Policjant John Corey przebywa w miasteczku na rekonwalescencji po postrzale, którego doznał pełniąc służbę jako nowojorski detektyw. Pod koniec wymuszonego urlopu włącza się do śledztwa dotyczącego zabójstwa pary biologów pracujących w rządowym laboratorium na Śliwkowej Wyspie. Głównym motywem zbrodni ma być kradzież groźnych wirusów czy to przez zamordowanych naukowców bądź terrorystów. Padają hasła o szczepionkach ratujących ludzkość przed pandemią, nazwy chorób, których przebieg wywołuje gęsią skórkę. Cóż, według mnie, szkoda,że autor nie poszedł w tym kierunku, ponieważ po tych wszystkich katastrofach i terrorystycznych zagrożeniach następuje zwrot. Wizje konającej w strasznych mękach ludzkości, wirusy, zarazki, handlujący ludzkim zdrowiem terroryści właściwie nic nie wnoszą do powieści. Okazuje się, że motywem zabójstwa jest zaginiony piracki skarb. I dalej właściwie jest jak w powieściach o morskich rozbójnikach, chociaż niby wszystko łączy wątek zamordowanych naukowców. Moim zdaniem schodzi on jednak na dalszy plan - a szkoda. Detektyw zamienia się w poszukiwacza skarbów ...Irytowała mnie ta postać- jego zachowanie, przeświadczenie o własnej odwadze, inteligencji, wyjątkowości. Coreyowi szwankuje co prawda zdrowie, ale chyba dlatego, by temu super bohaterowi nadać jakąś zwyczajną cechę. Jest z nim co prawda pani detektyw, ni by też mądra, niby też odważna ( czy warto wspominać, że piękna?), ale służąca chyba po to, by jeszcze bardziej wyeksponować elokwencję i bohaterstwo Coreya. W ogóle odniosłam wrażenie, że postaci kobiece są tylko ozdobą książki, że właściwie są zbędne, bo taki as jak agent Corey poradziłby sobie sam. Co prawda po śmierci jednej z nich sprawa znalezienia mordercy staje się prywatną vendettą nowojorczyka, ale mnie to specjalnie nie przekonało. Na dodatek czarne charaktery okażą się naprawdę tymi złymi, co wiemy od połowy książki( jeżeli nawet nie wcześniej), bo taki as jak Corey nie może mieć błędnych przemyśleń, ma genialny instynkt i świetnie zna się na ludziach.
Książka mnie rozczarowała. Fakt, czytało się w miarę dobrze, ale po kilkudziesięciu kartkach miałam ochotę ją odłożyć - przede wszystkim z powodu irytującego zachowania głównego bohatera. Dodatkowo ten piracki skarb zamiast wirusów wąglika, czarnej ospy i gorączki krwotocznej ... Książka zdecydowanie nie dla mnie, chociaż lubię taki gatunek prozy.Poleciłabym wszystkim, którzy lubią ten amerykański styl życia, ten luz, to przeświadczenie, że " Ja jestem najlepszy i wszystko ode mnie zależy".
Informacje dodatkowe o Śliwkowa wyspa:
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: b.d
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
83-7359-285-7
Liczba stron: 528
Dodał/a opinię:
maja_klonowska
Sprawdzam ceny dla ciebie ...