To nie jest typowa powieść dokumentalna. Tak. Autorka przywołuje tragiczny wypadek, który wydarzył się naprawdę w uralskich górach na początku lutego 1959 roku. Ale to też jest powieść bardzo osobista i … mistyczna.
Bo tylko mistyką można wytłumaczyć, że tych dziewięcioro wybrało właśnie ją, Annę Matwiejewnę, aby opowiedziała ich historię. To duch zmarłego sąsiada podpowiada jej, gdzie jeszcze należy szukać infomacji. To działanie siły wyższej skrzyżowało drogi Anny i Swiety. Anna swoją powieścią zaprosiła nas na chwilę do swojego życia. Odkryła przed nami, jak wyglądało zbierane materiałów dotyczących nieszczęsnej wyprawy pod kierownictwem Igora Diatłowa. Zwraca uwagę na szczegóły, które rodzą nowe wątpliwości, które wskazują na niedociągnięcia w prowadzonym swego czasu śledztwie. Anna opowiada nam o poszczególnych krokach, jakie podejmuje, aby rozwikłać zagadkę z przeszłości. A do tego nie ukrywa, że … no cóż … jest kobietą, która w życiu (przynajmniej prywatnym) poniosła porażkę. Mąż odszedł do jej przyjaciółki. Anna nie potrafiła się z tym pogodzić i nawet nie próbuje przed nami ukryć swego rozgoryczenia. Ale gdy zaczęła zajmować się sprawą diatłowców pewnego dnia do jej drzwi zapukał Wadik. Wadik skruszony. Wadik marnotrawny. I cóż począć z tym Wadikiem? Przyjąć go z otwartymi ramionami? Przepędzić na cztery wiatry?
A tymczasem sprawa diatłowców…
23 stycznia 1959 roku grupa dziewięciu młodych ludzi wyruszyła na wyprawę. Start: Swierdłowsk (dzisiejszy Jekaterynburg). Cel: góra Otorten (1234 m n.p.m.). Skład ekspedycji: Igor Diatłow (kierownik wyprawy), Zinaida Kołmogorowa, Aleksandr Kolewatow, Rustem Słobodin, Gieorgij Jurij Kriwoniszczenko, Nikołaj Thibeaux-Brignolle, Siemion Zołotariow i Jurij Judin. Nie, to nie byli amatorzy. Byli świetnie przygotowani do takiej wyprawy. A jednak nie przeżył nikt. A jednak miejsce tragedii wywierało przeraźliwe wrażenie, bo aż krzyczało, że tu wydarzyło się coś dziwnego. Wskazywało na to wszystko! Rozcięty namiot. Ucieczka w popłochu. Bez ciepłych kurtek. Bez butów. W lutym! Na Uralu! Ekspedycje ratunkowe wysłane na miejsce tragedii (ze znacznym opóźnieniem zresztą) nie miały wątpliwości, że cokolwiek tu się wydarzyło było zaskoczeniem dla tych dziewięciu. Absolutnie się tego nie spodziewali. Mało tego… przerażenie, które zamarło na ich twarzach wzbudzało jeszcze więcej strachu i grozy.
A co tak naprawdę się wydarzyło? Hipotez jest wiele. Od najbardziej absurdalnych do najbardziej prawdopodobnych. I te wszystkie hipotezy rozpatrywała Anna Matwiejewna określając ich procent prawdopodobieństwa i przytaczając argumenty za i przeciw. Hipoteza aryjska? Tylko 0,001% wiarygodności. Broń próżniowa? Aż 50% wiarygodności. Karły z Arktydy? Kłótnia? Lawina? Mansowie? Niedźwiedź? Piorun kulisty? Satelity lub obłok sodowy? Ten ostatni aż 70% wiarygodności! UFO? Upozorowanie? Wybuch atomowy? Szwadron śmierci i zbiegli więźniowie? Zaczystka? Zamarznięcie? Zatrucie spirytusem? Autorka nie mówi wprost. Nie podaje konkretnego rozwiązania tej zagadki. Pewne jest to, że na ubraniach ofiar znaleziono ślady promieniowania. Czyżby testy nowej broni? Chyba najbardziej prawdopodobne. A tych dziewięcioro? Po prostu znaleźli się w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie. I historia ZSRR zna wiele takich przypadków.
"Przełęcz Diatłowa. Tajemnica dziewięciorga" to świetna powieść, którą warto przeczytać. To powieść z ciekawym wątkiem dokumentalnym. To powieść napisana w taki sposób, że ciężko się od niej oderwać. Bo mimo tego, że wiadomo jaka tragedia się wydarzyła, to samo śledztwo Anny trzyma w napięciu. Przytaczane przez nią fragmenty dzienników, skrawki dokumentów i … mistyczne wizyty tych, których już z nami nie ma.
Wydawnictwo: Illuminatio
Data wydania: 2020-02-26
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 240
Tytuł oryginału: ,
Dodał/a opinię:
Monika Kurowska