Nie bez obaw pakowałam do torby najnowszą książkę
Danuty Gryki -
Pół świata z plecakiem i mężem. W najgorszym wypadku, pooglądam sobie zdjęcia - pocieszałam się. Nie wiem, czy to wspomnienie poprzedniej książki, czy faktycznie początek książki jest słaby, ale przez pierwszych kilkanaście stron, nieco się nudziłam. Ten stan szybko jednak minął i ze strony na stronę, robiło się coraz ciekawiej.
Pierwszym krajem opisywanym przez
Danutę Grykę i jej męża jest Turcja, stamtąd przez Syrię, Jordanię, Nepal, Tajlandię, Laos i Wietnam, małżeństwo dociera najpierw do Australii, a w końcu do Nowej Zelandii. Tym ostatnim państwom oraz trekkingowi w Himalajach, autorka w swej książce poświęca najwięcej miejsca.
Wystarczy raz wyruszyć w podróż, by złapać bakcyla i ledwie wróciwszy z wyprawy, planować następną.
Po powrocie z Azji, cały czas kombinowaliśmy z Tomkiem, jak i za co znów wyruszyć w świat i tym razem zatoczyć pętlę wokół globu. Po trzech latach i wymianie mieszkania na mniejsze, za zaoszczędzone pieniądze małżeństwo rusza w kolejną podróż. W trasie bywa różnie, znane miejsca w ciągu kilku lat nieco się zmieniły, zwykle na niekorzyść, ceny wzrosły, a proza życia każe zrezygnować ze zwiedzenia kilku miejsc.
Z żalem żegnamy się z Birmą. Indonezją i Filipinami. Może przyjdzie jeszcze na nie pora. Jeśli chcemy tym razem zatoczyć pętlę wokół globu, musimy niektóre miejsca wykreślić z naszej trasy. O finansach Danuta Gryka wspomina sporo. Tu za drogo, tam naciągają. Z jednej strony zdaję sobie sprawę z tego, że taka podróż wymaga cięć i wyrzeczeń, a ceny podawane turystom bywają niesamowicie wygórowane, z drugiej nieco irytowało mnie częste przeliczanie stanu portfela.
Niełatwo uniknąć niespodzianek w tak długiej podroży, tym bardziej, że nasi bohaterowie choć wiedzą dokąd chcą dotrzeć, a pod ręką mają przewodniki Lonely Planet, co rusz modyfikują plany, dopasowując je do realiów. Przemieszczają się głównie autostopem, w dużej mierze uzależnieni są więc od innych. Nocują w różnych miejscach, niekoniecznie luksusowych hotelach, pod namiotem, u ludzi poznanych w podróży. Na obiad niekiedy muszą im wystarczyć chińskie zupki. Ot, cena za chęć zwiedzenia jak największego kawałka świata, jak najniższym kosztem. Te niedogodności okazują się mieć plusy, bo to dzięki nim Danuta i Tomasz poznają mijane kraje nie tylko z frontu, ze strony, z której chce się je pokazać turystom, ale także niejako od podwórka. Znajomości z mieszkańcami regionów niejednokrotnie okazuję się dużo ciekawsze niż podróż z przewodnikiem sypiącym jak z rękawa wyuczonymi tekstami, mającymi na turystach robić jak największe wrażenie.
Samodzielna podróż, bez kół ratunkowych w postaci zaplecza zorganizowanego przez biura turystyczne, obfituje w najróżniejsze przygody. A to na lotnisku się utknie z powodu braku biletu zezwalającego na wyjazd, to znów podczas trekkingu po Himalajach rozpadną się jedyne buty i trzeba będzie zamienić się w szewca-cudotwórcę. Czasami nocą można wyskoczyć na bilard, potańcówkę i piwo, innym razem luksus pokoju mierzy się liczbą pałętających się po nim karaluchów. Niekiedy z nieba leje za kołnierz woda, innym razem słońce daje się ostro we znaki. A jechać trzeba. Stanąć przy drodze i liczyć na to, że któryś z samochodów się zatrzyma. Albo, że w ogóle pojawi się jakiś pojazd i będzie można przemierzyć kolejnych kilkanaście kilometrów, dotrzeć do następnego punktu na trasie.
