…I WSZYSTKO TO, CO POMIĘDZY
Na wstępie muszę koniecznie napisać, że jestem fanką „Autostopem przez galaktykę” Adamsa. Moim największym marzeniem jest posiadanie na własność Marvina, androida z chroniczną depresją. Tak byśmy sobie razem marudzili i marudzili… A jak już nie może być Marvin, to może wystarczy Chester – komputer pokładowy, który dorobił się własnej osobowości, lubi przebywać w różnych miejscach statku, byle nie tam, gdzie naprawdę jest potrzebny, a na dodatek nader często się obraża. Idealnie byłoby mieć obu na raz, z tym, że ideały nie istnieją. Ale może tak od początku?
Na początku książki Kacpra Kotulaka, książki o wielce wymownym tytule „Początek, koniec i hot- dogi”, jest koniec. Koniec planety Ziemia. Koniec raczej spektakularny, bo wynikający ze spotkania z rozpędzona asteroidą. Jedynym ocalałym ziemianinem jest kapitan Floty Stanów Zjednoczonych Nabuchodonozor Wilkins (chociaż on sam woli, kiedy mówi się do niego Nab), wysłany w przestrzeń z misją ratunkową. Misja się nie powiodła, za to kapitan przeżył. Mało tego; przeżył by się przekonać, że kosmos jest zatłoczony jak diabli, a kosmici wcale nie są zieloni (niektórzy nawet przypominają ogrodowe szpadle). Przeżył, ale spadł z deszczu pod rynnę. Bo zagłada Ziemi to małe miki; teraz czeka nas Zagłada Wszechświata. Naszego. I w całości. Nab Wilkins to jednak Amerykanin do szpiku kości i ma dość tych wszystkich końców i tego całego zamieszania. Postanawia więc wszechświat uratować. Tym razem skutecznie. A co! W tym dziele dzielnie pomagają mu jego nowi koledzy: Sinus Pi Czwartych – międzygwiezdny sprzedawca tytułowych hot – dogów, Xijn Jumgroth – koordynator końca świata oraz Wszechstronny Pike – mnich nadprzestrzenny chwilowo zastępujący Czas ( obecnie na urlopie; Czas znaczy). Ratowanie wcale nie jest lekkie, łatwe i przyjemne, bo mają do dyspozycji nieskończoność kosmosu i niecałe czterdzieści godzin…
I tu jest właśnie miejsce i czas, aby to napisać. To, czyli: ta książczyna (bo i mała, i krótka) nie każdemu się zapewne spodoba. Trzeba mieć specyficzne poczucie humoru, na regale wszystkie książki Terry’ego Pratchetta, lubić absurd rodem z Monty Pythona i w ogóle śmiać się w innych momentach niż reszta. Jeśli jednak spełniacie chociaż jeden z powyższych warunków, dobra zabawa zapewniona. Kotulak ma poczucie humoru, które bardzo mi odpowiada, pisze lekko i ze swadą i naprawdę nie można się przy tej książce nudzić. Tym bardziej, że godząc się na pewną – nie do końca poważną – konwencję, możemy zapewnić sobie spora dawkę absurdu, dobrego humoru i radości. Jak mam nie pokochać książki, której autor bawi się cytatami z szeroko pojętej popkultury?! Tu windę obsługuje Predator, Centralny Urząd Międzygalaktyczny wygląda jak lucasowska Gwiazda Śmierci ( z krwiożerczym zsypem), a szafa grająca kryje w sobie mózg największego filozofa galaktycznego o imieniu Kansas City (zbieżność przypadkowa. Chyba). Jeśli więc interesuje was jak wygląda technika 57 Księżycowego Kung Fu, zwana „Cierpliwy Tragarz Radzi Sobie Z Tłumem Wściekłych Bab Przy Pomocy Worka Kartofli”, koniecznie książkę Kotulaka przeczytajcie. Jeśli jednak sztuki walki nic was nie obchodzą, obejrzyjcie sobie któryś tam sezon dowolnego amerykańskiego serialu (chyba wszystkie mają przynajmniej ze trzy).
„Początek koniec i hot – dogi” to książka, która skutecznie poprawiła mi humor w ten czas wiosennego osłabienia, nic niechcenia i ogólnego rozleniwienia umysłowego. Świetnie się przy niej bawiłam, bo chociaż w bajki raczej już nie wierzę, czasami lubię pomyśleć, że w kosmosie coś tam istnieje. I sprzedaje hot – dogi (niekoniecznie z musztardą). A Douglasowi Adamsowi ta książka też by się spodobała. Raczej.
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2019-03-10
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 218
Tytuł oryginału: Początek, koniec i hot-dogi
Język oryginału: Polska
Tłumaczenie: Polska
Ilustracje:Przemysław Ryba
Dodał/a opinię:
Renata Kazik