„Psy gończe” zaczynają się jak spacer po mieście, które ma w sobie coś z dawnego snu i z twardej rzeczywistości. Łódź roku 1922 nie jest tu jedynie tłem – to pełnoprawna bohaterka. Pachnie dymem z fabrycznych kominów, słychać stukot końskich kopyt po bruku, czuć wilgoć w podwórkach kamienic. Autorka tworzy obraz miasta, które dopiero uczy się żyć po wojnie – niepewnego, pełnego kontrastów, w którym bieda sąsiaduje z przepychem, a dawne zasady ścierają się z nowymi. To właśnie w tej scenerii pojawia się komisarz Jakub Gajcer.
Gajcer jest bohaterem rzadko spotykanym we współczesnych kryminałach – nie ma w nim nadmiaru pozerskiej charyzmy ani wymyślonych traum, które miałyby go na siłę ubarwić. To człowiek solidny, inteligentny, działający spokojnie i metodycznie. Ma życie rodzinne, codzienne troski, a jednocześnie zawodową determinację. Obok niego działa Szmul, patolog sądowy, którego cięty język i praktyczne podejście dodają historii kolorytu. Ich relacja jest jednym z największych atutów powieści – pełna drobnych uszczypliwości, ale też wzajemnego zrozumienia.
Fabuła łączy trzy pozornie niezależne wątki: śmierć księdza, odnalezienie urn w świeżym grobie oraz zaginięcie młodego mężczyzny z bogatej rodziny. Każda sprawa prowadzi w inne zakamarki miasta i odkrywa inne oblicze jego mieszkańców. Autorka nie spieszy się z ujawnianiem powiązań, pozwala czytelnikowi samodzielnie szukać tropów. Rozwój wydarzeń jest stopniowy, niemal kontemplacyjny – to nie jest kryminał, w którym akcja goni akcję; tu napięcie buduje się w ciszy, w rozmowach, w obserwacji szczegółów.
Tym, co urzeka najbardziej, jest dbałość o realia epoki. Czuć, że każdy detal – od metod śledczych, przez warunki pracy policji, po codzienne zwyczaje – został sprawdzony i wpisany w narrację z wyczuciem. Nie ma przesytu datami czy faktami historycznymi, ale w każdym dialogu, w każdym opisie wnętrza i stroju pobrzmiewa autentyczność lat dwudziestych. To sprawia, że można poczuć się, jakby naprawdę szło się obok Gajcera brukowaną ulicą.
Tempo powieści jest spokojne, czasem nawet bardzo. Dla mnie to zaleta – daje przestrzeń, by wejść w klimat, by pobyć chwilę w tym świecie. To powolne odkrywanie, jak otwieranie szuflady po szufladzie w starym biurku – każda kryje coś nowego, czasem drobiazg, czasem istotny trop. Nie każdemu taki rytm będzie odpowiadał, ale jeśli lubi się literaturę, która buduje atmosferę, a nie tylko pędzi do finału, „Psy gończe” nagrodzą cierpliwość.
Na końcu zostaje wrażenie obcowania z opowieścią przemyślaną, spójną i napisaną z czułością zarówno do postaci, jak i do miasta. To debiut, który ma w sobie dojrzałość – nie udaje niczego, nie sili się na efektowność, tylko konsekwentnie opowiada historię w rytmie, jaki sama sobie narzuca.
„Psy gończe” to dla mnie nie tylko kryminał retro, ale też portret miasta i ludzi, którzy próbują odnaleźć się w nowym porządku świata. Jeśli ktoś lubi zanurzyć się w dawnej Łodzi, poczuć jej ulice, wsłuchać się w jej język i odkrywać zagadki razem z bohaterami – to będzie lektura satysfakcjonująca i wciągająca w sposób nienachalny, ale trwały.
Wydawnictwo: PulpBooks
Data wydania: 2024-10-25
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 414
Dodał/a opinię:
Ewelina Białogołąbek