Na temat Auschwitz napisano już tyle książek, że ostatnio poczułam przesyt. Mamy obrazy życia w obozie z punktu widzenia ofiary, z punktu widzenia oprawcy, z punktu widzenia kobiety, mężczyzny, Polek i Polaków, Żydów, Niemców, ludzi w różnym wieku, różnych narodowości, różnych wyznań. Kolejne książki z „Auschwitz” w tytule omijam szerokim łukiem, bo natknęłam się w ostatnich miesiącach na opisy, które uznałam za nadużycie. Jakby ich autorzy chcieli zarobić na nieszczęściu innych, a nawet nie zdobyli się na to, żeby dokładnie przeczytać i poznać realia życia w tym piekle. Eva Moses Kor to jednak zupełnie inny przypadek. Ona tam była. Jej książka – to nie jest zbeletryzowana, ubrana w ładne słowa powieść, która ma się dobrze czytać, tylko dokument i świadectwo nieludzkich zbrodni, dokonywanych w imię postępu medycyny i nauki.
Eva i jej bliźniaczka Miriam trafiły do obozu w wieku lat dziesięciu i do razu dostały się „pod skrzydła” Anioła Śmierci – niesławnego doktora Mengele. W książce są ich zdjęcia, które zachowały się z dokumentacji obozowej, ale są też takie z lat wcześniejszych, z dzieciństwa, które nie było piekłem. Z jednego z nich patrzą na nas śliczne maluszki, z wielkimi białymi kokardami we włosach, z okrągłymi buźkami, śliczne jak laleczki, ubrane w cudne sukienki. Kiedy pomyśli się, że te właśnie „laleczki” kilka lat później były poddawane nieludzkim torturom, ogarnia człowieka przerażenie. I po raz kolejny pojawia się myśl: „jak można było do tego dopuścić?”, „co tymi ludźmi zawładnęło, żeby robić takie rzeczy?”. Właśnie takie myśli, które pojawiają się podczas lektury, są dla mnie dowodem na to, że nie mam do czynienia z tanią sensacją.
Miriam i Eva zobaczyły w Auschwitz tyle zła i okrucieństwa, że trudno pojąć, jak udało im się potem wrócić do normalnego życia. I przez cały czas, kiedy tę książkę czytałam, zastanawiałam się, jak to możliwe, że przeżyły? Bo przecież wiedziałam, że skoro napisała te wspomnienia, musiała jednak wyjść z obozu – zakładałam, że jeśli wyszła Eva, to udało się też Miriam.
Jest w tej książce bunt i żal – z powodu zmarnowanego dzieciństwa i wielkiej krzywdy, jaką wyrządzono ludziom podczas wojny. Jest rozpacz po utracie najbliższych – i jest wszechpotężna miłość oraz duchowa siła, która kazała tym dzieciom kurczowo trzymać się życia i walczyć o przetrwanie.
Dzieci doktora Mengele – bo tak je nazywano – uważane były w obozie za uprzywilejowane: mogły nosić swoje ubrania (przynajmniej dopóki w ogóle nadawały się do użytku…), nie ogolono im głów, „tylko” obcięto włosy, nie zostały wysłane do komory gazowe, miały żyć. Przynajmniej do momentu, aż „doktor” nie uzna, że chce sprawdzić, jak zareagują na zastrzyk ze śmiertelną chorobą albo nie zabiją ich po prostu potworne warunki obozowe.
Ta książka jest poruszającym świadectwem i pięknym obrazem miłości siostrzanej – Eva i Miriam były dla siebie prawdziwym wsparciem podczas tych strasznych dni i mam wrażenie, że był to jeden z czynników, który pomógł im przetrwać.
Oczami Evy widzimy życie obozowe, selekcje, apele, ale też – bunt Sonderkommanda, ucieczkę nazistów z obozu i obraz życia w opuszczonym obozie, a także życie po wyzwoleniu: powolny powrót do normalnego świata – choć tak naprawdę świat po obozie nigdy już nie stał się „normalny”.
Książka napisana jest prostym językiem, autorka nie sili się na wymyślne porównania i metafory – bo to, co opisuje, nie wymaga dodatkowych zabiegów. Jest wystarczająco wymowne…
Komu ta książka może się spodobać? Wszystkim, których interesuje literatura obozowa – jest to nowe spojrzenie, intrygujące i wstrząsające.
Podsumowując: poruszająca opowieść kobiety, która jako dziecko była poddawana eksperymentom w obozie Auschwitz. Historia trudna, ale każdy powinien ją poznać.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2014-02-06
Kategoria: Literatura faktu, reportaż
ISBN:
Liczba stron: 160
Dodał/a opinię:
Joanna Tekieli