Brzmi dość groźnie, ale poznani przy okazji tych przygód ludzie i widoki, których próżno wypatrywać wędrujący utartymi szlakami, wynagradzają niewygody z nawiązką. Danuta i Tomasz zapisują wrażenia z podróży skrupulatnie, chętnie dzieląc się z nimi z czytelnikami.
Pół świata z plecakiem i mężem czyta się z przyjemnością. Nie brak tu zarówno praktycznych informacji, reportażowej skrupulatności, jak i nieco pamiętnikarskich wywodów. Sporo ciekawostek, mnóstwo anegdot i piękne zdjęcia - w tej książce jest wszystko to, czego szukam w literaturze podróżniczej. Niektóre tematy były mi nieobce, czekało mnie jednak także wiele zaskakujących opowieści. Ot, choćby o kobietach z Laosu, zarabiających na łapaniu małych ptaszków, a następnie ich sprzedaży. Po co kupuje się te ptaszki? Żeby dać im wolność. Ten buddyjski rytuał uwalniania zwierząt, znamy też z Tajlandii, ma zapewnić dobroczyńcy szczęście. Klatki stoją często przed wejściem do świątyni. Tylko że... No właśnie. Dzięki przedsiębiorczym kobietom ptaszki trafiają szybko z powrotem do niewoli. Przypomina mi się analogiczna historia z rybkami z Bangkoku, gdzie się je łowi i sprzedaje, a chwilę później rybki zostają rytualnie wypuszczone do rzeki, skąd ktoś je znowu wyłowi i sprzeda. I biznes się kręci.
Takich ciekawostek jest w tej książce sporo. W Australii, gdzie renifery raczej nie należą do lokalnej fauny, na jednej ze sklepowych wystaw sanie świętego Mikołaja ciągną... kangury. Poczytać też można o zabalsamowanym żółwiu o wadze 250 kilogramów, wietnamskim daniu hot vin lon, czyli jajku kaczym z embrionem w środku (niekiedy posiadającym już dzióbek i piórka!), śmiercionośnej meduzie zwanej osą morską, podziemnym mieście Coober Pedy (Nadal połowa populacji mieszka w podziemnych domach. Pod ziemią są też kościoły, hotele, nawet kemping.) czy pomniku jedenastu... tamponów. Fascynujące są też opowieści o poznanych na szlaku ludziach, kierowcach niejednokrotnie stających się doskonałymi przewodnikami, zwykłych, życzliwych mieszkańcach mijanych miejscowości, czasem wspomagających "jedynie" dobrym słowem czy kubkiem wody, innym razem oferujących nocleg, obiad lub nieocenione towarzystwo, pomocne w poznawaniu okolicy.
Styl autorki jest już dużo lepszy, co sprawia, że książkę czyta się jak fascynującą opowieść. Czuć ducha przygody. Danuta Gryka pięknie opisuje mijane miejsca, fascynująco opowiada o swoich przygodach, dzieli się z czytelnikami dobrymi i złymi chwilami, przy okazji pokazując jakie trudy czekają backpackersów. No, może czasami w jednym fragmencie tekstu nagromadziło się zbyt wiele powtórzeń (...przyjemnie się je nosi w letnie upały. To dlaczego kobietom każe się nosić te czarne szaty? Mężczyźni czasem noszą białe czapki, nierzadko ręcznie haftowane, co do kompletu z białą suknią wygląda bardzo elegancko. Wielu nosi też chusty...), ale powiedzmy, że w obliczu wielkiej przygody nie ma to większego znaczenia.
Danuta Gryka swą relacją z podróży Pół świata z plecakiem i mężem pozytywnie mnie zaskoczyła. Spodziewałam się książki pięknie wydanej, bo niejednokrotnie mogłam się przekonać, żeBiblioteka Poznaj Świat to książki profesjonalnie przygotowane, cieszące oko szatą graficzną. Nie miałam wielkich oczekiwań co do treści, ale w tej chwili nie mam już wątpliwości, że gdy tylko ukaże się kolejna książka autorki, na pewno znajdzie się dla niej miejsce na półce.