na granicy prawy. Czasem udaje mu się tę cienką linię przekroczyć.
Na podstawie otrzymywanych przez portal „Pod niebieskim parasolem Debbie” wiadomości, wie, że ma do czynienia z człowiekiem, który nie zawaha się zrobić wszystkiego, by go zabić.
Kiedy kolejne dowody doprowadzają go do świadków, których już raz przesłuchiwał, jako policjant, tyle że źle je wtedy potraktował, bo na to, jego zdaniem, sądząc z ich zachowania, zasługiwały, okazuje się, że nic nie jest takie, jakie się z początku wydawało.
Bo Brady dysponuje rzeczami o jakich inni przestępcy mogą tylko pomarzyć.
Dalsze śledztwo prowadzi go do rodziny ściśle powiązanej z samą zbrodnią; jedni członkowie rodziny naprawdę chcą mu pomóc, inni nawet nie próbują udawać, że liczą jedynie na wysoki spadek po zmarłej. Hodges znajduje w niej wielu sprzymierzeńców; nie całkiem zdrową na umyśle Holly, czterdziestolatkę, będącą pod opieką nieco sadystycznej matki i kobietę, w której się zakochuje.
Niestety, prowadzone przez niego śledztwo sprawia, że niedługo potem ją traci. Brady ostrzegał, że go zabije, a on nie pozna dnia ani godziny, ale śmierć tej kobiety jest raczej efektem rodzinnej „przepychanki”, niż zamierzeń zamachowcy, dla którego jedynym i najważniejszym celem był sam detektyw.
Odkrycie tożsamości Brady’ego przyspiesza samo śledztwo, a grzebanie w jego ukrytych na dnie piwnicy komputerach sprawia, że choć mają pewne wątpliwości, to wydają się wiedzieć, gdzie uderzy. Niestety, ich pomyłka okazuje się fatalna w skutkach, gdyż jak się okazuje, terrorysta obrał sobie nieco inny cel, niż detektyw, Holly i zdolny przyszły student, Jerome, zakładali.
Książkę czyta się dosyć przyzwoicie, choć do arcydzieła wiele jej brakuje. Nie ma w niej żadnego napięcia, bo od początku znamy sprawcę i wiemy mniej więcej, co planuje.
A kiedy w końcu coś interesującego zaczyna się dziać, to czas goni i trzeba to maksymalnie ukrócić i wcisnąć jakieś zakończenie, byle nie za długie, żeby czytelnicy nie zasnęli w połowie.
Książka dobra do czytania na dwa, lub trzy długie wieczory, ale nie warta zapamiętania, bo po kilku dniach człowiek nie wie, co właściwie znajdowało się w jej fabule i potrzebuje „pomocy”, by to sobie przypomnieć. Typowe czytadło na długie, jesienne wieczory.
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 2014-06-04
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 576
Tytuł oryginału: Mr. Mercedes
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Danuta Górska
Dodał/a opinię:
Najnowszy zbiór opowiadań mistrza horroru, Stephena Kinga, zawiera 13 krótkich tekstów, w tym wiele nowych, nigdy dotąd niepublikowanych...
W połowie maja, tuż przed światową premierą swojej najnowszej książki „Outsider”, Stephen King opublikował w sieci opowiadanie zatytułowane „Laurie”....