Tam, gdzie Zachód spotyka się ze Wschodem, rodzi się powieść mroczna, tajemnicza oraz opowiadająca przewrotną historię zaczerpniętą wprost z indyjskiej kultury. Horror, z którym się spotkałam na jednodniowym można powiedzieć maratonie, był naprawdę ciekawą lekturą, ale czy rzeczywiście przerażającą? Czy musiałam czekać aż dwa lata, żeby się z nią zapoznać?
Kalkuta lat 70.XX wieku. Robert Luczak, amerykański wysłannik czasopisma literackiego leci tam wraz z żoną oraz ich kilkumiesięczną córeczką w celu pozyskania praw do publikacji poematu indyjskiego poety o imieniu Das, który oficjalnie uznany został za zmarłego. Wśród wszechobecnego ducha bogini Kali, wśród wąskich uliczek wielkiego miasta toczy się życie zwykłych mieszkańców. Ale czy na pewno wszyscy mogą spać spokojnie?
Niektóre miejsca są tak złe, że nie powinny istnieć. Niektóre m i a s t a są tak nikczemne, że nie da się ich znieść. Kalkuta jest takim właśnie miejscem.
Mam pewien problem z książkowymi horrorami. Kiedy widzę kolejną powieść tego gatunku na rynku, to za każdym razem podchodzę do niej z pewną dozą niepewności. Dlaczego? Otóż żaden dotąd przeczytany horror mnie nie przeraził, a ja chciałabym, żeby to zrobił. Stąd do „Pieśni bogini Kali” podchodziłam dwa razy. Pierwszy raz w październiku 2023 roku, jednak nie dotrwałam wtedy nawet do połowy. Drugie podejście miałam dwa dni temu, a lekturę skończyłam po niecałej dobie. Wciągnęłam się w tę historię tak bardzo, że przeczytałam ją praktycznie na raz. Jednak nadal — to nie był przerażający horror.
Wyglądało na to, że tylko cienka zapora w postaci elektrycznego światła dzieli wielkie miasta od całkowitego zdziczenia.
„Pieśń bogini Kali” to powieść Dana Simmonsa w tłumaczeniu Janusza Ochaba. Jest to też pierwszy horror, jak i ogólnie książka tego autora, jaką do tej pory przeczytałam. Uważam, że czas spędzony przy niej był naprawdę udany. Na duży plus z mojej strony zasługuje wybrana przez autora tematyka, bowiem oparcie historii na wierzeniach hinduizmu i związanych z nimi bóstwami — w tym przypadku głównie bogini Kali — to coś, co trudno objąć fabularnie, zwłaszcza w kontekście powieści grozy. Mnogość bóstw, które znajdują się w świętych księgach hinduizmu — Wedach — to jedno, a to, że wiele z nich występuje pod wieloma formami kulturowymi to drugie. Stąd momentami może to być dość przytłaczające dla czytelnika. Ale czy tylko dla niego? Tak się dzieje z pewnością w kontekście głównego bohatera, który pewne rzeczy przyjmuje na sposób, że tak napiszę nieco ograniczony. Odnoszę wrażenie, że główna postać chłodno odnosi się momentami do rzeczy, których nie rozumie, a które nie są częścią jego codzienności. Z jednej strony mogłabym to nazwać szokiem kulturowym, choć z pewną rezerwą.
Pieśń Kali jest z nami. Towarzyszy nam od bardzo długiego czasu. Jej chór nieustannie rośnie i rośnie, i rośnie.
Nie będę się jednak zbytnio skupiać nad samym przedstawieniem bogini Kali w tym horrorze, gdyż za mało się znam na wierzeniach hinduizmu, by ocenić czy została przedstawiona we właściwy sposób. Z pewnością element szaleństwa, który wiąże bóstwo z poetą Dasem, to coś, na co warto zwrócić uwagę. Tyczy się to również kapalików, a ich wątek wydał mi się w tej lekturze najciekawszy. Jeśli jednak miałabym się odnieść do rzeczy, która nie przypadła mi do gustu, to z pewnością jest to zakończenie lektury, które według mnie zostało napisane na siłę, a jeden z dość wrażliwych społecznie wątków został wpleciony zupełnie niepotrzebnie, by wzbudzić emocje u czytelnika. Nie jestem fanką tego typu rozwiązań. Niestety. Natomiast odchodząc od warstwy fabularnej powieści, warto również wspomnieć, że książka, którą posiadam ma literówki (wydanie I: ISBN 978-83-7731-449-4). Szczególnie widać to na pierwszych kilkunastu stronach, kiedy mówimy o indyjskich imionach, m.in. Amrita to kilkukrotnie Armita. Niby niewielka rzecz, a jednak przeszkadzało mi to w odbiorze. W końcu jako czytelnik chcę skupić się na fabule, a nie na tym, czy na pewno dobrze zapamiętałam czyjeś personalia.
Pieśń Kali jest z nami. Towarzyszy nam od bardzo długiego czasu. Jej chór nieustannie rośnie i rośnie, i rośnie.
Jak będę wspominać tę powieść? Z pewnością pozytywnie, choć z lekkim ubolewaniem nad tym, że kolejny horror nie wzbudził we mnie tych emocji, które chciałam przeżyć. To, co mogę powiedzieć na pewno, to to, że jest to lektura, która zapoczątkowała moje zainteresowanie innymi książkami Dana Simmonsa.
Wydawnictwo: Vesper
Data wydania: 2021-04-14
Kategoria: Horror
ISBN:
Liczba stron: 292
Tytuł oryginału: Song of Kali
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Janusz Ochab
Dodał/a opinię:
MarionetkaLitera
Najsłynniejsza obok "Diuny" powieść science fiction. Intruzi atakują Hegemonię, niszcząc kolejne planety. Ludzkość walczy już nie o zwycięstwo, lecz o...
Od upiornego pola bitwy w wojnie secesyjnej, przez wojenny park tematyczny w Wietnamie i wszechpotężny mózg autystycznego chłopca, po wstrząsającą historię...